Andrzej Pilipiuk „Litr ciekłego ołowiu” - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 04-05-2016 11:09 ()


Powiem szczerze, gdybym znała prozę Andrzeja Pilipiuka wyłącznie z cyklu o Jakubie Wędrowyczu, nie miałabym o tym pisarzu dobrego zdania. Prezentowany w wyżej wymienionej serii humor i tematyka zdecydowanie mi nie odpowiadają. Natomiast zupełnie inaczej ma się sprawa z opowiadaniami. Dopiero zająwszy się nimi Pilipiuk pokazał prawdziwie lwi pazur. Do księgarń trafił właśnie nowy tom opowiadań, w którym znajdziecie między innymi następną porcję przygód Roberta Storma. Tom zatytułowany jest „Litr ciekłego ołowiu”.

Do Roberta Storma zgłasza się człowiek, który zleca mu coś na pozór absurdalnego. Mężczyzna ma dla niego odnaleźć drukarnię, zajmującą się składaniem i rozprowadzanie pisma, które według oficjalnych danych zostało definitywnie zamknięte w 1939 roku. Może ktoś inny uznałby takie zlecenie za żart, ale nie Storm. Poszukiwania zaprowadzą go na warszawską Pragę. Drugie zadanie pchnie go dalej, na polską prowincję, śladem pewnego ubeka i wiejskiego nauczyciela, który najprawdopodobniej odkrył statek, należący do pozaziemskiej cywilizacji.

A co słychać u doktora Skórzewskiego? Tym razem przedwojenny lekarz musi zmierzyć się z niebezpieczeństwem, które zagraża żołnierzom w pewnym garnizonie. Wszystko wskazuje na to, że nie ma on do czynienia ze zwyczajną chorobą, a zjawiskiem o wiele groźniejszym, w dodatku wywołanym celowo. Tyle że jak zwykle nikt nie chce mu uwierzyć, póki nie jest już niemal za późno na ratunek...

Robert Storm to rodzima krzyżówka Indiany Jonesa, MacGyvera i pewnie kilku innych osób. Mimo to zachowuje jak najbardziej rodzime rysy i działa głównie w Polsce, odkrywając nasze krajowe tajemnice, a mamy ich przecież niemało. Przywykliśmy szukać tego, co ciekawe, daleko od naszego kraju, podczas gdy mamy to pod nosem. Robert Storm, mimo obcobrzmiącego nazwiska, jest Polakiem i interesuje go to, co polskie. Jego klientami bywają ludzie biedni i bogaci, rozwiązuje drobne zagadki i wielkie tajemnice. A wszystko, co robi, dokumentuje Andrzej Pilipiuk... Myślę, że serial o przygodach Storma biłby rekordy popularności, choć głowę daję, że nie powstanie nigdy. Tak to już jest w naszym kraju, a szkoda.

Nowa książka Andrzeja Pilipiuka nie zawiera wyłącznie opowiadań z tej jednej serii. Są tam również inne, równie ciekawe, zahaczające czasem o horror, jak na przykład „Hamak” - majstersztyk. W każdym z nich mamy świetnie opracowanych bohaterów i misterną, podbudowaną logicznie intrygę. Nie wspominając już o poczuciu humoru. Nazwać oficera NKWD „Zoofiłow” to żart może nie wyszukany, ale mimo to poprawiający człowiekowi nastrój. To jedna z wielu ukrytych w książce satyrycznych perełek. Ten zbiorek jest nie tylko dla fanów Andrzeja Pilipiuka, ale po prostu dla wszystkich wielbicieli dobrej prozy. Pięknie wydany i przede wszystkim fantastycznie napisany. Doskonała lektura, polecam z całego serca.

 

Tytuł: „Litr ciekłego ołowiu”

  • Autor: Andrzej Pilipiuk
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Data publikacji: 22.04.2016 r.
  • Miejsce wydania: Lublin
  • Liczba stron: 400
  • Format: 125x195 mm
  • Oprawa: zintegrowana
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus