„Azymut” tom 1: „Poszukiwacze zaginionego czasu” – recenzja

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 15-03-2016 12:55 ()


Rzeczywistość potrafi zaskakiwać, a nieoczekiwane sploty wydarzeń nadają wyjątkowy koloryt dla codziennej egzystencji. Można powiedzieć, że „Azymut: Poszukiwacze zaginionego czasu” jest doskonałą ilustracją wspomnianego twierdzenia. Przynajmniej częściowo, ponieważ baśniowy świat wymyka się banalnym porównaniom!

Oryginalność jest w tym przypadku esencją i podstawą całej historii. Wilfrid Lupano stworzył uniwersum, które tętni nieprawdopodobnym życiem, mieniąc się różnorodnością barw rozprowadzonych ręką Jeana-Baptiste’a Andreae. Baśniowa formuła „Azymutu” opiera się zaś na czymś z gruntu nieprawdopodobnym – oto z map i kompasów zniknęła północ. Łatwo się domyśleć, że wszystko stanęło przez to do góry nogami.

Efekty? Hrabia Quentin De La Perue nie opłynął co prawda globu, za to król Ireneusz Wielkoduszny poznał wybrankę serca, tajemniczą i wyjątkowo ponętną Aiszę. Z kolei profesor Arystydes bada naturę czasu, natomiast Major Orestes, łowca nagród w towarzystwie królika, stara się schwytać pewną zmysłową kryminalistkę... Zrządzenie losu sprawi, że główni bohaterowie spotkają się przed sądem. Nieoczywisty finał sprawy jest jednak dopiero początkiem przygody.

Drobiazgowe referowanie wydarzeń z pierwszego albumu mija się tak naprawdę z sensem. Historia przesiąknięta jest bowiem logiką chaosu, gdzie królik nie wierzy w swoją króliczość, mucha jest pasożytem czasu, a świnka-krawiec pomaga w ucieczce biuściastej damie. To wszystko składa się tylko na pozorną nieprzystawalność. Wilfrid Lupano przedstawił fenomenalną koncepcję podszytą zarówno komizmem i tragizmem, heroiczną przygodą i filozoficznymi gawędami.

Trudno jest wyjść z zachwytu, gdy obserwuje się panoramę rozległych krain, baśniowej fauny i flory, pałacowych wnętrz, mrocznego więzienia czy dziwacznego laboratorium. Andreae operuje - nomen omen - fantastyczną, elegancką kreską, na którą nakładane są kolorystyczne warstwy tworzące unikalny nastrój „Azymutu”. To czarowna baśń skąpana w urzekających tonacjach, nieprawdopodobnie detaliczna i działająca na wyobraźnię.

Hipnotyzująca sfera graficzna koresponduje zaś z określonymi charakterami postaci. Mamy zatem frywolną uwodzicielkę królów, ekscentrycznego naukowca czy kapitana łaknącego przygód. Lupano odkrywa przed czytelnikami także świat tajemnic. Na przykład egzystencjalnych lęków – śmierci uosobionej pod postacią Pożeracza Czasu czy złudnych namiętności – pożądania, które staje się tematem sztuki. Sugestywne, otwarte na interpretacje, wspaniałe obrazy.

Świat jak z bajki. Tylko której? Pierwszy tom serii „Azymut” jest inicjacją w uniwersum szalonych wyobrażeń, awanturniczych losów, mieszania się fantastycznych porządków. W tym przypadku artystyczny potencjał trudno jest uchwycić tradycyjną miarą. Duet Lupano-Andreae zaprezentował naprawdę unikalną opowieść, która wkrótce może – i powinna – okazać się kultowa.

 

Tytuł: „Azymut” tom 1:  „Poszukiwacze zaginionego czasu”

  • Scenariusz: Wilfrid Lupano
  • Rysunek: Jean-Baptiste Andreae
  • Wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
  • Data wydania: 02.2016 r.
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek
  • Stron: 48
  • Format: 240x320 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Cena: 44,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus