"Deadpool" - recenzja

Autor: Michał "Saladyn" Misztal Redaktor: Motyl

Dodane: 10-02-2016 23:58 ()


Dziś miałem okazję obejrzeć film, na który czekałem od miesięcy. Zawsze zadaje sobie pytanie: czy film "da radę"? Nie tym razem. Teraz chciałem filmu genialnego i takiego, jaki obiecywał nam trailer - samo "dawanie rady" mnie nie zadowoli. Czy zdarzyło się wam kiedyś obejrzeć świetny zwiastun? Tak świetny, że zawierał najlepsze (albo jedyne dobre) sceny z filmu? Straszne rozczarowanie, prawda? Mogę was uspokoić - DEADPOOL to prawie dwugodzinna jazda bez trzymanki - naprawdę świetna zabawa. A najlepsze jest to, że scena otwierająca film doskonale pokazuje widzowi, co go czeka. Jakim cudem udało się utrzymać taki klimat przez cały seans? Bo ktoś się najwyraźniej przyłożył do scenariusza.

Deadpool to postać specyficzna - wydaje się być połączeniem wielu bohaterów, ale tak naprawdę nie jest żadnym z nich. Jest jednym z najoryginalniejszych świrusów, jakich dane mi było poznać. Film w pełni oddaje klimat komiksu. Jest w nim wszystko to, co być powinno - dużo akcji, bardzo dużo humoru (w tym akcje "po bandzie"), jeszcze więcej trupów, pełno ukrytych nawiązań do popkultury (zwłaszcza komiksów), kilka gościnnych występów, a na dodatek co jakiś czas Wade "przełamuje czwartą ścianę" (i nie można mu tego nie wybaczyć!). Szlachtowanie zbirów to domena wielu, w tym chociażby Punishera, ale Deadpool ma przy tym masę zabawy, a widz razem z nim. Reynolds nie "gra Deadpoola", nie "wciela się w postać Deadpoola". Ryan Reynolds JEST DEADPOOLEM. Mamy tu jeden z nielicznych przypadków całkowitego zespolenia aktora oraz bohatera. Zapomnijcie o Deadpoolu z „X-Men Geneza: Wolverine”, zapomnijcie o Zielonej Latarni i o Hannibalu. Reynolds dopiero teraz odnalazł swoje prawdziwe powołanie.

Pierwsza połowa filmu to w gruncie rzeczy rozwinięcie scen z trailera - chodzi o akcję na autostradzie oraz skoki w przeszłość, aby pokazać jak Wade stał się Deadpoolem. Totalna rozwałka. Dla mnie olbrzymim plusem było umieszczenie w fabule dwóch X-Menów, w tym mojej absolutnie ulubionej postaci - Colossusa. Grający go dotychczas Daniel Cudmore był świetny, ale dostawał za mało czasu antenowego i w gruncie rzeczy potencjał postaci został zmarnowany. "Kolos" z „Deadpoola” to wielki twardziel z ciężkim rosyjskim akcentem - trochę powolny i trochę zbyt "staroświecki", ale wszystkie te atrybuty mają swoje znaczenie dla fabuły. Negasonic Teenage Warhead jest obiektem żartów Deadpoola, ale w kilku scenach po prostu wymiata. Główni przeciwnicy Wade'a też spisali się na medal. Ostatnimi czasy byłem nieco zawiedziony czarnymi charakterami z filmów (Ultron, Ronan the Accuser) - Angel Dust i Ajax to dwa "zwyrole" i mają coś więcej do pokazania, niż tylko swój bojowy potencjał. Kolejny plus za Weasela, taksówkarza z Indii oraz niewidomą babcię dzielącą mieszkanie z Wilsonem.

W drugiej połowie obrazu miałem wrażenie, że jest troszkę gorzej. Nie wiem, czy to wina wysoko ustawionej poprzeczki, czy też konieczność sensownego pchnięcia fabuły dalej, przez co zrobiło się (miejscami) trochę... zbyt normalnie. Mimo wszystko film nadal kopie tyłek. Muszę wspomnieć o świetnej muzyce, doskonale dobranej do poszczególnych scen, a przez to wzmacniającej ich główne atuty (np. humor). W Dublinie film był wyświetlany z kategorią wiekową od 16 lat. Jest tu tak dużo świntuszenia oraz krwi i przemocy, że jest to ocena w pełni uzasadniona. Nie ma "młodsi wchodzą pod opieką rodziców" (i brawa dla wytwórni, że nie zdecydowała się wykastrować filmu, by obniżyć próg wiekowy). Jeżeli chodzi o efekty specjalne, to stoją na wysokim poziomie, chociaż miejscami mógłbym się czepiać Colossusa i jego nienaturalnego układu mięśni rąk.

Gdy siedziałem w kinowym fotelu patrząc na tę wybuchową mieszankę, moją pierwszą myślą było "mamy dopiero luty, a ja chyba właśnie oglądam film roku o superbohaterach" (a to wszystko po trailerach „Suicide Squad” oraz „Batman vs Superman: Dawn of Justice”). Fanom komiksów, a zwłaszcza Deadpoola, polecam gorąco. Wytrzeszczajcie gały, nadstawiajcie uszu i skupiajcie się na filmie, bo "smaczków" jest tam na pęczki. Fanom kina akcji także polecam, ponieważ w tej kategorii obraz broni się sam (w filmie o superbohaterach wszystkie akrobatyczne wstawki mają przynajmniej jakiś sens!). Nawet jeżeli nie ma się absolutnie żadnego pojęcia o superherosach - wszystko jest ładnie wyjaśnione między innymi dzięki płynnym skokom w chronologii przedstawionej historii. Zdecydowanie jest to film do powtórnego zobaczenia w kinie oraz do długich sesji DVD z palcem na guziku pauzy. Pamiętajcie, żeby zostać w kinie do samiuśkiego końca, inaczej przegapicie dwie sceny po napisach końcowych!

Na zakończenie dodam jeszcze, że „Deadpool” miał jedną z najlepiej opracowanych kampanii promocyjnych. Użyto tak wielu taktyk, że spece od lokowania produktu powinni robić notatki. A gdybyście jakimś cudem przegapili tę informację - powstanie „Deadpool 2”. Oby jak najszybciej, czego życzę sobie i Wam.

9/10

 

Tytuł: "Deadpool"

Reżyseria: Tim Miller

Scenariusz: Rhett Reese, Paul Wernick

Obsada:

  • Ryan Reynolds
  • Morena Baccarin         
  • Ed Skrein
  • T.J. Miller
  • Gina Carano
  • Brianna Hildebrand
  • Stefan Kapicic

Zdjęcia: Ken Seng

Muzyka: Junkie XL

Montaż: Julian Clarke

Scenografia: Sean Haworth

Kostiumy: Angus Strathie

Czas trwania: 108 minut

 


comments powered by Disqus