"Niebezpieczne kobiety" - recenzja

Autor: Argante Redaktor: Motyl

Dodane: 12-01-2016 23:30 ()


„Niebezpieczne kobiety”, kolejna antologia opowiadań, za którą stoją George R. R. Martin i Gardner Dozois, ze względu na temat skazana była na popularność. Uwagę fandomu przyciągnęła do tego stopnia, że otrzymała World Fantasy Award, pokonując m.in. dwie antologie poświęcone horrorowi i jedną reprezentującą modny steampunk. Czy zasłużenie? W przypadku zbiorów opowiadań trudno jest wydawać jednoznaczne oceny, a tu, jak zobaczymy, jest to wyjątkowo trudne – „Niebezpieczne kobiety” to tom bardzo różnorodny i przy okazji bardzo nierówny.

Sięgając po tę książkę, warto zdawać sobie sprawę, czym jest, a czym nie jest. W swojej recenzji „Niebezpiecznych kobiet” Elizabeth Hand zwróciła uwagę na analogię pomiędzy ich tytułem a tytułem legendarnych „Niebezpiecznych wizji” pod redakcją Harlana Ellisona, które znacząco przyczyniły się do wprowadzenia okrętu fantastyki na wody eksperymentów literackich, stanowiąc jednocześnie przykład wyjątkowo aktywnej roli redaktora. Jeśli jest to celowe nawiązanie, trzeba powiedzieć, że tytuł jest mylący. Przede wszystkim „Niebezpieczne kobiety” nie są – co istotne – antologią fantastyczną, ale popkulturową, a więc zbierającą opowiadania genre’owe; obok fantasy i SF pojawiają się tu western, thriller i fikcja historyczna. Książka nie ma też wiele wspólnego z eksperymentem. Wspólną cechą antologii redagowanych przez Martina i Dozoisa jest element powrotu do wcześniejszych epok rozwoju fantastyki, czasem zaakcentowanego tak wyraźnie jak w przypadku „Old Mars” i „Old Venus”, świadomie nawiązujących do opowiadań pulp sprzed kilku dekad. Ten nastrój retro jest widoczny także przy „Niebezpiecznych kobietach”, raczej zachowawczych literacko. Połączenie tej świadomej popkulturowości i zachowawczości w tym przypadku niekoniecznie jest zaletą, czyniąc z tomu jako całości raczej porządne, tradycyjne czytadło niż interesującą nowość.

Pytaniem, które ciśnie się na usta przy lekturze, jest: czemu wybrany został akurat taki temat? W kategorii „niebezpiecznych kobiet” zmieści się niemal każda kobieca postać literacka, w ramach popkultury i poza nią. Jeśli – jak sugeruje wstęp – chodziło o zaprzeczenie stereotypowi „damy w potrzebie”, to trudno powiedzieć, by był to jeszcze stereotyp godny zaprzeczania, bo klasyczne damy w potrzebie już tylko z rzadka zaszczycają popkulturę swoją obecnością. Dlaczego więc „niebezpieczne kobiety”? W czasie, gdy, jak pokazał spór o okładkę biuletynu SFWA, fantastyka zderza się z polityczną poprawnością (i to ta ostatnia częściej wychodzi ze zderzenia bez szwanku), antologia poświęcona kobietom wydaje się jeśli nie potrzebna, to nieunikniona, lecz „Niebezpieczne kobiety” nie mówią raczej na ten temat niczego, co nie zostało już powiedziane przy okazji takich antologii jak „The Other Half of the Sky” Atheny Andreadis. Chyba najlepiej, niezależnie od wstępu, czytać je w oderwaniu od fandomowych debat, traktując temat jako pretekst do łącznego wydania paru dobrych (i paru słabszych) opowiadań.

Choć „Niebezpieczne kobiety” sięgają nie tyle do fantastyki, co do popkultury, chciałoby się, żeby było inaczej, bo najsłabsze opowiadania w zbiorze to właśnie te pozbawione elementów fantastycznych. Nominowane do Locusa „Też mi desperado” Joego Abercrombie to w zasadzie opis pościgu w westernowej scenerii, a „Moje serce też jest złamane” Megan Abbott, „Wiem, jak je wybrać” Lawrence’a Blocka i „Opiekunki” Pat Cadigan eksplorują po prostu typ bohaterki-psychopatki, spopularyzowany niedawno przez książkę i film „Zaginioną dziewczynę”. Nie lepiej jest z opowiadaniami stricte historycznymi: opowiadająca o rosyjskiej lotniczce „Raisa Stepanova” Carrie Vaughn jest dość bezbarwna, a dwa opowiadania rozgrywające się w średniowieczu, „Pieśń Nory” Cecelii Holland i „Królowa na wygnaniu” Sharon Kay Penman, nie przedstawiają swych bohaterek – Eleonory Akwitańskiej i mniej znanej Konstancji Sycylijskiej – zbyt żywymi barwami. Tam, gdzie historia zabarwiona jest fantastyką, jest podobnie: rozgrywające się na alternatywnym amerykańskim Południu „Miasto Łazarz” Diany Rowland, oparte na współczesnym micie „obrońcy miasta”, gra stereotypami, a „Piekło nie zna furii” Sherrilyn Kenyon wiernie powiela schemat typowego horroru o zagubionych w lesie nastolatkach.

Nieco ciekawsze są – stanowiące w zbiorze osobną kategorię o dość dużej objętości – opowiadania stanowiące część większych całości, rozwijające światy i bohaterów opisanych przez autorów w ramach dłuższych cyklów. Należą do nich „Dłonie, których nie ma” Melindy Snodgrass; mimo że bohaterka opowiadania jest kolejnym wcieleniem stereotypu (ujawnienie, którego konkretnie, byłoby spoilerem), opowiadanie robi dobry użytek ze stworzonego przez Snodgrass świata „Imperials” i sprawnie wykorzystuje temat teorii spiskowej, która okazuje się prawdziwa, do odtworzenia atmosfery paranoi i rezygnacji. „Bombowe laski” Jima Butchera, urban fantasy rozgrywające się w świecie magicznego Chicago przemierzanego przez Harry’ego Dresdena, spodobają się szczególnie tym miłośnikom prozy Butchera, którzy kibicują upartej Molly Carpenter, pełniącej w opowiadaniu rolę narratora. Podobnie miłośnikom prozy Diany Gabaldon należy polecić „Prawiczki” Diany Gabaldon, opowiadające o losach młodego Jamiego Frasera znanego z cyklu „Outlander”; „zaplecze” w postaci cyklu czyni świat bardziej szczegółowym i dodaje nieco koloru niezbyt charakterystycznym bohaterom. „Ogłaszając wyrok” S. M. Stirlinga, należące do cyklu „Emberverse” i opisujące rozterki przywódczyni odgrywającej rolę sędziego we wzorowanym na celtyckiej utopii postapokaliptycznym społeczeństwie, rzuca się w oczy jako fragment większej całości, sam w sobie dość statyczny i pozbawiony fabuły. „Dziewczyna w lustrze” Lev Grossman, dzieląca świat z innymi tekstami autorki, kontrastuje z innymi opowiadaniami w zbiorze ze względu na to, że napisana jest w konwencji literatury dziecięcej, a „Kłamstwa, które powiedziała mi matka” Caroline Spector, rozgrywające się w zapoczątkowanym m.in. przez Martina świecie Dzikich Kart, prezentują nietypowe – może aż zbyt nietypowe, bo ze względu na brak wyjaśnienia rządzących magią świata mechanizmów fabuła może wydawać się niejasna – podejście do tematu superbohaterów. „Cienie dla Ciszy w Lasach Piekła” Brandona Sandersona, wpisane w cykl „Cosmere” i znajdujące się na pograniczu fantasy i horroru, zasługują na uwagę ze względu na oryginalny nastrój i niepowielających stereotypów bohaterów, pośród których najbardziej interesująca jest owdowiała właścicielka gospody wychowana przez babkę na zabójczynię, która zmaga się z decyzją, czy tak samo postąpić ze swą podopieczną.

Interesujące są dwa opowiadania połączone opisem dystopijnego społeczeństwa pozbawionego magii i technologii – „Imię bestii” Sama Sykesa i „Druga arabeska, bardzo powoli” Nancy Kress. Tekst Sykesa portretuje w zbliżeniu typ bohatera pojawiający się w fantastyce często, lecz rzadko w innej roli niż egzotyczny ozdobnik: przedstawiciela rozumnej rasy mającej wiele wspólnego z ludźmi, lecz spokrewnionej ze zwierzętami. „Imię bestii”, opisujące sposób życia i myślenia tego rodzaju istot w kontekście problemów rodzinnych, stanowi interesującą próbę przedstawienia niebędącej człowiekiem rozumnej istoty z perspektywy pierwszoosobowej. Opowiadanie Kress, rozgrywające się w okrutnym postapokaliptycznym świecie zamieszkanym przez wędrowne szczepy, w których kobiety sprowadzone są do roli matek i pielęgniarek, jest może najciekawszym po „Sąsiadach” Lindholm tekstem w zbiorze: opisuje pojawienie się wartości estetycznych w społeczności ukierunkowanej wyłącznie na cele praktyczne i konsekwencje, jakie ma to dla jej wewnętrznej hierarchii i zwyczajów. Kobiety są tu „niebezpieczne” jako potencjalne obrończynie i przekazicielki wywrotowych idei, których przykładem w opowiadaniu jest balet; fabuła służy pokazaniu, w jaki sposób sztuka i nauka mogą w samej swej istocie przeciwstawiać się regułom służącym przeżyciu i jaką cenę płacą za ich przestrzeganie ci, którzy im podlegają.

Jeśli jednak ktoś miałby przeczytać tylko jedno opowiadanie ze zbioru, powinni to być „Sąsiedzi” Megan Lindholm – zdecydowanie najciekawszy element „Niebezpiecznych kobiet”. Lindholm uczyniła osią fabuły konflikt między główną bohaterką, samotną starszą kobietą a jej krewnymi, zmagającymi się z sytuacjami, do których, jak się domyślają, prowadzi pojawienie się u niej pierwszych objawów choroby Alzheimera. Już samo to stanowi rozwiązanie oryginalne na tle fantastycznego krajobrazu, lecz interesująca jest także konstrukcja opowiadania, stopniującego napięcie w sposób charakterystyczny dla psychologicznych thrillerów, lecz zakończonego dwuznacznym happy endem. Dosyć prosta fabuła służy poruszeniu wielu tematów, pośród których znajduje się natura relacji między przedstawicielami różnych pokoleń, społeczny odbiór chorób psychicznych i prowokowane przez ich istnienie zagadnienia poznawcze, a także eskapizm i podwójna – spełniająca marzenia i budząca grozę – natura magii. Opowiadanie Lindholm pośrednio mówi o fantastyce i pełnionych przez nią funkcjach, a bezpośrednio – o najbardziej problematycznych elementach rzeczywistości i o tym, dlaczego trudno jest znaleźć na nie adekwatną odpowiedź. Jednocześnie jego obecność w zbiorze nadaje mu dodatkową dwuznaczność, prowokując pytanie, które ze skonfliktowanych bohaterek tekstu Lindholm są rzeczywiście „niebezpieczne”.

A co z „Księżniczką i królową” Martina, opowiadaniem, dla którego bez wątpienia sięgnęło po książkę wielu czytelników? Twórcy tomu z pewnością zdawali sobie sprawę, że historia stanowiąca prequel „Gry o Tron” stanowi główną atrakcję zbioru: opowiadanie Martina jest jedynym, którego tytuł pojawia się na okładce, ozdobionej podobizną postaci mocno przypominającej Lenę Headey w roli serialowej Cersei Lannister. Czy „okładkowe” opowiadanie, relacjonujące Taniec Smoków, wojnę o sukcesję pomiędzy Aegonem Targaryenem wspieranym przez swą matkę, królową Alicent, a jego siostrą, Rhaenyrą Targaryen, spełni wzbudzone w ten sposób oczekiwania? Tak, ale tylko oczekiwania fanów Martina spragnionych informacji o historii stworzonego przezeń świata. „Księżniczka i królowa” zapowiedziana jest jako kronika konfliktu spisana przez maestera Gyldayna, i jest właśnie kroniką: czytelnik nie dowie się za wiele o perspektywie i intencjach poszczególnych postaci, zostanie natomiast zasypany datami, nazwiskami, danymi z dziedziny genealogii i taktyki wojennej świata Westeros. W związku z tym można odnieść wrażenie, że Martin dość powierzchownie potraktował obiecujący temat, nie rozwijając zbytnio bohaterów i powielając psychologiczne szablony: Rhaenyra, tak jak Alicent, to Cersei, tylko potężniejsza i widziana z lotu ptaka (z lotu smoka?), a przez to mniej interesująca. Jednocześnie opowiadanie dostarcza wody na młyn tych, którzy przepowiadają, że „Pieśń Lodu i Ognia” zakończy się wszechogarniającą rzezią, z której nikt nie wyjdzie cało: w „Księżniczce i królowej” nie ma zwycięzców ani nawet nikogo, kogo chętnie byśmy w tej roli widzieli.

Podsumowując, łatwo powiedzieć, dla kogo przeznaczone są poszczególne opowiadania zbioru, lecz znacznie trudniej wskazać odbiorcę całości: nawet najbardziej zagorzały miłośnik Martina, Gabaldon czy Butchera może zniechęcić się perspektywą zakupu niemal tysiącstronicowej antologii, by przeczytać kilkadziesiąt stron autorstwa swego ulubionego autora, a wszystkich zamieszczonych w niej tekstów nie łączy w zasadzie nic poza – niefortunnie ogólnym – motywem przewodnim. Jednocześnie poszczególne opowiadania, jak teksty Kress i Lindholm, są zdecydowanie godne uwagi. Należy mieć nadzieję, że nie umkną uwadze czytelników, skryte w szerokim cieniu „Księżniczki i królowej”.

 

Tytuł: "Niebezpieczne kobiety"

  • Wydawnictwo: Zysk i S-ka
  • Pod redakcją George’a R.R. Martina i Gardnera Dozoisa
  • Tłumaczenie: Chodorowska Krystyna, Jabłoński Mirosław P.
  • Tytuł oryginalny: Dangerous Women
  • Liczba stron: 956
  • Format: 14.0 x 20.5 cm
  • Oprawa: twarda
  • Wydanie: 1
  • Data wydania: 2015
  • Cena: 55 zł

 Dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka za przesłanie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus