"Spectre" - recenzja druga

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 01-12-2015 23:29 ()


Arsenał z pomysłami na Bonda jest pojemny, ale jednak ograniczony. „Spectre” można byłoby opisać jako najbardziej staroświecką część tetralogii z Craigiem w roli głównej. Nowe elementy dosyć udanie korespondują z klasycznymi rozwiązaniami, co nie znaczy, że spektakularne fajerwerki tuszują wszystkie słabości scenariusza. A mimo to – jest elegancko!   

Zaczyna się fenomenalnie. Sekwencja meksykańskich scen, które toczą się w czasie Święta Zmarłych, sprawia, że Bondowi ze śmiercią naprawdę jest do twarzy. Wysokoprocentowa akcja rozpoczyna również właściwą intrygę. Zabójstwo jednego z prominentnych mafiozów ma bowiem swoje reperkusje, a echo wydarzeń usłyszymy jeszcze w Rzymie, jak i Londynie. Bo choć agent 007 zostaje zawieszony w czynnościach, to i tak stara się pokonać demony sumienia, a także... rozpracować międzynarodowy spisek.

„Spectre” sumuje wątki z dotychczasowych czterech odsłon cyklu. Mamy zatem wspomnienie o ukochanej Vesper (niezapomniana Eva Green), wskazówki od nieżyjącej M. (Judi Dench), ale także rozwiązanie zagadek z przeszłości. Wszyscy dotychczasowi przeciwnicy Bonda działali bowiem w strukturach zorganizowanej grupy przestępczej symbolizowanej przez niebezpieczną ośmiorniczkę. Metaforycznym mózgiem głowonoga jest zaś niejaki Franz Oberhauser.

 

Scenariuszowe zamierzenie jest faktycznie godne uwagi. Zakulisowe knowania zakapiorów w garniturach łączą się z osobistymi tragediami Bonda, przez co finał powinien być naprawdę emocjonujący. Niestety, cała intryga pozszywana jest grubymi nićmi, natomiast odwoływania do poprzednich antagonistów nie wnoszą zbyt wiele interesujących informacji. Ot, symboliczne pionki na światowej szachownicy syndykatu.

Równocześnie opracowano jednak inne, z pozoru niezależne machinacje. Działalność siatki szpiegowskiej, a także restrukturyzacja w MI6 budują ciekawy kontekst dla umotywowania nie tylko głównego bohatera. Ważną rolę odgrywa też między innymi nowy M (Ralph Fiennes) oraz Q (Ben Whishaw), jak i młody wizjoner C (Andrew Scott). Relacje między dżentelmenami nadają wiele uroku produkcji sygnowanej przez nazwisko Sama Mendesa.

Z kolei sztampowością i zmarnowanym potencjałem odznacza się reszta obsady, chociaż zarzuty trzeba byłoby kierować przede wszystkim do autorów skryptu, nie zaś do samych artystów. Lea Seydoux jako dziewczyna Bonda jest urocza, jednakże jej cierpiętnicze spojrzenia bywają irytujące, Monica Bellucci została zmarginalizowana do roli dojrzałej seksbomby, natomiast Christopher Waltz, to tak naprawdę po raz kolejny... Hans Landa.

 

Austriacki aktor gra z charakterystyczną manierą, opracowanym zestawem gestów i rozpoznawalnej mimiki. Takim stereotypowym szwarccharakterem jest jednak Oberhauser. To paradoks, który można byłoby zrzucić na karb tego, że Waltz nieco opatrzył się masowej widowni. Nadzwyczaj uzdolniony, choć ograniczony przez własne triki. Interpretacja tej groteskowej postaci jest jednak prawidłowa, ale mało satysfakcjonująca.

Wspomnienie nieco staroświeckiej formuły uwidoczniono zaś w kilku elementach. Wysokobudżetowa akcja to oczywiście znak naszych czasów, ale szalona, nawet przeszarżowana osobowość antagonisty, jak i typowy mięśniak, swoisty leitmotiv całego widowiska (Dave Bautista z powodzeniem odnalazł się w nowej inkarnacji słynnej „Buźki”) jest już ukłonem w stronę bardziej klasycznych historii. Bond również opracowany jest w duchu powieści Fleminga.

Craig nareszcie odnalazł swoje wykonanie. To już nie tylko zimnokrwisty zabójca z „Casino Royale” czy „Quantum of Solace”. Zdecydowanie bliżej mu do tego, co widzieliśmy w „Skyfall”. Naturalnie – postać w końcu ewoluuje. Jednak dopiero w „Spectre” można zaobserwować swobodę prowadzonej postaci, który z jednakową atencją zajmuje się zabójstwem, trunkiem, jak i kobietą. W dowolnej kolejności.

  

„Spectre” pomimo pewnych niedociągnięć ma w sobie zadziwiający urok, pewną dozę infantylności, ale nade wszystko akcję. Spektakularną i trzymającą w napięciu. Czasami zaburzoną przez rozciągniętą narrację, jednak w gruncie rzeczy taką, która pozwala na satysfakcjonujący seans. Brytyjski agent właściwie skończył swoją dotychczasową krucjatę. Garnitur szyty na miarę? Jak najbardziej. 007 wykonał zadanie.    

Tytuł: "Spectre"

Reżyseria: Sam Mendes

Scenariusz: Neal Purvis, Robert Wade, John Logan, Jez Butterworth

Obsada:

  • Daniel Craig
  • Christoph Waltz
  • Léa Seydoux
  • Ralph Fiennes      
  • Naomie Harris  
  • Ben Whishaw
  • Monica Bellucci     
  • Dave Bautista

Muzyka: Thomas Newman

Zdjęcia: Hoyte Van Hoytema

Montaż: Lee Smith

Scenografia: Dennis Gassner

Kostiumy: Jany Temime

Czas trwania: 148 minut

Dziękujemy Multikino za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus