"Biocosmosis" tom 1: "Enone" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 05-06-2007 16:33 ()


Europejski rynek komiksów obfituje w wiele pozycji o tematyce sf, międzygalaktyczne serie, czy space opery. W Polsce od dłuższego czasu brakowało cyklu, który nawiązałby do świetności lat, kiedy czytelnicy zachwycali się „Ekspedycją” czy „Funky Kovalem”. Od tamtego okresu pojawiły się tytuły aspirujące do miana polskiego hitu sf, jednak żadnemu z nich nie udało się dokonać przełomu na tym polu. Innymi słowy, w zalewie polskich komiksów undergroundowych, zinowych czy humorystycznych, widoczny był brak albumu z wyraźnie zarysowaną fabułą, przeznaczoną dla miłośników intergalaktycznych sag.

Nie oczekiwałem, iż wspomniany stan rzeczy szybko się zmieni, aż ku mojemu zaskoczeniu pojawił się „Biocosmosis”.

Głównym bohaterem pierwszej części cyklu jest emnich o imieniu Enone. Przybywa on na planetę Erra Neffia w celu propagowania nauk i przekazywania wiedzy swojego zakonu. W wyniku niezwykle ambicjonalnego postępowania Guberiona, emnich zostaje pojmany oraz uwięziony. Nie zdaje sobie sprawy, że trafił w sam środek politycznej intrygi i może stać się narzędziem w rękach jednej z rywalizujących stron. Jakie stanowisko w tym sporze zajmie Enone?

Pojawienie się „Biocosmosis” na naszym rynku należy postrzegać jako jedno z ważniejszych wydarzeń komiksowych końca ubiegłego roku. Debiut mocny, przemyślany, ale również nie pozbawiony wad. Album prezentuje się solidnie od strony edytorskiej, gruba kreda, twarda oprawa nie stanowią jeszcze standardu u wszystkich wydawców. Pro-Arte należą się słowa uznania za wypuszczenie na rynek dopracowanego towaru. Jednak wspomniane elementy to wyłącznie detale komiksowego rzemiosła. Oczy czytelnika zazwyczaj skierowane są nie na oprawę, lecz na treść jaką zawiera album. Na tym polu „Enone” prezentuje się trochę słabiej.

Jak na pierwszy tom serii otrzymujemy zbyt wiele niewiadomych. Kilka wątków, sporo postaci, dwie rywalizujące nacje. Nie ulega wątpliwości, że twórcy nie chcieli odkryć wszystkich możliwych tajemnic. Wiemy niewiele o genezie powstania zakonu emnichów, a także brakuje krótkiego zarysu sytuacji jaka ma miejsce na arenie politycznej uniwersum „Biocosmosis”. Pomimo tego, początek historii jest niezwykle obiecujący. Można odnieść wrażenie małego chaosu, w momencie kiedy mamy do czynienia ze sporą liczbą bohaterów. Oprócz emnicha, który wybija się na czoło postaci, uwaga czytelnika zostaje rozproszona na pozostałe charaktery. Jakby nie patrzeć, album stanowi swoiste wprowadzenie do świata "Biocosmosis", więc na starcie istnieje problem z hierarchią ważności. Jednakże im dalej brniemy w fabułę, wszystko zaczyna się powoli wyjaśniać aż do finałowej konfrontacji.

W prologu opowiadanej historii otrzymujemy informację, że w przyszłości będzie miało miejsce doniosłe wydarzenie. Osobiście widziałbym większą koncentracje na wydarzeniach bieżących niż zwracanie uwagi na moment, który jest raczej nutą przyszłości dla całej serii. Z elementów pozytywnych przypadło mi do gustu zagłębienie się w charakter postaci emnicha, szkoda tylko, że wątek ten urywa się w najciekawszym momencie. Album ma tylko 52 strony i nie dziwię się, że twórcy postanowili niektóre atuty zachować na dalsze epizody, zaostrzając tym samym ciekawość u czytelnika.

Każdy kto przeczyta "Biocosmosis" może odnieść wrażenie, iż w komiksie widać inspiracje gwiezdną sagą Lucasa. Przyznam, że taka myśl towarzyszy lekturze, jednak w moim odczuciu całość wygląda bardziej na hołd złożony klasyce gatunku niż nagminną kalkę. Uniwersum „Biocosmosis” ma wszelkie predyspozycje, aby zostać interesującą space operą.

Edvin Volinski powołał do życia niezwykle ciekawy świat z bardzo oryginalnym nazewnictwem, które jednak nie wszystkim może przypaść do gustu. W plątaninie nowych pojęć łatwo zatracić sens całej intrygi, dlatego „Biocosmosis” należy czytać z dużą uwagą. Można pogratulować pomysłu autorowi scenariusza, który wykazał się niemałą wyobraźnią w kreowaniu kosmicznego świata. Od strony graficznej album prezentuje się wyśmienicie. Nikodem Cabała wykonał naprawdę kawał tytanicznej roboty. To właśnie dzięki jego kresce świat Biocosmosis ożywa. W albumie mamy dość dynamiczne kadrowanie, wszystko jest utrzymane w mrocznym klimacie, a niektóre scenerie nabierają wręcz gotyckiego charakteru. Jedynie w jednym czy dwóch miejscach nasycenie czernią jest tak intensywne, że kadr wydaje się być nie do końca wyrazisty, ale nie przeszkadza to w odbiorze historii.

Podsumowując, z czystym sercem mogę polecić „Biocosmosis” każdemu fanowi sf. Myślę, że warto bliżej przyjrzeć się serii, która ma szanse na dłużej zadomowić się na rynku. Pierwszy krok został wykonany. Poznaliśmy niezwykle bogaty, futurystyczny świat, teraz pozostaje tylko czekać na jego kolejne elementy, które mam nadzieję ułożą się w interesująca i wciągająca opowieść.

 

Tytuł: "Biocosmosis" tom 1: "Enone"

Scenariusz: Edvin Volinski

Rysunki: Nikodem Cabała

Kolor: Grzegorz Krysiński

Wydawnictwo: Pro-Arte

Wydanie:I

Data wydania: grudzień 2006

Druk: kolor, kreda

Oprawa: twarda

Format: A4

Stron: 52

Cena: 34,70 zł


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...