"Luthor" - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 03-11-2015 11:56 ()


„Na szacunek trzeba zasłużyć. Nie można go odziedziczyć”. Trudno mi nie zgodzić się ze słowami jednego z największych złoczyńców funkcjonujących w uniwersum DC, miliardera i wynalazcy, odwiecznego wroga Supermana. Na miano arcywroga Człowieka ze Stali pracował prawie od początku istnienia „Action Comics”, gdyż w kolorowym periodyku pojawił się już w roku 1940. Wydana sześćdziesiąt pięć lat później pięcioczęściowa historia napisana przez Briana Azzarello i narysowana przez Lee Bermejo jest pewnego rodzaju hołdem dla tej postaci. Mogłaby być apoteozą Lexa Luthora i jego dziedzictwa, ale nią nie jest. Czego żałuję. Natomiast mimo wszystko jest to całkiem niezły komiks.

Wielkim nieobecnym jest tutaj nie kto inny, jak Superman i trudno zaprzeczyć, że to właśnie dzięki zmianie optyki historia nabiera zamierzonego wyrazu. W zasadzie konfrontacja nieustępliwego Ziemianina z niezłomnym Kryptonijczykiem (tę relację należy odczytywać właśnie w tym kierunku) ma miejsce gdzieś poza kadrem. Odwieczna walka dobra ze złem (gdzie dobro jest reprezentowane przez Lexa Luthora będącego w tych okolicznościach Człowiekiem ze Stali) toczy się w większej mierze w bądź co bądź genialnym umyśle tego pierwszego. Natomiast jest on również człowiekiem czynu, toteż swoje plany pozbycia się intruza z innej planety jak najbardziej wciela w życie.

Dodam, że Kal-El wygląda w tym komiksie jak android, nieludzka istota pozbawiona uczuć, stanowiąca zagrożenie dla planety, na której pojawił się jako noworodek i której zawdzięcza swoje nadludzkie zdolności. Tego robotycznego aspektu Supermanowi dodaje fakt, że jego oczy to zimne czerwone punkty, zaś jego twarz najczęściej skrywana jest przez mrok. Udanym zabiegiem scenarzysty jest wobec tego wprowadzenie do historii prawdziwego androida, zrodzonej w wyobraźni Luthora sztucznej inteligencji ze świadomością i ciałem kobiety o znaczącym imieniu Hope. W kontraście do Supermana to ona jest bardziej ludzka, w co chyba wierzy lub chce wierzyć jej stwórca.

Odnoszę wrażenie, że bez Lee Bermejo (”Joker”) scenariusz Azzarello traciłby na jakości. Dlaczego? Otóż w warstwie tekstowej komiks pozostawia wiele niedomówień, nie jest do końca przejrzysty. Oczywiście intencje Luthora są w miarę jasne, ale ich autentyczność albo też wiarygodność samych postaci pozostawiają trochę do życzenia. Bermejo rysuje postaci w miarę realistycznie, lecz w połączeniu z dość brudną kolorystyką ich plastyczność dodaje im charakteru ulepionych z gliny, a więc mocno przerysowanych. Chyba nawet większe znaczenie ma w tym przypadku kolor, bo świat przedstawiony w „Luthorze” nie jest jasny, a ciemny. Sam Superman nie jest też w żadnym wypadku postacią świetlistą, a mroczną. Ten filtr nałożony na przedstawiony świat wart jest więcej niż setki wypowiadanych przez postaci słów i dziesiątki słów użytych przeze mnie w tym tekście.

Summa summarum uważam, że Azzarello jako scenarzysta nie wykorzystał w pełni potencjału Luthora. Jasne, udało mu się zarysować obsesję człowieka, który twierdzi, że jest gotów poświęcić wszystko dla świata bez Supermana, nie mniej podobną, jeśli nie ciekawszą interpretację tej odwiecznej rywalizacji człowieka z przybyszem z obcej planety przedstawiali między innymi Jeph Loeb we „Wrogach Publicznych” (pierwszy tom serii „Superman/Batman”), Grant Morrison w „All-Star Superman” czy nawet Jim Krueger w „Sprawiedliwości”. Wniosek, jaki z tego płynie jest taki, że Luthor doskonale sprawdza się jako przeciwnik głównego bohatera, dlatego potrzeba naprawdę dobrego pomysłu, by to z niego uczynić protagonistę. Zresztą akurat niejednokrotnie jako postać drugoplanowa złoczyńca kradnie show głównemu bohaterowi (vide „Mroczy Rycerz” czy pierwszy sezon serialu „Daredevil”). Dlatego też wyrażam nieskrywaną nadzieję, że dokona tego Jesse Eisenberg właśnie jako Lex Luthor w zbliżającym się wielkimi krokami filmie „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości”.

 

Tytuł: „Luthor”

  • Scenariusz: Brian Azzarello
  • Rysunek: Lee Bermejo
  • Tusz: Mick Gray
  • Kolory: Dave Stewart
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont Polska
  • Data publikacji: 03.10. 2015 r.
  • Okładka: twarda
  • Format: 170 x 260 mm
  • Papier: kredowy
  • Druk: offset
  • Stron: 144
  • Cena: 69,99 zł

 Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 


comments powered by Disqus