"Lobo. Portret bękarta" - recenzja

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 17-08-2015 10:34 ()


„Jedyny w swoim rodzaju!” – któż z nas nie chciałby usłyszeć podobnego komplementu? Lobo - absolutnie kultowy antybohater ze świata DC Comics - początkową frazę potraktował naprawdę poważnie. Mordując wszystkich pobratymców, faktycznie stał się kimś niepowtarzalnym... Mianem wyjątkowego można określić jednak cały komiks „Lobo. Portret bękarta”.

Słowa ze wstępu sugerują dokładnie to, co powinny. Humor czarny niczym smoła, wysokoprocentowana, dzika akcja i nieziemsko wyrazista postać, wokół której koncentrują się najważniejsze wydarzenia. Ilość pozytywnych określeń w żadnym razie nie powinna zaskakiwać. Lobo zwyczajnie zasługuje na to, aby mówić o nim w superlatywach. W innym przypadku można stracić język, a to z racji bardzo porywczego charakteru rzeczonej postaci.

Nie tylko osobowość, ale i historia Lobo, poczynając od czasów dziecięcych, jest tematem „Ostatniego Czarniania”, jednego z trzech komiksów zawartych w albumie wydawnictwa Egmont. Kosmiczny łowca nagród zostaje bowiem oddelegowany do eskorty swojej dawnej nauczycielki, odpowiedzialnej za nieautoryzowaną biografię amoralnego osobnika. Nietrudno się domyślić, iż Lobo co i rusz będzie udowadniać, że w legendach znajduje się zdecydowanie więcej niż ziarenko prawdy.

Galaktyczna podróż przez nieznane to zobrazowanie miejsc takich jak pierwszorzędne speluny, więzienia o zaostrzonym rygorze czy opery ze sztuką „Rapsodia z piłą łańcuchową”. Czarnianin nieustannie prowokuje konflikty, więc w korowodzie postaci znajdują się gangsterzy, agenci, psychofani i... staruszki stojące na straży tradycji. Komiks otwarcia jest świetnym, trzymającym w napięciu, nieszablonowym wprowadzeniem do dalszych losów antybohatera.

Antybohater funkcjonuje tutaj zresztą jako słowo-klucz. Postać stworzona przez Rogera Slifera i Keitha Giffena jest w zamierzeniu nieprzyzwoita, wypaczona, pozbawiona pozytywnych cech, a mimo to przyjmuje rolę głównego herosa, któremu nie sposób odmówić osobliwego uroku. Taki jest też Lobo – potężny motocyklista działający w myśl pokrętnej zasady: „zło złem zwyciężaj”. Parafraza świętych słów nie jest tutaj zresztą przypadkowa, jako że druga historia to komiks, w którym Lobo trafia do nieba...

...a wcześniej do piekła, chociaż i tam nie może – trzymając się humorystycznego tonu opowieści – długo zagrzać miejsca. Chaos, reinkarnacje oraz brutalne walki wiążą się z postacią Loo, który podstępem uśmiercił Czarnianina. W żadnym razie nie jest to jednak koniec. Keith Giffen, w tym przypadku scenarzysta omawianego albumu, sprawia, że każdy, nawet najbardziej surrealistyczny pomysł przyjmuje się niemal bezkrytycznie. Nawet wtedy, gdy w „Lobo powraca” tytułowy bohater przez chwilę staje się kobietą.

Żarty słowne, kultowe bon moty (słynne „kurdebele”) i oddanie charakteru sytuacji, to zasługa Alana Granta, twórcy odpowiedzialnego za oryginalne kwestie dialogowe. Słowa zyskują jednak dodatkowe znaczenie za sprawą kreski Simona Bisleya, który z wyczuwalną pasją obrazuje całą galaktykę pomysłów. Rysunki Brytyjczyka są dzikie, brutalne, zarzucające realizm, a jednak wiarygodne i detaliczne, jeśli chodzi o portretowanie sylwetek, rzadziej teł. Fantastyczne – naprawdę w każdym wymiarze.

Dopełnieniem swoiście skomponowanej trylogii jest opowieść „Lobo – Paramilitarne święta specjalne”, w której łowca nagród dostaje zadanie pozbycia się świętego Mikołaja aka Krisa „Miazgi” Miazgowskiego. Okolicznościowa misja zainicjowana przez Króliczka Wielkanocnego to setki wystrzelonej amunicji, mocny tytoń, walka na noże i absolutnie bombowy – w sensie dosłownym – finał wieńczący dzieło.

Lobo powiedziałby zapewne, że komiks Egmontu jest rzeczą „na wypasie”. Wydanie z serii „DC Deluxe” to 250 stron rozrywki w najczystszej, chociaż wyjątkowo szalonej formie. Wznowienie opowieści, które ukazały się już u nas w latach 90. za sprawą oficyny TM-Semic, to doskonała pamiątką i równoczesna podróż do krainy sentymentów dla starszych fanów, z kolei dla nowych czytelników trudno o bardziej intrygujące historie słynnego złoczyńcy. Kurdebele! Niesamowita, pozaziemska kronika!

Tytuł: "Lobo. Portret bękarta"

  • Scenariusz: Alan Grant, Keith Giffen
  • Rysunek: Sam Kieth, Simon Bisley
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Tłumaczenie: Michał Zdrojewski
  • Liczba stron: 256
  • Format: 180x275 mm
  • Oprawa: twarda w obwolucie
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Data wydania: 29.07.2015 r.
  • Cena: 89,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 


comments powered by Disqus