"True Detective" sezon 2, odc. 6 - recenzja

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 28-07-2015 21:52 ()


To naprawdę zaskakujące, jak znacząco zmieniła się dynamika wydarzeń w ostatnich odcinkach „True Detective”. Najnowszy epizod jest dowodem na to, że o wiele bardziej interesujące, niż obyczajowe rozterki głównych bohaterów, są momenty, w których pozostawiono ich w sytuacjach ekstremalnych.

Nie znaczy to jednak, że kompletnie zrezygnowano z wątków psychologicznych. Zasadniczo zmieniły się jednak proporcje, przez co obyczajowa podbudowa stanowi teraz dosyć sensowne tło dla działań funkcjonariuszy, niejednokrotnie balansujących na granicy prawa. Niektórzy, jak na przykład Ray Velcoro, będąc już prawie kompletnie wyzutym z rodzinnego szczęścia, poświęca się właściwie dwóm rzeczom: rozwiązaniu sprawy Bena Caspera i zemście na gwałcicielu swojej byłej żony. Już w poprzednim odcinku okazało się bowiem, że osoba uznawana dotychczas za odpowiedzialną haniebnego czynu, pomimo że martwa, była niewinna.   

Do takiego stanu rzeczy doprowadził zresztą po części Frank Semyon, coraz bardziej pogrążony w mafijnych porachunkach i nielegalnych interesach. Działając w porozumieniu z meksykańskimi dilerami narkotyków, stara się odnaleźć tropy prowadzące do mrocznej historii Bena Caspera. Równocześnie musi on przyjąć brzemię z dramatami rodzin swoich współpracowników. O tym, że zadanie jest niełatwe po raz kolejny przekonuje się Vincent Vaughn. W tym przypadku garnitur biznesmana ewidentnie nie został uszyty na właściwą miarę. Amerykański aktor coraz częściej popada w dosyć monotonną grę, nie zdradzającą zbyt wielu emocji, które na pewno towarzyszą w zamyśle niejednoznacznej postaci. Pomysł na dosyć minimalistyczne sportretowanie bohatera pozbawia go uwagi ze strony odbiorcy.

Zupełnie inaczej analizować można próbę Colina Farrella, dla którego z każdym epizodem otwiera się nowy zasób artystycznych możliwości. W niektórych scenach odblokowuje w sobie zwierzącą furię i gniew, gdy konfrontuje się z ciemiężycielem byłej ukochanej, aby po chwili z rezygnacją godzić się z losem, wyzbywając się jakichkolwiek praw do (nie)swojego syna, jako że kwestia ojcostwa jest tutaj nad wyraz wątpliwa. Ray Velcoro stanowi autentycznie fascynującą postać, nie po raz pierwszy łączącą w sobie najlepsze, najbardziej niejednoznaczne cechy egzekutora prawa z boleśnie przetrąconym kręgosłupem moralnym.

 

Najważniejszym punktem historii „Church in Ruins” jest jednak infiltracja luksusowej rezydencji, gdzie wyjątkowo trafione okazuje się być porównanie seksu i władzy. Szantaże dokonywane na prominentnych politykach zostają dokonane w zgoła perwersyjny sposób, co naprawdę dobitnie zaakcentowali sami twórcy serialu, angażując do kilku scen orgii aktorki porno. Widać, że wiarygodność przekazu jest dziś bardzo w cenie. Nie da się jednak ukryć – bo i jak ukryć cokolwiek, w sytuacji, gdy roznegliżowane seksbomby przechadzają się po korytarzach wytwornego domostwa – wyzudane sekwencje są bardzo niepokojące, a równocześnie przykuwające uwagę, zwłaszcza że zostały uwydatnione za pomocą ciekawie kontrastującej muzyki instrumentalnej.

Całość przywodzić może zresztą na myśl oniryczny nastrój rodem z niektórych filmów Davida Lyncha czy Briana De Palmy. Kadry wydają się być przepełnione wonią alkoholu i niebezpiecznie wysoką gramaturą narkotyków. Tym razem wielką zasługą dla zbudowania wewnętrznego napięcia jest gra Rachel McAdams. Zawieszona w pracy detektyw, udając jedną z dziewczyn do wynajęcia, przeżywa prawdziwy dramat, gdy za sprawą opium przypomina sobie traumę molestowania z dzieciństwa. Taki rys psychologiczny zwiększył wiarygodność postaci Ani Bezzerides, która chyba po raz pierwszy w serialu zrobiła krwawy użytek z umiejętności władania nożem. Nie brak w tym ani łez, ani krwi sączonej z ciał niedoszłych oprawców.

 

W misji towarzyszyli jej zresztą Velcoro, jak i Paul Woodrugh, zbierający materiał dowody w sprawie śmierci Caspera, wszelakich matactw i związków mafii z urzędem miejskim. Warto zaznaczyć, że wątek Woodrugha został tym razem zupełnie pominięty. Zważywszy właściwie brak przełożenia jego prywatnych losów na główną fabułę, można uznać to za rozsądne, chociaż równocześnie niekonsekwentne posunięcie. Sympatycy bohatera nie dowiedzą się o nim żadnych nowych informacji, co w kontekście zaledwie dwóch odcinków do końca sezonu każe się nam zastanawiać czy odciśnie on jakiekolwiek znaczące piętno w kryminalnej historii Nica Pizzolatto.

Ostatni odcinek zagwarantował niesamowity nastrój. Niepokojący i złowieszczy, w którym nie brakowało jednak także elementów wiążących się z filmami sensacyjnymi czy szpiegowskimi. Świetnie zaaranżowane przestrzenie oraz odpowiednie tempo wydarzeń mogą dać wiele satysfakcji, rozczarowuje jednak to, że na dobrą sprawę mamy bardzo mało poszlak, przy pomocy których moglibyśmy rozpoznać tożsamość głównego zbrodniarza. Przed zbliżającymi się epizodami wiele miejsca wzbudza ekscytacja związana z intrygą, jak i obawa, że jest już za późno na jej sensowne rozwiązanie.

Emisja odcinków w każdy poniedziałek o 22:00 na HBO. Powtórki w środy o 00:40, a także soboty o 22:55".


comments powered by Disqus