"Poltergeist" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 09-06-2015 15:26 ()


Duchy to byty od wielu lat głęboko zakorzenione w historii kina. Nieodmiennie, rok w rok, nawiedzające duże ekrany. Osobliwie często w okolicach listopada. Jako niematerialne istoty manifestują się we wszelakiej maści i postaci - od komicznych duszków pokroju Caspra, przez opiekuńcze duchy zmarłych rodziców, bliskich, którzy opuścili tragicznie nasz świat, lecz wracają z ostrzeżeniem, aż po duchy podłe, wredne i brużdżące ile tylko się da w życiu przeciętnych śmiertelników. I to właśnie ten ostatni archetyp, duch mroczny i zawistny, stawiający sobie za cel przyprawienie nas o przedwczesną siwiznę, gości na ekranach kin najczęściej. A skoro pojawił się już pod tyloma obliczami, to realizatorzy "Poltergeista" stwierdzili, że skoro koła na nowo nie wymyślą, sięgną po klasykę i odświeżą kultowy oryginał z 1982 r. Jak koncepcja, która kiedyś przyprawiała o ataki histerii kinomanów o słabszych nerwach sprawdzi się w starciu z dzisiejszym, znieczulonym przez zalew kina gore, odbiorcą?

Twórcy obrazu przygotowali w "Poltergeiście" zwrot akcji o jakim nie pomyślałby nikt. Bowiem w erze kina grozy, w której każda z produkcji powinna zawierać nagły i niespodziewany twist, jakkolwiek głupi i niespójny, wywracający do góry nogami całą historię, zaserwowano nam opowieść, która toczy się od punktu a do punktu b niezmiennie jednym i tym samym torem. Fabuła zamiast obrastać i nabierać impetu, niczym tocząca się po zboczu śnieżka, turla się powoli i ociężale posyłając nam tęskne spojrzenia domagające się uwagi. Choć brzmi to głupio i nielogicznie, brak zaskoczenia zaskakuje, a scenarzyście należy się jeśli nie uznanie to chociaż przelotne uchylenie czoła za to, że nie starał się historii z oryginału udziwniać i doszukiwać się w niej głębszych treści i nieodszyfrowanego od lat przekazu. Schemat goni schemat, a wytarte i wyświechtane do granic zmęczenia materiału pomysły ani ziębią, ani grzeją.

Do nowego domu wprowadza się trapiona problemami życia codziennego rodzina. Duchy  zaczynają coraz agresywniej dobierać się do domowników, co skutkuje porwaniem najmłodszej latorośli w odmęty zaświatów. Przy pomocy grupy paranormalnych badaczy i znanego z reality tv egzorcysty-amatora rodzina podejmuje rozpaczliwą walkę z siłami wyższymi. Ot, takie tam pitu pitu, niemal w stu procentach przeniesione z oryginału. I choć akcja toczy się nieustannie to jej ślimacze tempo sprawia, że czas rozwleka się niczym przy podróży z nadświetlną prędkością.

Co do bohaterów to zamiast imion mogliby nosić na szyjach tabliczki opatrzone napisami: mama, tata, córka, syn. Pozbawieni osobowości i cech innych niż te, które widział i poznał już każdy, kto w swoim życiu obejrzał choć jeden film o nawiedzonym domu, snują się po ekranie jak zaskryptowane w naprędce automaty, a wrażenie to podkreśla nie tyleż brak jakichkolwiek emocji w wypowiadanych kwestiach, co czasami wręcz komiczna sztuczność.

 

Z całej tej produkcji najlepiej wypada przyzwoita oprawa audio-wizualna. Postawmy sprawę jasno, uczta dla oczu to nie jest, ale film oglądać można bez bólu i obawy, że nasze gałki oczne uciekną na spacer, a bębenki w uszach implodują z litości pragnąc oszczędzić nam katuszy. Duchy i zaświaty ukazane w filmie mają nawet nieco swoistego staroświeckiego uroku, a w co wrażliwszych mogą poruszyć pewną nostalgiczną strunę. Muzyka brzmi jak miszmasz z tysiąca i jeden horrorów, który już gdzieś tam słyszeliśmy, ale całkiem nieźle wpasowuje się w estetykę filmu i nawet nie najgorzej podkreśla przebieg wydarzeń.

"Poltergeista" obejrzeć można, nie cierpiąc przy tym zbytnio, ba, jeśli ma się w sobie coś z masochisty nawet z pewną dozą przyjemności, ale po seansie w naszych głowach jeszcze długo będzie odbijać się echem pytanie: "Po co ja to zrobiłem?". Kilka interesujących wizualnie, choć w żadnym wypadku odkrywczych czy też wyjątkowych scen, nie zmieni faktu, że z filmu wieje nudą niczym stęchłym powietrzem ze świeżo rozkopanego grobu.

 3/10

Tytuł: "Poltergeist"

Reżyseria: Gil Kenan

Scenariusz: David Lindsay-Abaire

Obsada:

  • Sam Rockwell
  • Rosemarie DeWitt
  • Saxon Sharbino
  • Kyle Catlett
  • Kennedi Clements
  • Jared Harris
  • Jane Adams
  • Susan Heyward

Muzyka: Marc Streitenfeld

Zdjęcia: Javier Aguirresarobe

Montaż: Bob Murawski, Jeff Betancourt

Scenografia: Kalina Ivanov

Kostiumy: Delphine White

Czas trwania: 92 minuty

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus