Pyrkon 2015 - relacja

Autor: Ania Stańczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 07-05-2015 16:48 ()


 

Ludzie!

 

Tegoroczną edycję festiwalu odwiedziła rekordowa liczba uczestników. I choć w ponad trzydziestotysięcznym tłumie niełatwo było odnaleźć znajome twarze, to frekwencja "Pyrkonu"  po raz kolejny udowodniła, że fantastyka już dawno przestała być niszową rozrywką grupki nerdów. Barwny tłum całkowicie odmienił centrum Poznania, a pyrkonowicze byli widoczni w niemal każdym zakątku miasta. W tym miejscu wypada mi tylko podziękować organizatorom, którzy umożliwili mi i tysiącom innych osób fantastyczne spotkania z rzeszą pozytywnie zakręconych ludzi.

 

 

Program!

 

Pyrkon 2015 sprawił, że zaczęłam poważnie rozważać opanowanie sztuki bilokacji. Fenomenalny blok larpowy (tu ukłony w stronę twórców "Eutanazji", słusznie wyróżnionej przez jury Złotych Masek), prelekcje w kilku blokach tematycznych, integracja przy planszówkach i w trakcie wieczornych potańcówek, warsztaty i pokazy - to tylko część konwentu, którą udało mi się odwiedzić. Największym powodzeniem cieszył się już tradycyjnie blok naukowy, ale fani fantastyki mogli odnaleźć interesujące ich tematy praktycznie w każdym bloku. Atrakcyjny program imprezy nie pozwalał ani na chwilę nudy.

 

 

Ogarnij się, czyli o organizacji słów kilka

 

Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności udało mi się uniknąć stania w kolejce pierwszego dnia konwentu. Miłym zaskoczeniem był specjalnie przygotowany press room. Ponadto organizatorzy zawsze służyli radą i pomocą, czy to wskazując drogę do poszczególnych sal, czy też cierpliwie tłumacząc zawiłości miejscowej komunikacji. Łyżką dziegciu stał się po raz kolejny problem obleganych sal, którego nie rozwiązały ani wcześniejsze zapisy na poszczególne punkty programu, ani stała obecność gżdaczy. Dostanie się do sali naukowej było wyczynem porównywalnym do zdobycia K2 (zimą, bez ekwipunku). Podobnie rzecz się miała z niektórymi konkursami. Mam nadzieję, że w przyszłym roku organizatorzy znajdą remedium na tę nieustającą bolączkę festiwalu. Szkoda również, że spora część fantastycznych zmagań trwała jedynie godzinę. Przy tak dużej liczbie uczestników zamieniały się niestety częstokroć w loterię, kończąca się po jednym pytaniu. Organizatorzy postanowili też zmienić lokalizację wystawców, przerzucając stoiska do nowego miejsca. Zapewne był w tym jakiś większy, genialny plan, który jednakże nie spowodował dogodniejszego poruszania się między wystawcami, natomiast z powodzeniem generował tłok uniemożliwiający swobodne zapoznanie się z ofertą niektórych sklepów. 

 

 

Goście!

 

Organizatorzy Pyrkonu zadbali o dość pokaźną listę gości - rodzimych jak i zagranicznych. Szczególnym powodzeniem cieszyły się spotkania i panele, w których brał udział Joe Haldeman - niekwestionowany król militarnej s-f. Szkoda, że na jego spotkaniu tak wiele miejsca poświęcono kultowemu dziełu, jakim jest "Wieczna wojna" (zarówno książkowa jak komiksowa), natomiast tylko w niewielkim wymiarze skupiono się na innych pozycjach tego autora. Równie dużą popularnością cieszyły się spotkania z Tedem Chiangiem, Jasperem Fforde i Dmitrijem Glukhovskym. Tłum cierpliwych fanów stojących po autograf Dmitrija Glukhovsky’ego był zaiste epickich rozmiarów. Dopisali też rodzimi pisarze, którzy jak zwykle przybyli tłumnie, uświetniając swą obecnością święto fantastyki. 

 

Poza wymienionymi tuzami, Pyrkon odwiedziła również wielobarwna rzesza cosplayerów, której obecność w znaczący sposób już od lat buduje atmosferę tego konwentu. Z roku na rok poziom kostiumów się podnosi, a fotka z Wookim czy piękną Asasynką staje się obowiązkową pamiątką z poznańskiego festiwalu. Szkoda tylko, że trzy festiwalowe dni zleciały tak szybko.

Bez wątpienia Pyrkon jest imprezą światowego formatu. Rozmach, ilość paneli i spotkań oraz atmosfera festiwalowa sprawiają, że jest piękną wizytówką rodzimej fantastyki. Niewielkie organizacyjne potknięcia nikną w zalewie rozmaitych atrakcji. Szkoda, że na kolejną odsłonę festiwalu trzeba czekać niemalże rok.


comments powered by Disqus