"Kingsman: Tajne służby" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 13-02-2015 23:20 ()


Matthew Vaughn ma niebywałego nosa do ekranizacji komiksów. Każdy tytuł, który weźmie na filmowy warsztat okazuje się hitem. Po rezygnacji z kontynuacji „Kick-Assa” długo nie szukał kolejnej historii. Co jednak najważniejsze, liczba trupów nie uległa zmianie. Można nawet powiedzieć, że w tym przypadku przeszedł samego siebie.

Harry Hart należy do elitarnej grupy tajnych agentów o nazwie Kingsman. Niezależne międzynarodowe ugrupowanie uważa się za spadkobierców spuścizny króla Artura i Rycerzy Okrągłego Stołu, toteż każdy z członków posiada nawiązujący do legendarnych rycerzy pseudonim. Gdy jeden z agentów ginie podczas misji, Harry otrzymuje wyraźne instrukcje od swojego przełożonego. Musi wskazać kandydata, który będzie ubiegał się o miejsce w szeregach organizacji.  Jego wybór pada na Eggsy’ego, chłopaka z ubogiej dzielnicy, mającego na pieńku z lokalnym gangiem. Na pierwszy rzut oka nie różni się on od chuliganów, jednak Harry dostrzega w nim ogromny potencjał. Kiedy wraz z pozostałymi adeptami trafia do szkółki trenującej agentów, Harry musi powstrzymać komputerowego geniusza i miliardera, który pragnie wdrożyć przebiegły plan, a także, co znamienne w przypadku megalomanów, przejąć władzę nad światem.

Nowe dzieło Matthew Vaughna jest ultra brutalne, a zarazem rozbrajająco zabawne. Twórca „X-Men: Pierwszej klasy” żongluje schematami rządzącymi filmami szpiegowskich i przekuwa je w niesamowity pastisz. Szalony geniusz, z absurdalną teorią na powstrzymanie globalnego ocieplenia, jego ostra jak brzytwa asystentka kontra agenci i ich fantastyczne zabawki, zwłaszcza kuloodporne parasole. Wszystko tajne przez poufne. Vaughn nie przejmuje się kliszami, mało tego, korzysta z nich na potęgę, poddając gruntownej obróbce. Zachowuje pozory kina sensacyjnego, puszcza fabułę dwutorowo, obok głównego wątku silnie akcentując szkolenie żółtodziobów, mając zawsze na oku kamery historię Eggsy’ego.

Tony czarnego humory przeplatają się z jazdą bez trzymanki, a kolejne gadżety dodają pikanterii wysokooktanowej akcji. Dominującym środkiem wyrazu jest przemoc, przejaskrawiona, nierealna, będącą niewyczerpanym źródłem komizmu. Reżyser stara się jej nie nadużywać, ale jak już puści wodze fantazji, to ekran mieni się wszystkimi barwami posoki.  Reszty dopełniają dialogi i sceny stylizowane na dawne Bondy z Rogerem Moorem. Autor „Kick-Assa” zresztą nie ukrywa nostalgii za niegdysiejszymi filmami szpiegowskimi, a swoją opinię podsuwa głównemu antagoniście.

 

Matthew Vaughn odnosi sukces na każdym polu, bo przecież nie łatwo jest wdrożyć aktora, unikającego występów w filmach akcji, w spiskowo-agenturalną karuzelę. Colin Firth wypada w tej roli znakomicie, w każdej, nawet najbardziej brutalnej scenie, zachowując się jak na dżentelmena przystało. Luz i dystans znamionują też kreację Samuela L. Jacksona, który przy pomocy zabawnego akcentu oraz obłąkańczej wręcz hematofobii udanie buduje portret szaleńca–wizjonera, manipulatora wykorzystującego dobrodziejstwa technologii w połączeniu z nowymi mediami. Niemniej osobliwie wypada jego biegła w sztukach walki asystentka. Gazelle przeciwników dosłownie ścina z nóg. Galeria wyjątkowo barwnych postaci to jedna z mocnych stron obrazu.

„Kingsman: Tajne służby” to kino z najwyższej półki, przemyślane, nakręcone z jajem, a przede wszystkim gwarantujące udaną rozrywkę. Vaughn wkracza do reżyserskiej super ligi i moim zdaniem wyrasta na poważnego konkurenta dla Quentina Tarantino. I pamiętajcie – jedynym właściwym wyborem jest mops. Bez niego ani rusz!

 8/10

Tytuł: "Kingsman: Tajne służby"

Reżyseria: Matthew Vaughn

Scenariusz: Matthew Vaughn, Jane Goldman

Na podstawie komiksu Marka Millara i Dave'a Gibbonsa

Obsada:

  • Taron Egerton
  • Colin Firth
  • Samuel L. Jackson
  • Michael Caine
  • Mark Strong
  • Sofia Boutella
  • Sophie Cookson
  • Mark Hamill

Muzyka: Henry Jackman, Matthew Margeson

Zdjęcia: George Richmond

Montaż: Jon Harris, Conrad Buff IV, Eddie Hamilton

Scenografia: Paul Kirby

Kostiumy: Arianne Phillips

Czas trwania: 129 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus