"Udając gliniarzy" - recenzja

Autor: Damian Drabik Redaktor: Motyl

Dodane: 07-11-2014 07:54 ()


„Udając gliniarzy” – najnowsza komedia Luke’a Greenfielda, twórcy „Dziewczyny z sąsiedztwa”, wpisuje się w rozczarowujący marketingowy schemat polegający na wytoczeniu najcięższych dział w zwiastunie mającym przekonać jak największe grono odbiorców. Niestety, podobnie jak w przypadku wielu innych podobnych produkcji, widzowie najzabawniejsze sceny mają za sobą już przed seansem.

Pomysł wyjściowy jest prosty, ale zachęcający. Dwóch nieudaczników podszywa się pod policjantów. Traktując to jako dobrą zabawę, korzystają z przywilejów i władzy, zyskują szacunek wśród miejscowych i pakują się w gigantyczne kłopoty. Wiarygodność nie ma tutaj znaczenia, liczy się humor, a przy takim postawieniu sprawy zakres gagów jest nieograniczony. Wszystko zależy od inwencji scenarzystów. Ci jednak nie zaskakują pomysłowością, korzystają z dość ogranych klisz, a co najgorsze – nie do końca byli pewni jaki właściwie chcieli napisać film. Jak łatwo się domyślić, znajdziemy tu piękną dziewczynę, w której zakochuje się jeden z fajtłapowatych podszywanych policjantów. Mężczyzna staje przed dylematem: iść w zaparte, udając kogoś kim nie jest, ale zdobywać uznanie sympatii, czy powiedzieć jej prawdę. Na dokładkę, co również oczywiste, okazuje się że kobietą interesuje się groźny mafioso trzymający w ryzach całą okolicę.

Wspomniane niezdecydowanie scenarzystów objawia się w formie produkcji. Nie jest to komedia stawiająca na inteligentny dowcip, żarty są najniższych lotów, ale takie też było zamierzenie. Niestety, z drugiej strony twórcy z jakiegoś powodu unikają jeżdżenia po bandzie, są tak delikatni jak tylko się da. W rezultacie produkcja nie jest ani zbyt odważna, ani zbyt ostrożna. Słowem: nijaka.

Nie znaczy to jednak, że nie będziemy się na niej dobrze bawić. W swojej klasie daleko jej do produkcji pokroju „21 Jump Street”, nie pozostanie na długo w pamięci, ale ma swoje momenty, dzięki którym nie raz i nie dwa przyjdzie nam się uśmiechnąć. Najważniejsze jednak, że pomimo wszelkich niedoborów, „Udając gliniarzy” to bardzo pozytywne kino. Owszem, trąca wyświechtanymi banałami o stawianiu czoła swoim marzeniom czy odkrywaniu swojej prawdziwej twarzy, w dodatku czyni to z gigantyczną dawką infantylizmu, ale – paradoksalnie – daje to sporo radości. Salę kinową opuścicie naładowani pozytywną energią.

Brakuje w „Udając gliniarzy” aktorskich popisów. Johnson i Wayans wypadają przeciętnie, nie ma między ich bohaterami takiego kumpelskiego klimatu, jaki udało się wykreować Tatumowi i Hillowi we wspomnianym „21 Jump Street”. Mimo to panowie tworzą zgrany duet, na tyle, na ile pozwala im scenariusz i ich umiejętności. Całość domyka Rob Riggle, wcielający się w prawego stróża prawa oraz Andy Garcia jako skorumpowany komisarz.

Film Greenfielda to przeciętne kino, które ani nie wnosi nic do gatunku, ani nie zaskoczy nas umiejętnym wykorzystaniem konwencjonalnych elementów, mimo to posiada odrobinę uroku, dzięki czemu trudno też jednoznacznie go skreślić. Tym bardziej, że ostatecznie pozostawia po sobie całkiem przyjemne wrażenie. „Udając gliniarzy” zawiedzie Was, jeśli oczekujecie komedii z najwyższej półki (nieważne jakiego rodzaju), lecz jeśli wystarczy Wam półtorej godziny całkiem niezłej zabawy, to będziecie zadowoleni.

 

Tytuł: "Udając gliniarzy"

Reżyseria: Luke Greenfield

Scenariusz: Nicholas Thomas, Luke Greenfield

Obsada: 

  • Jake Johnson
  • Damon Wayans Jr.
  • Rob Riggle
  • Nina Dobrev
  • James D'Arcy
  • Andy Garcia

Muzyka: Christophe Beck, Jake Monaco

Zdjęcia: Daryn Okada

Montaż: Bill Pankow, Jonathan Schwartz

Scenografia: William Arnold

Kostiumy: Debra McGuire

Czas trwania: 103 minuty

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji


comments powered by Disqus