"Tożsamość" - recenzja

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 11-09-2014 07:02 ()


Poszukiwanie, ucieczka, gonitwa myśli zagłuszanych przez serie z karabinu, narastające tempo akcji i niezwyczajny bohater w europejskiej metropolii. „Tożsamość” z Liamem Neesonem w roli głównej może być traktowana jako jeden z przykładów renesansu kina sensacyjnego. Czy odrodzenie przynosi jednak satysfakcję? Polski tytuł filmu skłania zaś do refleksji nad aktorską tożsamością Irlandczyka, który obecnie na dobre związał się z produkcjami rozrywkowymi definiującymi jego filmografię.

Nawiązując do angielskiego słowa „Unknown”, bo właśnie taki jest angielski tytuł widowiska stworzonego przez Jaume Collet-Serrę, wypada powiedzieć, że omawiana historia nie jest czymś nieznanym. Wręcz przeciwnie. To bardzo zręczne nawiązana, niekiedy wręcz precyzyjna kopia scen z filmu „Frantic” Romana Polańskiego. Wielkomiejska sceneria, doktor próbujący odnaleźć porwaną/pozostawioną żonę, nieoczekiwany sojusznik pod postacią pięknej kobiety, a także międzynarodowa intryga terrorystyczna... ten zbieżny arsenał motywów zdecydowanie lepiej funkcjonuje jednak w thrillerze naszego rodaka. Hiszpański naśladowca postawił na rozmach i kaskaderskie popisy, zapominając o precyzji w konstrukcji scenariusza.

Dr Martin Harris, który do Berlina przybył wraz ze swoją ukochaną, nie mógł przypuszczać, że europejska podróż będzie dla niego dosłowną utratą własnej tożsamości. Ciąg nie do końca prawdopodobnych zdarzeń prowadzi bowiem do wypadku samochodowego zakończonego utratą pamięci przez głównego bohatera filmu. To właśnie ze strzępów wspomnień i okruchów świadomości powstaje na dobrą sprawę fabuła tej międzynarodowej produkcji. Taki sposób przedstawiania opowieści działa niczym perpetum mobile. Wydaje się jednak, że w pewnym momencie maszyneria zaczyna wyraźnie szwankować...

O ile w warstwie realizacyjnej mamy do czynienia z naprawdę udanym widowiskiem odsyłającym nas do złotego okresu kina akcji przypadającego na lata 80-te XX wieku, o tyle w logice i ciągu przyczynowo-skutkowym można doszukać się pewnych rażących zaniedbań. Banalne przykłady: notoryczny brak zasięgu w telefonie komórkowym, walizka z tajnymi materiałami, którą ot tak zostawia się na lotnisku czy brak wiarygodnych źródeł zachowania głównych postaci, sprawiają że reżyserią rządzi przypadek. Dosyć ciekawie wypada jednak spisek i motyw ze skradzioną tożsamością dr Harrisa, a gęsty nastrój osaczenia potrafi zaangażować widza oczekującego rozrywki niespecjalnie wyszukanej, ale sprawiającej eskapistyczną radość.

Z drugiej strony lekko naszkicowany współczesny Berlin z etniczynymi naleciałościami oraz nowoczesną panoramą niemieckiej stolicy wzmacnia pozytywny odbiór filmu, podobnie zresztą jak doskonale zmontowane sekwencje z pościgami czy scenami walk. Nieporadność terrorystów zostaje zaś surowo skarcona przez prawicę Liama Neesona, który po dwóch częściach „Uprowadzonej”, a także „Non-stop” zdaje się odgrywać ciągle tą samą rolę walecznego agenta kierującego się szlachetnością i rozsądkiem.

Nesson odrobił swoje aktorskie zadanie. Z dosyć minimalistycznej gry udało mu się wydobyć cały potencjał postaci wewnętrznie sprzecznej, która ewoluuje i zmienia się na naszych oczach - zagubienie ustępuje bowiem miejsca pewności siebie. Wtóruje mu drugi plan zwłaszcza z czarującą Diane Kruger i Bruno Ganzem, jako byłym agentem Stasi, bodaj najosobliwszą kreacją omawianej produkcji. Zresztą szpiegowskich nawiązań odnaleźć można całe multum, ku uciesze fanów historii o służbach specjalnych.

„Tożsamość” to thriller, którego siła przejawia się w atmosferze. Osaczenie połączone z dezorientacją dr Harrisa potrafią przyciągnąć uwagę widza do momentu, w którym nie zacznie on zadawać zbyt wnikliwych pytań dotyczących samej historii. Intryga, choć miejscami niespójna, może być zaś interpretowana poprzez amnezję bohatera. Podczas seansu nie zawiodą się jednak Ci, którzy pamiętają i lubią odtwarzać dobrze znane motywy z filmów sensacyjnych. W innym wypadku odbiorca może się poczuć nieco rozczarowany.


comments powered by Disqus