„Batman – Detective Comics” tom 3: “Imperium Pingwina” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 21-08-2014 10:40 ()


Zdawałoby się, że po zastraszająco miałkich „Technikach Zastraszania” gorzej już być nie może. I rzeczywiście, bo ogólna koncepcja fabularna zaproponowana przez Tony’ego S. Daniela, delikatnie rzecz ujmując, nie zachwycała. Stąd nowy scenarzysta „Detective Comics vol.2” wydawał się mieć zapewniony komfort już na starcie swojej pracy przy wspomnianym miesięczniku.

Czy John Layman („Chew”, „Gambit”) – bo o tym twórcy właśnie mowa – skorzystał z nadarzającej się szansy i tym samym odgruzował zaniedbany tytuł? Z marszu można udzielić odpowiedzi twierdzącej. Rewelacji jednak nie ma, choć ogólne wrażenie po lekturze jest satysfakcjonujące. I co więcej, seria dobrze rokuje. Ale po kolei.

Gotham City w przededniu kolejnego festiwalu Jokera (zob. „Śmierć rodziny”) raczej trudno byłoby uznać za miejsce szczególnie dogodne do życia. Walnie przyczyniał się ku temu Oswald Chesterfield Cobblepot, potomek jednej z bardziej znanych rodzin tej metropolii, który sposób na pomnożenie rodowej fortuny dostrzegł w działalności przestępczej. Kierowana przezeń enklawa hazardu na rzece Gotham to tylko przysłowiowy klejnot w koronie potęgi Cobblepota, w miejskim półświatku znanego bardziej jako Pingwin. Jak się jednak okazuje kontrola nad szemranymi przedsięwzięciami nie stanowi szczytu jego ambicji. Bowiem nieprzyzwoicie wręcz bogaty właściciel długiego nosa nosi się z zamiarem uczynienia swego nazwiska powszechnie szanowanym. Pechowo przeszkodą ku temu jest inny nobliwy obywatel Gotham City. Zwie się on Bruce Wayne.

Wbrew tytułowi niniejszego tomu intryga związana z Pingwinem, choć do pewnego stopnia istotna, faktycznie stanowi zaledwie jeden z kilku wątków tego tomu. Ogólnie trzeba przyznać, że trzecia odsłona „Detective Comics” jest po brzegi upchana postaciami. Jednak w odróżnieniu od wzmiankowanych „Technik Zastraszania” tutaj każda z nich ma do odegrania w miarę sensowną rolę. Co więcej przynajmniej cześć spośród ich grona korzystnie zyskuje na swej osobowości. Pamela „Poison Ivy” Isley to już nie tyle harpia spaczona na tle umiłowania flory, lecz osobowość wymykająca się jednoznacznej klasyfikacji. Tym samym niegdyś groteskowa superłotrzyca, jaką przynajmniej część czytelników pamięta z „Upadku Rycerza” („Batman” nr 11/1995) oraz znacznie bardziej udanego występu w opowieści „Hot House” („Batman & Superman” nr 10/1998), zdaje się podążać ścieżką zbliżoną do tej jaką swego czasu kroczyła Selina „Catwoman” Kyle. Bo również w przypadku skrajnie radykalnej ekolożki istotną rolę w tym procesie odgrywa damsko-męskie iskrzenie pomiędzy nią a Mrocznym Rycerzem. Ponadto sensowne zmodyfikowanie jej zdolności oraz wkomponowanie w akcje serii „Birds of Pray vol.3” w równie niejednoznacznej roli może stanowić poszlakę, że zarząd DC Comics postrzega tę osobowość jako więcej niż tylko dyżurną przeciwniczkę Batmana.

Chociaż Damian Wayne ani razu nie przywdziewa tu kostiumu Robina oraz daje o sobie znać co najwyżej epizodycznie, to jednak Layman z dużą wprawą zdołał uchwycić sedno tej powichrowanej osobowości. Na podstawie wygłaszanych przez tego młodzieńca kwestii aż nadto znać w nim genetyczne pokrewieństwo z jego niesławnym dziadkiem, Ra’s al Ghulem. Radykalizm i przemieszany z arogancją pragmatyzm to również elementy składowe osobowości Ignatiusa Oglivy’ego, najbliższego doradcy Pingwina. Postać ta jest tym bardziej warta odnotowania, iż to właśnie on faktycznie odgrywa w tej odsłonie przygód Batmana pierwszorzędną rolę. Nawet jeśli robi co może, aby podszywać się pod innych złoczyńców.

Wielkie wydarzenie jakim dla rodziny tytułów „batmanicznych” jest „Śmierć Rodziny” nie mogła rzecz jasna ominąć również „Detective Comics”. Stąd centralną część albumu zajmuje opowieść z udziałem przedstawicieli Ligi Uśmiechów – grupy sadystycznych psychopatów zainspirowanych działalnością Jokera, a kierowanych przez Merrymakera (paradoksalnie skrywającego się pod maską stylizowaną na późnośredniowiecznych specjalistów od zwalczania zarazy). Ogrom wyzwań, którym Mroczny Rycerz zmuszony jest stawić odpór nie pozostaje bez wpływu na modus vivendi obrońcy Gotham City. Stąd nie jest to już Batman-wrażliwiec np. z „Roku Pierwszego” wzdrygający się od nadmiernie dotkliwego masakrowania oprychów. W „Imperium Pingwina” Zamaskowany Krzyżowiec – kolokwialnie rzecz ujmując – nie pieści się z przestępcami w razie potrzeby racząc ich np. siarczystą dawką elektrowstrząsów. O ile nadmierna brutalizacja w kulturze popularnej robi się coraz bardziej irytująca, o tyle w przypadku Batmana, osobowości bądź co bądź z wyjątkowo trudną bazą operacyjną, tego typu tendencja wydaje się w pełni uzasadniona. 

 

Głęboka czerń dominująca na planszach tego tomu wyjątkowo trafnie podkreśla klimat zarówno miejsca akcji jak i charakterologiczne sedno tytułowego bohatera. Co prawda w kontekście przygód Mrocznego Rycerza ów zabieg formalny znajduje liczne precedensy. Niemniej w zestawieniu z poprzednimi tomami tej serii różnica jest z miejsca dostrzegalna. Odpowiedzialny za większą cześć rysunków Jason Fabok („Batman: The Dark Knight”, „Michael Turner’s Soul Fire”)  zapewne nie zapisze się w annałach komiksowego gatunku jako twórca przełomowych rozwiązań stylistycznych. Niemniej rzetelnie przykłada się on do swego fachu, co owocuje wysoką jakością warstwy plastycznej „Imperium Pingwina”. Zarówno projekty akcesoriów z arsenału Batmana jak również wizerunki jego przeciwników (zwłaszcza Cobblepot i Clayface) wypada uznać za jedne z mocniejszych stron wizualizacji pomysłów Laymana. Sam zaś Fabok zdaje się z powodzeniem odnajdywać pośród rzetelnych i pracowitych plastyków tego pokroju co Ethan Van Sciver („Flash: Rebirth”) i Gary Frank („Superman: Secret Origins”). Pozostali spośród zaangażowanych do tego przedsięwzięcia rysowników z powodzeniem dotrzymują mu kroku.

„Imperium Pingwina” stanowi dowód, że dzięki rozsądnym zmianom kadrowym nawet najsłabsza fabularnie seria ma szansę odbić się od dna. W przypadku tej opowieści można nawet śmiało mówić o zaczątku wizji, za sprawą której „Detective Comics” być może stanie się czymś więcej niż tylko przysłowiowym uboższym krewnym miesięcznika „Batman”. I oby tak się właśnie stało.

 

Tytuł: „Batman – Detective Comics” tom 3: “Imperium Pingwina”

  • Scenariusz: John Layman
  • Rysunki: Jason Fabok, Ande Clarke, Henrik Jonsson, Sandu Florea
  • Kolory: Jeromy Cox Blond
  • Okladka: Jason Fabok, Jeromy Cox Blond
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca: Egmont Polska 
  • Data publikacji: 9 czerwca 2014 r. 
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17 x 26 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 176
  • Cena: 75 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku „Detective Comics vol.2” nr 13-18 (grudzień 2012-maj 2013 r.)

 Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

 


comments powered by Disqus