Wywiad z Katarzyną Babis

Autor: Marcin Waincetel Redaktor: Motyl

Dodane: 16-05-2014 08:16 ()


Kasia Babis - studentka trzeciego roku grafiki na Wydziale Artystycznym UMCSu, animatorka, prowadząca warsztaty rysunkowe, miłośniczka kotów, tatuaży, a od niedawna matka... swojej pierwszej komiksowej córki, Tequili. O planach na przyszłość, życiu rysownika, zaletach i wadach bycia w związku z artystą, porozmawialiśmy w ramach naszego wywiadu.

 

Marcin: Pomówmy o heroinie. To znaczy - Tequili. Seksownej, charakternej bohaterce żyjącej w postapokaliptycznym świecie jutra. Co czujesz, gdy na nią patrzysz? Czy postać stworzona przez Łukasza Śmigla, którą miałaś okazję zilustrować... jest do Ciebie jakoś podobna? Przecież to, co tworzymy zawsze wychodzi z naszej osobowości. Być może Tobie również towarzyszy na przykład taka aura tajemniczości?

 

Kasia: Jedyne podobieństwo, jakie przychodzi mi do głowy to fryzura - chociaż oczywiście nie mam aż tak bajecznie gęstych włosów. Ktoś ostatnio zwrócił mi uwagę, że bohaterki wszystkich moich komiksów mają ten sam luźno związany kucyk i zdałam sobie sprawę, że to prawda. Może rzeczywiście próbuję nieświadomie przekazać im jakąś cząstkę siebie, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Ale na tym chyba kończą się podobieństwa. Tequila w założeniu to kobieta idealna - ma fantastyczną kondycję, doskonale piękne ciało i kopie wszystkim tyłki. Ja nie jestem kobietą idealną. I na pewno nie jestem tajemnicza. W wielu miejscach w Internecie beztrosko dzielę się różnymi szczegółami z mojego życia. Nie wszystkimi, oczywiście, ale jednak. Doskonale też pamiętam skąd się wzięłam, żadnej uroczo tajemniczej amnezji. No i nie słyszałam o żadnej enigmatycznej przepowiedni na mój temat.

 

Zatem szczęśliwie nie prowadzisz żadnych heroicznych i niebezpiecznych walk o losy świata, za to urodę Tequili - choćby po części - możemy przypisywać Twojej osobie. Silne geny! Jeśli chodzi o udostępnianie informacji na swój temat, przedstawiania własnych opinii, przemyśleń, faktów z życia - miejscem, w którym możesz wyrazić siebie jest między innymi blog Kiciuputek. Czym właściwie jest dla Ciebie to miejsce?

 

Blog, jak to blog - jest dla mnie formą internetowego pamiętnika. Sposobem dzielenia się tym, czym akurat mam ochotę się podzielić. Robię to w formie mi najbliższej, czyli komiksowej - ale nie tylko. Czasami piszę też krótkie felietony towarzyszące. Moim głównym celem jest prowokowanie do rozmowy - nieważne, czy dotyczy ona głupich nawyków naszych kocich podopiecznych, czy aktualnych nastrojów społecznych i problemów mniejszości.

Komiksowa forma bloga ułatwia moim przekazom pójście w viral i dotarcie do jak największej liczby odbiorców. Co z kolei powoduje coraz więcej reakcji. Cieszę się z tego, bo lubię rozmawiać, lubię wymieniać opinie i lubię się angażować.

 

Powracając do tematu superheroiny… Jesteś dumna z efektów swojej pracy?

 

Ciężko powiedzieć. Jestem dumna z siebie, że udało mi się ją skończyć. Termin był koszmarnie napięty, a ja nigdy wcześniej nie rysowałam tak poważnego projektu. Pracowałam bardzo ciężko i wydaje mi się, że dałam z siebie sto procent. Ale to nie znaczy, że jestem w stu procentach zadowolona z efektu. Na pewno są rzeczy, które teraz chciałabym zrobić inaczej. Tego nie da się uniknąć. Podczas tworzenia Tequili nauczyłam się bardzo dużo - na temat samego rysowania jak i technicznych szczegółów wydawania komiksów. Nie wszystko na przykład wydrukowało się tak, jak chciałam.

 

Wypada zaznaczyć, że jest to przecież Twój pierwszy pełnometrażowy album. Spora odpowiedzialność i wielka satysfakcja, a ewentualne błędy można złożyć na karb debiutanckiej tremy.

 

To był dla mnie skok na głęboką wodę. Wydaje mi się, że dałam radę, ale oczywiście nie mnie to oceniać. Tequila przyciągnęła bardzo dużo uwagi jak na debiutancki album i trochę mnie to onieśmiela. Zaufało nam mnóstwo ludzi na PolakPotrafi. Zaufało w takim stopniu, żeby przekazać swoje ciężko zarobione pieniądze na pomoc w wydaniu tego albumu. Czuję bardzo poważną presję, żeby tych ludzi nie zawieść. Jestem teraz na etapie rejestrowania wszelkich uwag, żeby wziąć je pod uwagę przy tworzeniu następnego albumu. Arogancją z mojej strony byłoby twierdzić, że Tequila jest najlepszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłam czy zrobię. Mam dopiero dwadzieścia lat, przede mną mnóstwo pracy i nauki. Ale myślę, że wyszło bardzo fajnie.

 

Podzielam Twoje zdanie. To ciekawa historia, umiejętna żonglerka gatunków i konwencji (science-fiction, adventure story, postapokalipsa) z wyrazistą, chociaż ciągle tajemniczą bohaterką. Przyjdzie jednak czas, żeby ją lepiej poznać. “Władca marionetek” jest to przecież dopiero pierwszym album z serii składającej się na komiksowo-powieściowe uniwersum. No właśnie - na ile graficznych aktów chcielibyście rozpisać tą historię?

 

W planie są łącznie trzy albumy, plus kilka kolejnych komiksowych shortów w magazynie “Coś na progu”.

 

Od bardzo dawna zastanawia mnie charakter współpracy pomiędzy rysownikiem a scenarzystą komiksów. Jak to wyglądało w Waszym przypadku? Czy jako osoba odpowiedzialna za szatę graficzną miałaś też wpływ na rozwój i przedstawienie historii?

 

Nie ma jednej reguły, z każdym scenarzystą współpracuje się inaczej. Niektórzy rozpisują każdą scenę na kadry, niektórzy tylko zarysowują kształt akcji pozostawiając ją rysownikowi do swobodnej interpretacji. Z Łukaszem bywa różnie - często zostawia miejsce w scenariuszu na moje pomysły czy uwagi, ale z drugiej strony bywa też bardzo surowy w kluczowych dla niego kwestiach. Bywało i tak, że strony leciały do poprawy z powodu nieodpowiednich oznaczeń wojskowych na wraku samolotu lub niewłaściwego gatunku roślin rosnących na drugim planie. Nie mam mu tego za złe. Lubię dostawać szczegółowe wskazówki dotyczące wizji scenarzysty. Mam wtedy pewność, że moja praca pokrywa się z obrazem w jego głowie.

 

Na pewno praca w duecie wymaga poświęceń, ale efekty wspólnych działań mogą dać sporo satysfakcji. Sugestie scenarzysty naprawdę były aż tak drobiazgowe? Wydawać się może, że - jak chociażby w przypadku fauny czy flory - to przecież niewiele znaczący element. Ledwie tło. Wy podeszliście do pracy jednak naprawdę profesjonalnie.

 

Myślę, że komplementy odnośnie struktury scenariusza należy raczej kierować w stronę Łukasza, ale pozwolę sobie podziękować w jego imieniu. Ze swojej strony mogę przyznać, że faktycznie wskazówki scenarzysty zawsze traktuję bardzo poważnie i nie mam w zwyczaju się z nimi kłócić lub za nie obrażać.

 

Zatem duet twórczy - Kasia Babis i Łukasz Śmigiel. Nie wszyscy jednak wiedzą, że w swoim prywatnym życiu jesteś związana z rysownikiem komiksowym, Danielem Grzeszkiewiczem. Taka sytuacja, w której dwójka bliskich sobie ludzi, uprawia tą samą profesję związaną ze sztuką… Ma więcej zalet czy wad? Twój partner jest dla Ciebie w większym stopniu krytykiem czy mobilizatorem?

 

Ma to swoje wady i zalety, oczywiście. Często nasze podejście do pracy kompletnie się rozmija, ale staramy się dawać sobie nawzajem przestrzeń w realizowaniu się artystycznie po swojemu. Tworzy to raczej okazję do twórczych dyskusji, niż kłótni. Nasza znajomość zaczęła się od relacji mentor-uczennica, a za Danielem stoi wiele lat doświadczenia i solidnego warsztatu, więc to raczej oczywiste, że staram się do jego uwag podchodzić z pokorą. Z drugiej strony tej wspomnianej mobilizacji jest w naszym związku zdecydowanie więcej niż krytyki - to on nakłonił mnie do narysowania pierwszego komiksu i kibicował mi w każdym kolejnym projekcie. Mogę chyba zaryzykować stwierdzeniem, że nasze umiejętności doskonale się dopełniają. Oprócz tego oboje dzielimy specyficzny tryb życia zawodowych artystów, który dla wielu osób “z zewnątrz” często jest trudny do zaakceptowania.

 

A ten ostatni fragment mnie zainteresował… Co masz właściwie na myśli? Przyznam, że w mojej głowie wytworzył się teraz zabawny i zapewne mocno przejaskrawiony wizerunek artysty-dandysta. No wiesz - twórczego marzyciela, lekkoducha, przyodzianego w ekstrawagancki strój…

 

Nasz tryb pracy faktycznie determinuje pewien charakterystyczny styl życia. Żyjemy w ciągłym bałaganie, skacząc między tubkami z farbą, ścinkami papierów, leżącymi na podłodze kotami. W mieszkaniu nie ma już miejsca, gdzie nie składowalibyśmy stosów naszych prac, a wszystkie nasze ubrania noszą na sobie ślady farby lub tuszu. Często w wirze pracy zdarza nam się zapominać, jaki jest dzień, albo czy jedliśmy już obiad. Trochę to się pokrywa ze stereotypem roztargnionego artysty, ale raczej wynika z nieregularnego charakteru naszej pracy, niż z naszych własnych charakterów. Pracujemy na zlecenie i nigdy nie możemy przewidzieć, kiedy nagle zaleje nas robota, a kiedy przyjdą chude dni. Ciężko w ten sposób zaplanować przyszłość, tryb pracy, wydatki. Więc żyjemy z dnia na dzień.

 

Poruszyliśmy tematy związane z przeszłością, teraźniejszością, Twoim stosunkiem do artystycznej pracy, relacji z ukochanym… A co z planami na przyszłość? Gdzie miłośnicy komiksów będą mogli odnaleźć Twoją charakterystyczną, nieco disneyowską kreskę? Zdradzisz mi nad czym obecnie pracujesz?

 

Plany są obfite. Przede wszystkim trwają pierwsze prace nad drugim tomem Tequili. Oprócz tego w przeciągu kilku najbliższych miesięcy ukaże się krótki zeszytowy komiks “Rag&Bones”, który tworzymy razem z Dominikiem Szcześniakiem. Więcej szczegółów na ten temat powinno się pojawić w sieci już wkrótce, kiedy ogłosimy preordery. Poza tym mam w zanadrzu jeszcze dwa własne projekty komiksowe - jeden tylko na etapie scenariusza i jeden z kilkoma pierwszymi stronami i okładką. Więc pracy przez najbliższe kilka lat mi nie zabraknie.


comments powered by Disqus