"Paranormal Activity: Naznaczeni" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 04-02-2014 23:00 ()


Jestem gorącym zwolennikiem formuły found footage oraz mockumentary. W moim skromnym odczuciu są to szczytowe formy jakie przybrać może film grozy, bo nic nie zmusza do zastanowienia i nie powoduje dreszczu strachu w równej mierze co myśl, że cały ten koszmar, jaki filmuje roztrzęsionymi rękoma kamerzysta-amator, rozgrywa się tu i teraz, w naszym świecie, być może tuż za najbliższymi drzwiami. Niestety, moje zamiłowanie do rzeczonej formy podchwyciła hollywoodzka fabryka, która od jakiegoś czasu wypluwa z siebie oparte na rzeczonym modelu filmy w ilościach zaskakujących. Przyjmując na chwilkę założenie, że wszystkie te sfilmowane dziwy to w istocie prawda, to rzucając kamieniem w tłum ludzi powinniśmy w myśl statystyki trafić naszym otoczakiem w cztery wilkołaki, osiem wiedźm, wampira i ze trzech opętanych. W takim natłoku siłą rzeczy znaleźć musiało się wiele filmów przeciętnych czy wręcz słabych. Na szczęście, dziś przestrzegę was przed przynajmniej jednym z nich.

"Naznaczeni" to film kiepski z wielu powodów. Zacznijmy jednak od czegoś tak prostego i banalnego jak najzwyklejszy brak formy. "Naznaczeni" zaczynają się i kończą zupełnie nagle i choć niby w środku toczy się jakaś tam fabuła, to jednak urwana zostaje ona bez ostrzeżenia przez co produkcja sprawia wrażenie wyciętej ze znacznie większej całości. Ja doskonale rozumiem, że coś takiego w konwencję found footage wpasowuje się wręcz idealnie, ale nie zmienia to faktu, że jakaś klamra spinająca całość bardzo by się obrazowi przydała. Co do samej fabuły, mamy tu do czynienia z typową historyjką o opętaniu, jaką w kinie powielano już niezliczoną ilość razy. Ot, młody Latynos po przypadkowej konfrontacji ze swoją sąsiadką, okrzykniętą przez miejscową społeczność "wiedźmą", odkrywa w sobie specyficzne talenty. Służące początkowo ku niewinnej uciesze zdolności szybko zmieniają się w coś mroczniejszego, z czym zmierzyć będą się musieli przyjaciele protagonisty. Na domiar złego, tą wyświechtaną i wytartą do granic wytrzymałości formułę zaserwowano nam w sposób niechlujny oraz męczący w odbiorze. Całość sprawia wrażenie jak gdyby scenariusz pisano na kolanie, tuż przed kolejnymi dniami zdjęciowymi, a nierówne tempo nakazuje sądzić, że scenarzysta i reżyser elementy straszące wrzucali do filmu zupełnie przypadkowo. Nasi bohaterowie miotają się więc od ujęcia do ujęcia niczym kurczaki z oberżniętymi głowami.

Porównanie do kurczaków jest zresztą zasadne z dwóch powodów. Obsada nie tylko potęguje chaos w już i tak nie najwyższych lotów scenariuszu, ale również konstruktywnie kopie leżących i kwilących "Naznaczonych" poziomem swojej gry aktorskiej. Jak to się ma do mojej drobiowej metafory? Aktorzy są głośni niczym stado rozgdakanych kur, co stanowi szczyt ich aktorskich możliwości. Najwyraźniej uwidacznia się to na przykładzie babki głównego bohatera, statecznej matrony, której przeciętnemu polskiemu widzowi nijak nie idzie zrozumieć, a to z banalnego powodu: jej wypowiadanych po hiszpańsku kwestii nie opatrzono napisami. Pomysł by szacowna antenatka naszego (anty)bohatera grała przede wszystkim mimiką i intonacją spalił na panewce, gdyż jej twarz jest niczym gipsowy odlew, a jej ton na przemian przesadny oraz wyprany z emocji. Nienaturalność wypowiadanych kwestii, przedziwnie intonowanych i okraszonych niewiarygodnie wręcz sztucznymi wybuchami emocji to zresztą w recenzowanym obrazie chleb powszedni.

Ostatni gwóźdź, którym pragnę zabić wieko trumny, to oprawa audiowizualna. Dźwięk w filmie jest nijaki, brakuje ciekawych, oddziałujących na podświadomość odbiorcy efektów dźwiękowych, jakie towarzyszyć by mogły nadnaturalnym emanacjom pierwotnego zła, rzekomo czającego się gdzieś w produkcji. O obrazie ciężko mówić, że jest zły, bo ze względu na przyjętą konwencję siłą rzeczy nie może być ostry i wyraźny. Niemniej jednak tworząc efekty specjalne do scen, w których  pierwsze skrzypce grają moce nadprzyrodzone można było przyłożyć się bardziej. Jestem świadom, że jedną z cech jakimi charakteryzuje się seria Paranormal Activity jest oszczędność środków wyrazu, ale w przypadku "Naznaczonych" realizatorzy wyraźnie pojechali po bandzie. Całość wygląda tanio, niczym z posezonowej wyprzedaży w podrzędnym ciuchlandzie.

"Paranormal Activity: Naznaczeni" ponosi sromotną klęskę na całej linii. Nie straszy, a w zamian irytuje, nie wciąga, lecz nudzi, nie intryguje oprawą audiowizualną, lecz wywołuje łzawienie z oczu i krwawienie z uszu. To po prostu zły film, który nie sprawdzi się nawet w roli komediowego przerywnika na suto zakrapianej filmowej imprezie. I to nawet takiej, na którą z premedytacją wybraliśmy to, co uważaliśmy za kino wyjątkowo niskich lotów.

 3/10

Tytuł: "Paranormal Activity: Naznaczeni"

Reżyseria: Christopher Landon

Scenariusz: Christopher Landon

Obsada:

  • Andrew Jacobs
  • Jorge Diaz
  • Gabrielle Walsh
  • Renee Victor
  • Noemi Gonzalez

Zdjęcia: Gonzalo Amat

Montaż: Gregory Plotkin

Scenografia: Nathan Amondson

Kostiumy: Marylou Lim

Czas trwania: 84 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus