Relacja z XX LDF-ów

Autor: Agnieszka "Achika" Szady Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 02-03-2007 08:39 ()


W sobotę, 24 lutego, weszłam w progi Domu Kultury LSM zamierzając w soczystych i nie nadających się do druku słowach podsumować funkcjonowanie lubelskiej komunikacji miejskiej (autobus wypadł z kursu i czekałam 20 minut na mrozie), i pierwszą osobą, jaką zobaczyłam przy stoliku z akredytacją, był nasz klubowy ksiądz. Spojrzałam na niego i z rozpaczą powiedziałam: „No nie, tak chciałam sobie zakląć, a tu Damian stoi i mogę tylko powiedzieć: piii piii piii autobusy, piiii MPK!". Po czym dostałam ataku śmiechu i humor natychmiast mi się poprawił.

Pierwszą prelekcją w programie był wykład Michała „Selekcji" Świerada „Poradnik łowcy". Można się było dowiedzieć różnych rzeczy o tropieniu (w lesie sprawdzać, czy są pozrywane pajęczyny!), przemykaniu, maskowaniu i tak dalej. O tym, że regularne wojsko jest trudniejsze do tropienia, bo wszyscy noszą jednakowe buty i trudniej jest policzyć ślady. Albo o tym, że by się pozbyć ludzkiego zapachu, należy posiedzieć trochę w towarzystwie padliny lub szmaty nasączonej olejem silnikowym.

Potem Selekcja jakimś zgrabnym chwytem retorycznym przeszedł na walkę z maszynami i dowiedzieliśmy się, że są różne sposoby: zabić kierowcę (o ile jest takowy, co w fantastyce nie jest wcale takie oczywiste), zniszczyć silnik, zniszczyć lub oślepić czujnik. Człowiek stojący za szybą jest niewidoczny dla czujnika termowizyjnego, chyba, że się do tej szyby mocno przyciśnie. Powiedział, że wysypanie ładunku wybuchowego na pancerz i podpalenie jest metodą nieskuteczną i zaczął tłumaczyć budowę różnych rodzajów pocisków i możliwość ich skonstruowania w warunkach polowych. Generalnie wniosek jest taki, że należy zawsze mieć przy sobie metalową rurę. :-)

 

Selekcja: Najłatwiej jest przy polowaniu na coś, co żyje: jak się urąbie głowę, to na ogół żyć przestaje.

Ja: Chyba, że jest to larwa ochotki afrykańskiej, co wie każdy, kto słuchał prelekcji Marka Huberatha.

 

Następnie był konkurs filmowy Marcina Andrysa, Motylem zwanego. Mało się znam na filmach, jednak wzięłam w nim udział z braku lepszego zajęcia, bo nie było z kim pogadać, a blok programowy był tylko jeden. Utworzyliśmy drużynę ze Spiderem, ale udało nam się zdobyć tylko 2 punkty. Konkurs był porządnie przygotowany, oprócz pytań z wiedzy należało odgadywać filmy na podstawie kadrów (w wydrukach, bo rzutnika nie było). Kadry były tak dobrane, że często nawet zbiorowy wysiłek wszystkich obecnych nie pozwalał odgadnąć. Drużynie „Boska selekcja" (Selekcja i Damian) trafił się kadr z „Osady" i kiedyśmy debatowali, stwierdziłam, że to pewnie nie to, bo w „Osadzie" bohaterowie chodzili w strojach historycznych. Okazało się jednak, że to było to i chłopcy piorunowali mnie wzrokiem, aż w końcu pożyczyłam od Motyla długopis i popełniłam nim seppuku, żeby ocalić swój honor. Tredo był niepocieszony, bo nie zdążył tego sfotografować. „Boskiej selekcji" powiedziałam, że nie powinni ufać kobiecie, która nawet nie wie, jak miała na imię pozorantka Amidali w pierwszej scenie „Ataku klonów" (takie pytanie mi się trafiło i to w kilka chwil po tym, jak się natrząsałam z chłopaków, że nie byli pewni, którego robota Ewoki obrały bogiem).

 

Motyl: Które pytanie?

Ja: Pierwsze łatwe z wolnych.

 

Baczi (nie umie zgadnąć): A jakaś podpowiedź?...

Motyl: Film wszedł do kin 4 lipca 1994 r.

 

Murgen: Tu nie ma żadnego Kretesa, z którym moglibyśmy przegrać.

 

Tredo zaproponował, żeby od następnej kolejki były trudniejsze pytania. Adam robi gest strzelania do niego.

Ja (patrzę na sufit): Tu są nawet takie haki...

Tredo (patrzy na haczyki wielkości 3 cm): Ale one mogą być dla mnie za słabe.

Ja (pocieszająco): To ci utniemy kilka części, żebyś był lżejszy.

 

Prelekcja Mileny Wójtowicz o czarownicach zgromadziła sporą liczbę osób, oczywiście jak na warunki LDF-owe, czyli chyba ze sześć. Milka opowiadała o inkwizycji, procesach i tak dalej, ale słuchałam trochę nieuważnie, bo po pierwsze, to samo było na Polconie, a po drugie, zajęta byłam kontemplowaniem nowiutkiego numeru „Czasu Efemerydy", który przywieźli Murgen z Druzilą.

 

Milena (potrząsając plikiem kartek): Spokój, bo ci przyłożę prelekcją!

 

Od 13:30 zaczęły się trzy pod rząd prelekcje erpegowe, wiec spędziłam ten czas w pokoju organizatorów, rozmawiając z Selekcją, Damianem, Fumiko, Kumo, Dexterem i innymi osobami. Selekcja bardzo zabawnie opowiadał o przygodach i wypadkach, które przydarzały się jemu lub jego znajomym (w stylu: mały Selekcja kładzie lód na żarówce lampki, żeby sprawdzić, co się stanie, co skutkuje samokatapultowaniem żarówki i wbiciem jej w ścianę, mały Selekcja dla zatarcia śladów chce zmienić żarówkę, ale zapomina wyłączyć lampę z prądu...) - dosłownie popłakaliśmy się ze śmiechu. Powiedziałam mu, że mógłby kiedyś zrobić na konwencie prelekcję o najdziwniejszych wypadkach. Fumiko z Anią leciały w kulki, czyli grały w grę „Abalone", polegającą na układaniu w dołkach planszy czarnych i białych kulek. Przyszła telewizja i molestowała Damiana pytaniami, czy bycie księdzem nie koliduje mu z fantastycznymi zainteresowaniami (myśmy w tym czasie uciekli na korytarz).

Wróciłam z obiadu akurat na prelekcję Tomka Wnuczka „Santorino 1450 - katastrofa, która zmieniła bieg historii". Mówił o eksplozji wulkanu na Therze, analizując m.in. wpływ zniszczenia tej wyspy na Stary Testament, a konkretnie plagi egipskie (ciemność, ognisty grad, skażenie wody, dziwne zachowanie zwierząt...).

Potem była prelekcja-dyskusja ks. Damiana Kalemby „Czy z fantastyki trzeba się spowiadać", która zgromadziła iście rekordową liczbę osób - była praktycznie cala sala, w dodatku ludzie aktywnie brali udział w dyskusji. Rozmawialiśmy o podejściu społeczeństwa w ogólności, a księży w szczególności do fantastyki w ogólności, a RPG w szczególności.

Następna prelekcja o RPG nie wiem, czy się odbyła, w każdym razie ja stałam na korytarzu z chłopakami i radośnie dyskutowaliśmy o różnych aspektach przeżycia w warunkach bojowych, na przykład o możliwości spożycia Krzysia-Misia. :-)

 

Selekcja: Ja umiem się bronić przed nożem: przyjmuję na klatę i czekam na karetkę.

 

O 20:30 rozpoczęły się prowadzone przez Gonza pokazywanki, na których było dużo uczestników i drugie tyle kibiców. Ja utworzyłam z Konradem i Spiderem drużyną o uświęconej tradycją nazwie „Rebelianci". Jedna z drużyn nazywała się „Gorące Laski" i kiedy ich przedstawiciel losował z foliowego woreczka pytanie, Murgen podsumował: „Gorące Laski ciągną z siatki".

Pokazywanki były fajne, bo Gonzo przygotował tytuły w miarę łatwe, nie zawierające nazw własnych ani wyrażeń typu „algorytm pustki". Zabawna była mina Ziemka, kiedy przyszło mu pokazać „O włos od piwa". Masońskie znaki nie były zakazane - jedna z drużyn np. machała stopą, kiedy chodziło o zmianę końcówki w wyrazie. Wszyscy bawili się świetnie i pstrykali masę zdjęć, uwieczniając np. prawie-striptiz jednego z kolegów, który usiłował pokazać „Nagie słońce".

Nasza drużyna szła w czołówce, bo przez bardzo długi czas nie mieliśmy żadnej skuchy. Zabił nas dopiero tytuł „Wielkie larwy wróciły" (konkretnie słowo „wróciły") i na koniec, kiedy już walczyliśmy o I miejsce, „Zasłona tysiąca łez" (nie udało mi się pokazać tysiąca). Można było sobie wybrać nagrodę książkową, więc zgarnęłam „Miecz Orientu" Ziemiańskiego.

 

Ja (pokazuję hasło „Królowa niewolników").

Spider: A myślałem, że to jest „Zombiaczo zaspany niewolnik".

 

W niedzielę prawie nie spóźniłam się na prelekcję Piotrka „Oriona" Masieraka. W sali siedział tylko Orion i jego nieznany mi bliżej kumpel, w kącie pod oknem jakieś zwłoki płci męskiej zwijały materac ze spaniem. Orion stwierdził, że z braku frekwencji nie zrobi prelekcji, ale możemy sobie pogadać. Dyskutowaliśmy więc o „Zemście Sithów" i o starwarsowych książkach.

Następnym punktem programu był konkurs Murzili z Harry'ego Pottera. Druzila specjalnie podkreśliła, że czytała na Paradoksie sprawozdanie Oli Graczyk z Falkonu i ułożyła łatwiejsze pytania - takie, na które może odpowiedzieć z pamięci. W takim razie pamięć ma niezłą, bo było m.in. pytanie o nazwisko jakiejś czarownicy-piosenkarki... Ale ogólnie więcej pytań zaczynało się na „dlaczego..." albo „co się stało, kiedy..." zamiast na „jak się nazywał..." albo „wymień wszystkie...", więc widać pewien postęp.

 

Druzila: w którym momencie Ron powiedział Hermionie, że ją kocha?

Ja: Kiedy go zatapiali w karboni... wróć, to nie ta bajka!

 

Ponieważ w konkursie startował Orion i jego tata Leszek, powiedziałam na wstępie Druzili, że może po prostu rozlosuje między nich pierwszą nagrodę... Po zaciętej walce Orion przewagą połówki punktu (!) zajął I miejsce, Leszek II, ja III.

Zapowiedziana na 12:30 prelekcja o tworzeniu postaci w Deadlandsach nie odbyła się z powodu braku zainteresowania, za to bardzo udała się prelekcja-dyskusja Pawła „Tredo" Potakowskiego „Fandom dla opornych". Rozmawialiśmy o historii klubów, o micie skłóconego fandomu, o tym, czemu w Lublinie ludzie po skończeniu studiów częściej niż w innych dużych miastach odchodzą od fantastyki i o tym, skąd można brać środki na konwenty - na przykład z programów Unii Europejskiej.

Kiedy Tredo skończył, odwróciłam salę tyłem do przodu i przy pomocy chłopaków przykleiłam taśmą na ścianie przyniesiony ze sobą brystol, który posłużył mi za tablicę. Opowiedziałam o najbardziej znanych afrykańskich kryptydach: mngwie i niedźwiedziu z Nandi, czytając z książki opisy podróżników i rysując mazakiem na brystolu sylwetki zwierząt podejrzanych o bycie niedźwiedziem (hiena, pawian, ratel, chalicotherium). Publiczność była liczna (chyba z 8 osób) i żywo zainteresowana.

 

Ja (o możliwości przedzierania się różnych zwierząt przez kolczastą zeribę): Pawian ma grubszą sierść, niż hiena, ale nie na tyle.

Fumiko: Na tyle na pewno nie, ale tyłem nie chodzi.

 

Kończę prelekcję. Wchodzi Krzyś-Miś.

Ktoś: A oto i nasz niedźwiedź z Nandi!

Ja (dokonuję oględzin Krzysia): Zgadza się: uszy małe, ogona nie widać...

Fumiko: Ale Krzyś jest w spodniach!

Ja: Dlatego mówię „nie widać", a nie „nie ma".

 

Potem był konkurs muzyczny, ale oczywiście nie było sensu, żebym w nim brała udział, no, chyba, że na wszystkie pytania odpowiadałabym „John Williams", licząc, że w końcu trafię. ;-) Porozmawiałam jeszcze chwilę z przyjaciółmi na korytarzu i zakończyłam swój udział w konwencie.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...