"Kac Vegas III" - recenzja

Autor: Maciek Poleszak Redaktor: Motyl

Dodane: 05-07-2013 19:00 ()


Od czasu do czasu zdarza się taki seans, po wyjściu z którego w głowie kołacze się tylko jedno pytanie: "po co to wszystko?". W taki właśnie sposób można było zamknąć cały komentarz odnośnie drugiej części "Kac Vegas". Po co drugi raz kręcić film na podstawie niemal takiego samego scenariusza, zmieniając jedynie mniej lub bardziej drobne szczegóły? Czy ktoś liczył, że nikt tego nie zauważy? Tak czy siak zdawać by się mogło, że nawet Hollywood potrafi uczyć się na własnych błędach i nie wszyscy decydenci zasiadający w zarządach studiów filmowych będą starali się bez mrugnięcia okiem sprzedać widzowi ten sam film w kolejnym opakowaniu. Co brzmi niepokojąco ironicznie w odniesieniu do trzeciej części jakiejś serii.

Nie zmienia to jednak faktu, że "Kac Vegas III" w końcu różni się od swojego pierwowzoru na tyle, że można uznać go za pełnoprawną kontynuację, a nie jedynie tanią kalkę i skok na kasę. No dobra, z tym skokiem na kasę trochę przesadziłem, bo chęć wyciągnięcia waluty z miłośników znanej marki jest odczuwalna niemal tak samo jak ciężkie i toporne nawiązania do poprzednich filmów, które czasem nie służą niczemu poza puszczeniem oka do widza. Jeśli komuś wydaje się, że z dwóch pierwszych akapitów tej recenzji da się wyczuć jakąś zawoalowaną niechęć do najnowszego filmu Todda Philipsa, ten nie znajduje się daleko od prawdy, bo parę rzeczy wyjątkowo mnie w trakcie seansu uwierało.

Ale zacznę od elementu, który był jak najbardziej w porządku. Tak jak wspomniałem wcześniej, trzecia część pijackiej sagi schodzi z utartych szlaków i zrywa ze schematem przyczynowo-skutkowym wieczór kawalerski -> biba -> pijaństwo -> problem -> śledztwo -> totalne szaleństwo. Trochę głupio chwalić film za coś, co powinno być normą, ale w trudnych czasach sequelozy kinowej każdy gram oryginalnej myśli jest na wagę złota. Problemem jest natomiast to, że podchodząc do sprawy w ten sposób scenarzyści pozbawili się głównego i wydawałoby się - kluczowego motywu fabularnego, który napędzał pierwszy film. W trzeciej części ani przez chwilę nie czuć ducha poprzedników. Jasne, postacie nazywają się tak samo, a nawet wspominają minione wydarzenia i nawiązują do nich w dialogach. Wszystko to jednak wydaje się zbyt wymuszone i niepotrzebne. W efekcie dostajemy film nudny, pozbawiony tej iskry, która przykułaby na dłużej do ekranu. Film, w którym rzeczy po prostu "się dzieją". Brakuje jakiegoś haczyka, który sprawiłby, że po obejrzeniu paru pierwszych minut chciałoby nam się przesiedzieć cały film.

Wcześniej funkcję taką pełniło zaginięcie jednego z bohaterów i powolne zbieranie poszlak w poszukiwaniu rozwiązania. Proste i skuteczne. Tutaj brak jakiejkolwiek zagadki, czegoś na co dałoby się czekać. Pewne postacie pojawiają się, dają głównym bohaterom "misje" i dalej oglądamy ich realizację. I do końca nikt nawet nie próbuje (może z jednym, małym wyjątkiem) niczym nas zaskoczyć. W końcu przyszliśmy do kina tylko po to, żeby jeszcze raz zobaczyć fajnych bohaterów, prawda?

No właśnie... nawet tutaj jest problem, bo postacie też się zmieniły. Bradley Cooper i Ed Helms sprawiają wrażenie, jakby byli swoimi rolami zmęczeni, a na ekranie trzyma ich tylko obowiązek wynikający z podpisanego kontraktu. Ken Jeong i jego pan Chow odlecieli natomiast w kosmos zamieniając się w aktorską wersję jakiejś kreskówki, tak więc tę postać też można spisać na straty. Jednak najbardziej doskwiera przemiana, którą przeszedł bohater grany przez Zacha Galifianakisa. Zdziwaczały, ale w głębi poczciwy brodacz zamienił się w ostatniej części serii w zwyczajnego psychopatę. Scenariusz stara się wokół tej przemiany zbudować konflikt, z którego wynika motywacja działania innych bohaterów, ale w rzeczywistości sprowadza się do bycia punktem wyjścia dla średnio wybrednych dowcipów. I wcale nie chodzi mi o to, że kręcę nosem na wulgarny humor, bo w pierwszej części sprawdzał się on wyśmienicie. Tutaj jednak odniosłem wrażenie, że scenarzyści przekroczyli granicę, której nie należało przekraczać. Humor w trzeciej części wydał mi się w wielu przypadkach niepotrzebnie okrutny, nieprzyjemny i niezręczny, a co najgorsze - pozbawiony jakiejkolwiek krzty błyskotliwości. Tak jakby twórcy uważali, że wystarczy pozwolić bohaterom robić coraz bardziej posrane rzeczy, a to samo z siebie będzie zabawne.

Czyli co? Z jednej strony fajnie, że film stara się zrobić coś nowego i nie trzyma się nogawki poprzednich odsłon powielając bezmyślnie schemat. Jednak z drugiej strony zabrakło wielu rzeczy: pomysłu na postacie, ciekawego haczyka na widza, a przede wszystkim - zwyczajnego wyczucia. Trochę szkoda.

5/10

 

Tytuł: "Kac Vegas III"

Reżyseria: Todd Phillips

Scenariusz: Craig Mazin, Todd Phillips

Obsada:

  • Bradley Cooper
  • Ed Helms
  • Zach Galifianakis
  • Justin Bartha
  • Ken Jeong
  • Melissa McCarthy
  • Jeffrey Tambor
  • John Goodman
  • Heather Graham

Muzyka: Christophe Beck

Zdjęcia: Lawrence Sher

Montaż: Debra Neil-Fisher, Jeff Groth

Scenografia: Maher Ahmad

Kostiumy: Louise Mingenbach

Czas trwania: 100 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji

 


comments powered by Disqus