"Atlas chmur" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 18-11-2012 21:54 ()


Wierzycie w karmę? W przeznaczenie? W reinkarnację? W to, że nawet najdrobniejsze nasze czyny wpłynął na to, jak w ciągu najbliższych kilkuset lat ukształtuje się świat? Czy fakt, że właśnie popełniam tę oto recenzję, usadowiony wygodnie w fotelu i z kubkiem ciepłej herbaty w zasięgu ręki, przyczyni się za jakieś 200 lat do ogólnoświatowego kataklizmu? Zapewne nie. Mogę jednak sprawić, że wielu z Was zdecyduje się zapoznać z niezwykłym obrazem jakim jest „Atlas chmur”. A jest to film, który warto obejrzeć z wielu powodów. By jednak uniknąć zbytniego chaosu i mojego niezdrowego podniecenia wywołanego projekcją, postaram się je Wam wyłożyć po kolei. 

Po pierwsze fabuły. Tak, fabuły. Należy bowiem stwierdzić, że bogata treść „Atlasu chmur” nie dała zamknąć się w obrębie jednej historii. Śledzimy więc nie jeden czy dwa, nawet nie trzy, ale aż sześć doskonale skonstruowanych opowieści, które razem prowadzą widza do finału. Wszystkie one składają się na jedną, rozwijającą się poprzez setki lat intrygę. I pomimo swej różnorodności i pozornie kompletnej autonomii wyraźnie widać, że nie mogłyby istnieć bez siebie.

{obrazek atlas2} Romans, kryminał, kino przygodowe i science-fiction stapiają się w jedno, aby razem - ku uciesze widowni - poprowadzić nas w cudowny, pełen tajemnic świat. Nawet pomimo tego, że reżyserzy żonglują scenariuszem, co chwila przerzucając nas pomiędzy scenami oddalonymi od siebie w czasie i przestrzeni, to dopracowana w najmniejszych detalach historia zazębia się niczym doskonale spasowany mechanizm, powoli odsłaniając przed publicznością obraz całości. Konstrukcja taka udanie wpasowuje się w motyw oraz myśl przewodnią filmu, głoszącą że nawet najdrobniejsze nasze działania prowadzą ku czemuś większemu, a nasze życia powiązane są na zawsze z przeszłością i przyszłością innych. Widzowie mogą obserwować jak myśl ta wcielana jest w życie przez twórców, którzy zadbali o to, aby z działań postaci pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego stworzyć historię spójną, stanowiącą doskonały dowód na poparcie postawionej tezy. Obserwowanie różnorodnej intrygi rozsianej po wielu planach sprawia autentyczną satysfakcję, a wspomniana różnorodność sprawia, że niemal każdy znajdzie w obrazie coś dla siebie.

Na równie wysokim poziomie co historia i narracja stoi gra aktorska. Stosunkowo niewielką grupę aktorów zaprzęgnięto do odgrywania wielu zróżnicowanych pod względem charakteru, jak i wyglądu bohaterów. Aż trudno uwierzyć jak dobrze artyści wywiązali się z trudnego zadania wcielenia się w wiele tak odmiennych kreacji. Choć w czasie seansu można wyraźnie rozpoznać, że aktorzy mają więcej niż jedną rolę, to oglądanie napisów końcowych wywołało u mnie szok. Nie byłem świadom nawet połowy tego, co zaprezentowała mi lista obsady wyświetlona po projekcji. Swoją drogą, poza umiejętnościami aktorów doskonale świadczy to również o kunszcie ekipy odpowiedzialnej za charakteryzację i efekty specjalne. Czapki z głów. Wracając jednak do sedna sprawy, ze swojego zadania aktorzy wywiązali się znakomicie, a różnorodne emocje i postawy, jakie reprezentują na ekranie, aż tchną poczuciem autentyzmu. Nie przeszkadza również fakt, że spora część obsady to gwiazdy pokroju Toma Hanksa, Hugo Weavinga czy Halle Berry.

Merytoryczne walory produkcji uzupełniają wyśmienita oprawa wizualna oraz w miarę przyzwoita ścieżka dźwiękowa. Różnorodność historii wymusiła na realizatorach stworzenie gamy równie urozmaiconych scenerii. Stworzyli oni dla aktorów środowisko niesamowite. Przepełnione rekwizytami i barwami doskonale podkreślającymi atmosferę i klimat produkcji. Urzekająca natura wysp Pacyfiku czy Hawajów, miejski krajobraz Neo Seulu (ze swoimi, strzelającymi pod niebo wieżowcami) czy też ponure miejskie przedmieścia z amerykańskich lat 60/70, to tylko kilka przykładów. Obraz jest ostry jak żyleta, a kadry wypełnione niezwykłą ilością detali i świetnie dobranych rekwizytów. Nieliczne sceny akcji zrealizowano oszczędnie, stawiając raczej na realizm niż efektowność, co świetnie współgra z raczej stonowanym tempem narracji. W zasadzie przyczepić mogę się jedynie do ścieżki dźwiękowej. Choć wszelkie odgłosy wypadają bardzo realistycznie i naturalnie, to muzyka po prostu nie zapada w pamięć. Nawet krótko po wyjściu z kina nie mogłem sobie nawet zanucić pod nosem jakiegoś motywu z filmu. Ot, po prostu coś tam sympatycznie pobrzękuje sobie w tle. 

 „Atlas chmur” to film, który z czystym sumieniem mogę polecić. Miłośnicy wielu różnorodnych konwencji i gatunków znajdą w nim coś dla siebie. Wysoki poziom oprawy audiowizualnej, świetną, wielowątkową i wielowymiarową intrygę czy doskonałe aktorstwo. Wszystko to składa się na obraz produkcji, z którą każdy powinien się zaznajomić.

 7/10

Tytuł: "Atlas chmur"

Reżyseria: Tom Tykwer,  Lana Wachowski, Andy Wachowski

Scenariusz: Tom Tykwer,  Lana Wachowski, Andy Wachowski         

Na podstawie powieści Davida Mitchella "Atlas chmur"

Obsada:

  • Tom Hanks
  • Halle Berry
  • Jim Broadbent
  • Hugo Weaving
  • Jim Sturgess
  • Doona Bae
  • Ben Whishaw
  • James D'Arcy J
  • Xun Zhou
  • Keith David
  • Susan Sarandon
  • Hugh Grant

Muzyka:  Reinhold Heil, Johnny Klimek, Tom Tykwer

Zdjęcia: John Toll, Frank Griebe

Montaż: Alexander Berner

Scenografia: Uli Hanisch, Hugh Bateup

Kostiumy: Kym Barrett, Pierre-Yves Gayraud

Czas trwania: 172 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus