Kreskon 2006 - relacja

Autor: Haka Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 20-07-2006 09:22 ()


Tomaszów Lubelski do niedawna nie istniał na mapie fandomowo - konwentowej. Co nie oznacza oczywiście, że nie było tu ludzi zainteresowanych fantastyką czy RPG. Ale dopiero na jesieni 2005 roku grupka zapaleńców założyła klub nazwany potem „Szeptem Wschodu" i już 10 czerwca zorganizowali swój pierwszy konwent - Kreskon.

Na miejsce imprezy wybrano Tomaszowski Dom Kultury, oddalony od dworca o ok. 15 min. (w TL wszędzie się da dojść w maks. 15 min.:)), wiec ze znalezieniem drogi nie było większych problemów.

Wszystko zaczęło się już o 9.00 rano. Oczom pierwszych uczestników ukazał się co prawda lekki chaos ( Hail Eris!) organizacyjny, który po jakimś czasie jednak opanowano. Pierwszymi punktami programu były konkurs starwarsowy i prelekcja o Terrym Pratchecie. Obyła się ona, zamiast na sali widowiskowej, w najciemniejszym kąciku sali i szybko, wbrew prowadzącemu, przekształciła się w dyskusję o ulubionych postaciach (PIP) i uniwersum Dysku.

Program był zróżnicowany - odbył się i „tradycyjny konkurs Siaty" czyli Harry Potter, jak i z gier crpg, czy obecny na większości konwentów - Tolkienowski (ciekawostka - sprzedawano Wodę Entów TM, która potem znalazła się na ognisku, by zawędrować aż do Łabuniek). Wiktoria na prelekcji o czarnej magii chciała przywołać demona, którego miałby potem odwoływać ksiądz egzorcysta. Ziemek podawał sposoby na najskuteczniejsze zabicie postaci, czym zainteresował całkiem sporą grupę potencjalnych sadystów i psychopatów, a Krzyś-Mis zaproponował swój kanon fantastyki. Obowiązkowo musiały się odbyć także i kalambury, zorganizowane na nieco mniej poważnie, pod wezwaniem pewnego przyrządu do masażu. Duże emocje wzbudził mhroczny konkurs o świecie Mhroku. Uczestnicy wcielali  się w wampiry - wegetarianów lub robili mumie na czas. Pojawiło się także Zamojskie Bractwo Rycerskie, któro za pomocą pięknych kobiet i kapusty (sic!) próbowało podbić publikę.

Część oficjalna konwentu skończyła się po godzinie 19-stej, gdy ci, którzy chcieli zostać na ognisku udali się na OSiR, by tam zostawić swoje rzeczy i przejść na Siwą Dolinę.

Gdy już się ściemniło, grupa fire-show pod przewodnictwem Basi Księskiej zaczęła swój pokaz, wprawiając w zachwyt i zdumienie nie tylko konwentowiczów, ale i obecnych tam tomaszowian. Po występie odbył się larp, w którym prym wiodły podpite krasnoludy (podłe pokurcze chciały zabić bogu ducha winną czarodziejkę). Ci, którzy nie byli zainteresowani intrygami i poszukiwaniami smoka, siedzieli i grzali się przy ognisku lub/i poszukiwali kiełbasek (za szybko się skończyły). Ogień palił się do czwartej nad ranem, kiedy to najwięksi twardziele z pieśnią na ustach („gdzie się podziali Wini z BamBamem" i „Smętne Muuu") przenieśli się na OSiR. A spać wcale nie zamierzali. Doszło do takich gorszących aktów, jak granie w kosza jaśkiem i glanem (po całym dniu chodzenia w nim) czy stworzenie skarpetowego demona. O około 9.00 rano sala gimnastyczna opustoszała.

Plusy konwentu? Na pewno wielkie gratulacje dla organizatorów za same chęci, zapał i samozaparcie. Zrobili niewielki konwent z luźną, kameralną, niemal rodzinną atmosferą, na którym dobrze bawili się i młodsi, jak i bardziej doświadczeni fantaści. Impreza z założenia miała być mała i, chociaż były tylko dwa bloki programowe, nikt się nie nudził i mógł znaleźć coś dla siebie.

Jednak zapałem i chęciami nie nadrobiono pewnych braków. Ekipa orgów był dosyć młoda i w większości bez doświadczenia w robieniu tego typu imprez. Początkowe zamieszanie udało się opanować, ale nie uniknięto kilku błędów. M.in. zostawiona sama sobie organizatorka, czy nie do końca przemyślany system rozdysponowywania nagród. No i było za mało kiełbasy na ognisku, na co narzekał pewien lubelski niedźwiadek. Jednak punkty programu przygotowano rzetelnie. Odbywały się bez większych spóźnień, co nie jest częstą praktyką na tego typu malutkich konach.

Podsumowując - Kreskon uważam za udany. Było nawet lepiej, niż można było przypuszczać. Jak na pierwszy konwent, organizatorzy poradzili sobie całkiem dobrze, a z popełnionych błędów, mam nadzieję, wyciągną odpowiednie wnioski.

P. S. Muszę oczywiście wspomnieć o wielkim udziale zamojskiego klubu Zszef w organizacji. Gdyby nie oni, nic by się nie udało. Tak, to oni przywieźli Kokosa!


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...