„W służbie Imperium” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 14-09-2012 16:38 ()


Star Wars Komiks Wydanie Specjalne 3/2012

 

Wedge Antilles, jeden z najlepszych pilotów Sojuszu Rebeliantów, jest dowódcą nieustraszonej Eskadry Łotrów, która zostaje wysłana na podbój kluczowej, imperialnej planety Brentaal IV. Naprzeciw niemu staje jednak najwybitniejszy as Imperium w historii – baron Soontir Fel na czele 181 Pułku Myśliwskiego, który swego czasu wyszkolił wielu pilotów Eskadry Łotrów. Jak się zakończy to nieprawdopodobne starcie dwóch legendarnych eskadr?

Dawno, dawno temu, bo przed przeszło dwiema dekadami, nazwa „X-wing” zaczęła być odmieniana przez wszystkie przypadki. W 1993 roku pojawiła się niesamowita, do dziś wspominana z rozrzewnieniem gra komputerowa „X-Wing”, która pozwalała nam zasiąść za sterami tego myśliwca i innych z „wing” w nazwie. Później ujawnił się światu talent Michaela A. Stackpole’a, wielkiego fana gry, który najpierw przeniósł przygody Eskadry Łotrów na karty cyklu komiksowego, a następnie cyklu powieściowego. Ten pierwszy publikowany był od 1995 do 1998 roku i liczył sobie dokładnie 37 numerów. W Polsce ukazała się tylko jedna mini-seria „X-Wing: Rogue Squadron”, dlatego trudno się dziwić, że od lat polscy fani męczyli Jacka Drewnowskiego, osobę odpowiedzialną w Egmoncie za komiksy „Star Wars”, o wprowadzenie kolejnych części wydań specjalnych „Star Wars Komiks”. I tak się właśnie stało, czego efektem jest niedawna publikacja „W służbie Imperium”.

Na początek muszę Was uspokoić – by czerpać radość z czytania komiksu, niepotrzebna jest znajomość ani książek Stackpole’a, scenarzysty, ani poprzednich komiksów z „Rogue Squadron”. Zostajemy wprowadzeni w dzieje Eskadry Łotrów w momencie, gdy przechodzi ona małą reorganizację i otrzymuje nową misję. Podobnie jednak, jak rzeczone powieści, „W służbie Imperium” to znakomita kombinacja walk myśliwskich, wielu łatwo rozróżnialnych postaci, z których każda z osobna ma swoją interesującą i zajmującą historię, a także wątków politycznych reprezentowanych przez spiski i machinacje Ysanne Isard. Oczywiście, nie brak i sporej dawki humoru w typowym, łotrowskim wydaniu, z którego znane są wszystkie papierowe dzieła oznaczone nazwą „X-Wing”. Dobra historia, dobre postacie, wreszcie dobra zabawa – oto, czym jest „W służbie Imperium”.

Ponieważ tytuł brzmi tak jak brzmi, można by było dojść do wniosku, że postaci związane z Imperium będą zajmować co najmniej połowę zawartości 96 stron. I choć w rzeczywistości mówimy o zaledwie ćwierci objętości, to objętość tą Stackpole i spółka wykorzystali perfekcyjnie – szczególnie na bohaterów spod znaku nieżyjącego Imperatora. Manipulatorska osobowość Ysanne Isard świetnie idzie w parze z chłodnym profesjonalizmem i patriotyzmem barona Fela, a kolorytu (dosłownie i w przenośni) dają przytępiały admirał Isoto, a także Wielki Wezyr Sate Pestage. Tylko w jego wypadku mógłbym powiedzieć o nie do końca udanej charakteryzacji; zawsze odnosiłem wrażenie, że główny doradca Palpatine’a był inteligentniejszy i nie ufał tak bardzo swoim teoretycznym podopiecznym. A Łotry? Począwszy od Wedge’a, przez Tycho Celchu, po nowoprzybyłych do eskadry pilotów, otrzymujemy wspaniały wachlarz charakterów, podejść do życia i – tak jak wspomniałem – indywidualnych opowieści. Rzadko w gwiezdnowojennych komiksach bohaterowie mają tyle głębi, co tutaj.

Recenzując jakiś czas temu wyjątkowo nieudany „Wstęp do rebelii”, wspomniałem, że graficznie był on kwintesencją stylu lat 90. XX wieku. Wtedy można to było potraktować jako zarzut. Tym razem, używając tego określenia, nikogo nie chcę zganić, bo „W służbie Imperium” ten styl pasuje idealnie. Inna sprawa, że rysownik John Nadeau miał inne podejście, niż jego ówczesny kolega: postawił na realizm, bogaty drugi plan i postarał się, by uniwersum Star Wars wyglądało jak uniwersum Star Wars. Warto podkreślić, że właśnie tu zadebiutował baron Fel, zyskując dzięki panu Nadeau swój charakterystyczny wygląd, a także jego 181 Pułk Myśliwców z wszechobecnymi czerwonymi paskami. Mam do tego rysownika wielki szacunek za wspaniałe ukazanie podniebnych i kosmicznych bojów, jak również pięknych maszyn obu stron konfliktu. Kto jak kto, ale John Nadeau potrafi nawet z ospałego Y-winga uczynić obiekt westchnień fanów zanurzonych w gwiezdnowojennej technologii. Jedynym prawdziwym mankamentem „W służbie Imperium” jest kolorystyka. Tak, tutaj niestety lata 90. wyłaniają się z każdego zakamarka.

Jeśli macie wrażenie, że niewiele da się wyciągnąć z komiksów pokazujących przygody pilotów gwiezdnych myśliwców, poza akcją, akcją i – tak, zgadliście! – akcją, to „W służbie Imperium” będzie koronnym dowodem na to, że pozory mylą. Mamy tu ładne połączenie niegłupiej fabuły, postaci z krwi i kości, a także bardzo dobrych rysunków, które tworzą świetny, filmowy klimat. Nie można też zapomnieć o interesującym i niesztampowym (jeśli odliczyć stereotypowego admirała Isoto) ukazaniu „Imperialców”, zwłaszcza honorowych i trzeźwo myślących pilotów elitarnego 181st. „W służbie Imperium” po prostu nie sposób nie polecić!

  • Ogólna ocena: 9/10
  • Fabuła: 9/10
  • Rysunki: 9/10
  • Kolory: 7/10
  • Klimat: 9/10

 

Tytuł: „W służbie Imperium”

  • Scenariusz: Michael A. Stackpole
  • Rysunki: John Nadeau
  • Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 04.09.2012r.
  • Druk: kolor
  • Oprawa: miękka
  • Format: 170x260 mm
  • Stron: 96
  • Cena: 9,99 zł

 


comments powered by Disqus