„Renaissance” - recenzja

Autor: Piotr Bednarek Redaktor: Motyl

Dodane: 25-07-2012 22:23 ()


„Renaissance” trudno nazwać  tradycyjnym filmem. Niby w produkcji Christiana Volckmana wszystko znajduje się na swoim miejscu. Interesujący scenariusz, w którym można doszukać się głębszego przekazu. Oszałamiające efekty specjalne, które wprawiają widza w zachwyt. Barwne postaci, z którymi widz może się utożsamić. W tym momencie mógłbym postawić kropkę i biorąc pod uwagę to, co napisałem do tej pory, zwyczajnie ocenić „Renaissance” jako produkcję naprawdę dobrą. Jednak byłaby to recenzja powierzchowna i nie uznająca filmu jako całość. Z przykrością muszę bowiem stwierdzić, że mimo bardzo dobrych poszczególnych elementów, ogólnie film prezentuje się słabo. Zacznijmy jednak od początku.

Fabularnie dzieło Volckmana jest interesujące. Paryż. Rok 2054. Wychowany wśród ulicznych gangów, a obecnie kontrowersyjny policjant, Barthelemy Karas, rozpoczyna śledztwo w sprawie porwania pięknej pani naukowiec. Ilona Tasuiev, bo tak kobieta ma na imię, okazuje się być młodym talentem pracującym dla wielkiej korporacji Avalon. Firma ta zajmuje się dbaniem o długie i wygodne życie ludzi. Oczywiście tylko tych, którzy posiadają odpowiednio grube portfele. Jak niebawem się okazuje, Ilona prowadziła badania związane z nieuleczalną chorobą progerią (zbyt intensywne i bardzo szybkie starzenie się), które to doprowadziły ją w końcu do odnalezienia sposobu na nieśmiertelność. Jak można się domyślić, komplikuje to i tak tajemniczą sprawę. Z jednej strony Avalon koniecznie chce odzyskać wiedzę, którą posiada Ilona, z drugiej tajemniczy porywacz, którego motywy nie są znane, wydaje się nieuchwytny. Jedno jest pewne, przyszłość Ilony i całej ludzkości leży w rękach Karasa. Tak nakreślona fabuła prowadzi do dosyć ponurego finału, który warto zobaczyć na własne oczy.   

Wizualnie produkcja Volckmana stoi na najwyższym poziomie. Nie jest to moje odosobnione zdanie, ponieważ film był nagradzany za osiągnięcia w animacji na międzynarodowych festiwalach. Technika, którą posłużył się reżyser jest dosyć innowacyjna i odważna. Wszystkie sceny odgrywane są przez prawdziwych aktorów w technologii motion capture. Dopiero po tym zabiegu całość została zamieniona w animację komputerową. Kolejnym brawurowym posunięciem twórcy było zastosowanie w filmie tylko dwóch kolorów - czerni i bieli. Przez to obraz momentami zachwyca zdumiewająco pięknymi scenami, które zapadają w pamięć.

Niestety, pomimo interesującej historii i wspaniałej realizacji technicznej „Renaissance” ogląda się z wielkim wysiłkiem i trudem. Nie sposób w trakcie projekcji chociaż raz nie pomyśleć o krótkiej przerwie w oglądaniu i odwróceniu wzroku na coś normalnego. Obraz pomimo swojego piękna i ciekawej stylizacji już po kilku chwilach wydaje się odbiorcy nienaturalny. Użycie tylko dwóch kolorów to intelektualne zabójstwo dla skoncentrowanego tylko na filmie widza. O ile poszczególne sceny zapadają w pamięć, to oglądanie zrobionego w ten sposób prawie dwugodzinnego filmu męczy. Dodatkowo nie należy pomylić „Renaissance” z filmem czarno-białym, wypełnionym odcieniami szarości, a przez to przystępnym i normalnym. Natomiast nie przesadzę określając film Volckmana momentami nawet monochromatycznym. Z pewnym żalem piszę te słowa, ponieważ ta produkcja miała naprawdę duży potencjał. Przechwałki twórców/producentów/marketingowców o podobieństwie do „Sin City” czy „Blade Runnera” można schować między bajki, a i tam wyglądają na dosyć nieprawdopodobne. 

Z powodu użycia wyżej opisanej techniki cierpi niestety też gra aktorów. Pomimo ciekawych i barwnych postaci oraz zastosowania technologii motion capture, równie dobrze Volckman mógł zamiast wielu modeli użyć tylko jednego i zaoszczędzić na tym parę milionów dolarów. Trochę to złośliwe, ale uwierzcie mi na słowo - mimika postaci w tym filmie nie istnieje. Czy bohaterowie są smutni, źli, weseli, zakochani czy przestraszeni to wyglądają tak samo sztucznie i bezpłciowo. Do tego połowa ich twarzy zupełnie nie istnieje, ukryta w cieniu zlewa się z równie czarnym tłem. Czy można wyobrazić sobie większy koszmar dla widza spragnionego prawdziwych emocji i wizualnej ekstazy?  

Mimo wspomnianych niedociągnięć ciężko mi jednoznacznie twór Volckmana potępić. Jest w nim ukryte pewne piękno, które chociaż trochę łagodzi bolesną torturę oglądania tego filmu. Paryż z 2054 r. w tej czarno białej wizji wygląda niepokojąco, a zarazem cudownie. Daje też do myślenia sama próba zrealizowania projektu w dwóch kolorach, chociaż pewnie nie takie było główne założenie autora. Czy można tworzyć przyszłość tylko czarną lub białą? Żeby się przekonać polecam na własnej skórze doświadczyć „Renaissance”. Zapewniam, że obok tej produkcji ciężko przejść obojętnie.

 

Tytuł: „Renaissance”

Reżyseria: Christian Volckman

Scenariusz: Alexandre de La Patellière, Mathieu Delaporte

Obsada: (głosy)

  • Jerome Causse
  • Leslie Woodhall
  • Isabelle Van Waes
  • Robert Dauney
  • Crystal Shepherd-Cross
  • Daniel Craig
  • Romola Garai
  • Ian Holm
  • Jonathan Pryce

Muzyka:  Nicholas Dodd, Charles Olins

Montaż: Pascal Tosi

Scenografia: Christian Volckman

Czas trwania: 105 minut


comments powered by Disqus