"Kat shoguna. Samotny Wilk i Szczenię" - recenzja

Autor: Katarzyna Ulman Redaktor: Motyl

Dodane: 18-11-2011 18:25 ()


Znacie z pewnością to niesamowite uczucie, kiedy po ciężkim dniu można w końcu wrócić do domu, włożyć płytkę DVD do czytnika, usiąść z kawą i obejrzeć film. Z pewnością macie też do oglądanego tytułu pewne oczekiwania – w tym przypadku obraz o szukającym zemsty samuraju, nakręcony w iście tarantinowskim stylu (w dość jaskrawy sposób zapewnia o tym dystrybutor na tylnej okładce wydania DVD) powinien być co najmniej interesujący. Figa z makiem. Po zapoznaniu się z dziełem Roberta Houstona i Kenji Misumi z ust nie może się wyrwać nic poza dość głośną i kolorową wiązanką przekleństw. Jednak na papierze one nie wystarczą, więc przejdźmy do gruntownego omówienia zagadnienia pod tytułem „Jeden z najgorszych filmów, jaki widziałaś i dlaczego to „Kat shoguna. Samotny Wilk i Szczenię”.

Ogami Itto jest katem. Bezlitosnym, po mistrzowsku wymachującym kataną katem. Jednak jego oddanie służbie szogunowi nie kończy się szczęśliwie. Szalony wódz, który wszędzie widzi wrogów czyhających na jego życie, wydaje rozkaz zabicia wiernego podwładnego. Podczas ataku na dom Itto ginie jego żona. Główny bohater spuszcza porządne manto wojownikom Wielkiego Złego i razem z kilkuletnim synem wyrusza w głąb Japonii. W pościg za Ogami udają się niezliczone rzesze zabójców, co jednak za bardzo nie utrudnia mu życia – jest raczej okazją do pobiegania, poskakania i odrąbania wrogom ręki, głowy bądź nogi. Ten, hmm, motyw jest zresztą jedyną próbą zbudowania jakiejkolwiek fabuły. Z chwilą, kiedy Itto opuszcza dom rozpoczyna się japońska wersja hack and slasha z lat 80. I tak, wiem, że podobne zarzuty można postawić wielu produkcjom amerykańskim, ale w tym przypadku film kładzie naprawdę wiele rzeczy.

Pomysł na zrealizowanie, a raczej „amerykanizację” słynnej mangi autorstwa Gosuke Kojimy i Kazuo Koike, jest dość nietypowy. Najpierw na jej podstawie powstało w Japonii sześć filmów, do których później prawa autorskie wykupili amerykańscy reżyserzy. Twórcy recenzowanego obrazu oparli się (dosłownie) na dwóch pierwszych częściach, tzn. wrzucili do jednego wora sekwencje z obu pierwszych tytułów, wymieszali je sobą, wprowadzili angielski dubbing jak i parę innych niespodzianek. Dokładnie - włos jeży się na głowie, a recenzent dostaje drgawek.

Od „Kata…” wcale nie odrzuca fakt, że powstał dwadzieścia lat temu czy to, że trochę trąci myszką. Na jego niekorzyść już na początku przemawia drętwe aktorstwo, tragiczne dialogi oraz angielski dubbing i masakryczna fryzura syna Itto. Polski lektor trochę na szczęście pomaga (czyli mamy jeden malutki plus – ale to wynika raczej z braku laku). Kolejnym minusem bardo mocno dającym się we znaki podczas seansu jest ścieżka dźwiękowa, czyli szalone upychanie muzyki elektronicznej w każdy nadający się do tego moment. Efektem jest katastrofalny i służy tylko zirytowaniu widza.

O sylwetkach bohaterów nie sposób za wiele napisać. Co prawda w połowie filmu pojawia się coś na kształt wątku miłosnego (oczywiście z tragicznym zakończeniem, a jak) i próba nadania postaciom jakiejś głębi. W tym momencie miałam jeszcze nadzieję, że może być lepiej – w końcu nie może być gorzej, prawda? Nieprawda.

Właściwie każda scena mająca na celu ukazanie bohaterstwa, bólu, strachu czy przerażenia głównego bohatera staje się parodią. Tak samo sceny walk – tak, są brutalne, ale podkład muzyczny i ich realizacja zamienia je w pastisz. Nie sposób jest zżyć się z Itto ani mu kibicować. Jedyne co pozostaje to obserwowanie przez półtorej godziny kolejnych nieudanych ataków na życie protagonisty. Gdyby jeszcze wywoływało to jakieś emocje oprócz wszechogarniającej nudy oraz zniesmaczenia.

W większości filmów, jakie obejrzałam, zawsze starałam się dostrzec jakieś plusy. Czasami spodziewałam się czegoś więcej niż zaprezentowano na ekranie, ale wyszukiwanie plusów na siłę nie miało miejsca. W przypadku „Kata shoguna” trudno odnaleźć coś, co zdecydowanie przemawiałoby na korzyść tego obrazu. Eksperyment zamerykanizowania japońskiego klasyka wyjątkowo się tym razem nie sprawdził.

 

Dodatki DVD:

Na płycie znajduje się parę ciekawych dodatków. Oprócz trzech zwiastunów (m.in.: filmu „Zabójca samurajów”) znaleźć można dokument o realizacji „Kata shoguna” oraz sylwetki twórców – japońskich i amerykańskich.

 

Tytuł: „Kat shoguna. Samotny Wilk i Szczenię”

Tytuł oryginalny: „Shogun Assassin”

Reżyseria: Robert Houston

Scenariusz: Robert Houston, Kazuo Koike

Obsada:

  • Tomisaburo Wakayama
  • Kayo Matsuo
  • Minoru Oki
  • Akiji Kobayashi
  • Shin Kishida
  • Akihiro Tomikawa

Rok produkcji: 1980, USA

Dystrybucja: 9th Plan

Czas trwania: 85 minut

 

 Dziękujemy dystrybutorowi 9th Plan za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...