"Pluto" tom 3 - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 10-10-2011 21:03 ()


 Pamięć jako źródło resentymentu przenoszonego nienawiścią

 

W trzeciej odsłonie „Pluto” fabuła jest bardziej mroczna i misterna niż wcześniej. Mało tego, kosztem głównego wątku autor zdecydował się wprowadzić na scenę nowe postacie i motywy. Wszystko to sprawia, że omawiany obecnie tom jest bardziej przyziemny, wyciszony. I całkiem dobrze to wyszło, mimo lekkiego mętliku w głowie.

Fanów poprzednich części uspokajam – Urasawa nadal siłuje się z mitem Osamu Tezuki oraz jego legendarną mangą - „Astro Boy”, wplatając w to swoje komentarze dotyczące USA, ich wojen toczonych współcześnie i traum z nich wynikających. To nadal również egzystencjalny dialog twórcy z czytelnikiem, w którym Urasawa zadaje nam pytania o istotę człowieczeństwa, losu człowieka w cybernetycznym świecie, jego strapień.

Różnica tkwi w tym, że autor postanowił na moment przystopować z rozwijaniem działań swego spiritus movens. Najwidoczniej zdał sobie w pewnym momencie sprawę, że akcja komiksu zaczyna stawać się przewidywalna, a co za tym idzie – monotonna, oklepana, jakkolwiek dobrze by nie została sformułowana. Stąd też trzeci tom należy traktować dwojako. Po pierwsze jest to odpoczynek od rdzenia fabuły w celu eksploracji mniej oczywistych obszarów świata Atoma. Po drugie to niepowtarzalna okazja do skomplikowania historii poprzez rozmnożenie poszlak i postaci, których przeznaczenie nie jest nam na razie znane. Zapewne (oby…) zostanie ono rozwikłane w następnych woluminach. Trochę przypomina to uczucie nakładania puzzli nie łączących się z pozostałymi częściami na obraz, którego z lotu ptaka nie da się jeszcze odczytać.

Uran, siostra Atoma, zostaje przesłuchana w komisariacie po incydencie w zoo. Jej impulsywność, entuzjazm i uszczypliwe, ale pełne serdeczności relacje z bratem nadają komiksu barw, humoru i emocji. Szybko zostają wykorzystane przez Urasawę jako pretekst do przedstawienia tajemniczego profesora mającego niejasny związek z niedawnymi morderstwami robotów. Następnie, ni stąd ni zowąd, przenosimy się do przeciętnego domu zamieszkiwanego przez (z pozoru) niczym nie wyróżniającą się familię. Trudno z początku uwierzyć, że tamtejsza głowa rodziny po pracy uczestniczy w zebraniach organizacji KR, pragnącej wyeliminować maszyny z życia publicznego oraz dążącej do ich eksterminacji.

Szczególnie ostatni wątek został przez autora „Pluto” mistrzowsko skonstruowany. Poprzez zdawkowe, ale intensywne retrospekcje oraz umiejętne poprowadzenie akcji ukazuje on dwoistą naturę członka organizacji łudząco przypominającej Ku Klux Klan. Jest to typ człowieka, którego można spotkać na ulicy - osoby prowadzącej zaciszne życie ze swoimi bliskimi. W rzeczywistości jednak jest ona przepełniona agresją i żądzą zemsty, która nawet nie jest kierowana żalem ani poczuciem straty.

Czerpiąc całymi garściami z doświadczeń psychologów i filozofów, którzy niegdyś przesłuchiwali Eichmanna, Urasawa udowadnia nam banalność zła oraz to, jak ono rodzi się w umysłach błyskotliwych i (na pierwszy rzut oka) nieszkodliwych ludzi. Co lepsze, by nadać samej postaci kolorytu, wprowadza motyw problemów wynikających z niepowstrzymanego postępu technologicznego. Co by nie mówić, rozwój informatyczny przynosi nie tylko same zalety oraz nowe możliwości, ale także i problemy. Szczególnie dobrze to widać w restrukturyzacjach fabryk, gdzie zatrudniane są osoby z 20, 30-letnim stażem pracy, którym bardzo trudno jest nauczyć się od podstaw możliwości nowych technologii, przez co lądują na ulicy bez większych perspektyw. Ich los został zobrazowany niezwykle realistycznie i do bólu prawdziwie. To z pewnością najbardziej gorzka i smutna część tego tomu, świadcząca o prozaiczności życia.

To, czego Urasawa niespecjalnie efektywnie by przekazał słowem, dochodzi idealnie poprzez obraz. Warstwa graficzna nie zmieniła się znacząco i nadal stoi na tym samym, doskonałym poziomie. To wciąż delikatna, japońska kreska okraszona europejskim akcentem. Przepięknie Urasawa potraktował Uran, nadając jej całą gamę uczuć. Świetnie komponuje się ona w bardziej kontemplacyjnej i introwertycznej drugiej połowie komiksu. Wrażliwcy będą mieli wiele okazji do wzruszeń. Siła „Pluto” polega m.in. właśnie na uczuciach. Czytając komiks doskonale widać kiedy Urasawa chce przyspieszenia tempa, a kiedy jego spowolnienia dla nadania istotności danej sekwencji. Poprzez lapidarne dialogi, monologi i nieme kadry umiejętnie montuje sceny, że nie potrafimy się oderwać od lektury, wzbogacającej jak i satysfakcjonującej.

Nie oznacza to jednak, że nie będzie wśród czytelników „Pluto” osób rozczarowanych trzecim tomem. Nie dzieje się w nim nic konkretnego, akcja momentami idzie bardzo powoli, nie widzimy ponadto większej panoramy, aby odgadnąć przyszłe znaczenie poszczególnych wątków i motywów mających w nim miejsce. Mimo to Urasawie udało się, moim zdaniem, uciec od poczucia obcowania z byle jaką, fabularną „zapchajdziurą”. Zamiast tego mamy do czynienia z niezwykle stonowanym komiksem pełnym deliberacji o antypatii, pacyfizmie i miłości między rodzeństwem (Atom i Uran) wystawionej na ciężką próbę. Zakończenie zaś pozostawia nadzieję, że najgorsze dla bohaterów, a zarazem najlepsze dla czytelników dopiero przed nami.

 

Tytuł: "Pluto" tom 3

  • Autor: Osamu Tezuka, Naoki Urasawa
  • Wydawca: Hanami
  • Tłumaczenie: Radosław Bolałek
  • Format: 150x210mm
  • Data publikacji: 30.09.2011 r.
  • Stron: 200
  • Oprawa: miękka
  • Papier: offset
  • Cena: 31.40 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Hanami za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...