"Star Wars Komiks Wydanie Specjalne" 3/11: "Zdrada” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 21-09-2011 20:02 ()


Star Wars Komiks Wydanie Specjalne nr 3/2011: „Zdrada”

 

Na tydzień przed wydarzeniami przedstawionymi w „Nowej nadziei”, koalicja imperialnych oficerów pod przywództwem wielkiego moffa Trachty uznaje, że Palpatine i Darth Vader, jako wyznawcy religii Sithów, nie powinni rządzić Imperium. Kiedy Darth Vader wykonuje misję na odległej planecie Dargulla w systemie Kether, Trachta przymierza się do sfinalizowania swoich planów. Niestety pośród jego oficerów zaczynają narastać sprzeczności i konflikty...

Sithowie. Jak wiemy z „Mrocznego widma”, dwóch ich zawsze jest: uczeń i mistrz. A ilu jest żądnych władzy admirałów, gubernatorów i wielkich moffów w strukturach potężnego Imperium Galaktycznego? Setki? Tysiące? Nie dziwi więc, że od czasu do czasu zawiązywały się spiski na życie Imperatora. Najstarszym przykładem zamachu na Palpatine’a jest bodajże historia z gry komputerowej „TIE Fighter” z 1993 roku, z wielkim admirałem Zaarinem w roli głównego konspiratora. Tamta opowieść, przyznam, iż bardzo mi się podobała, więc można powiedzieć, że mam sentyment do imperialnych konspiracji. Z kolei dziewięć lat temu, parę miesięcy po premierze „Ataku klonów”, na rynku ukazał się nowy długodystansowy cykl komiksowy o prostym tytule „Empire”. I od czego się on zaczął? Od czteroodcinkowej fabuły skonstruowanej właśnie wokół spisku, który miał pozbawić Imperatora życia i tym samym władzy. Teraz komiks ten trafił do Polski pod postacią trzeciego numeru Wydania Specjalnego magazynu „Star Wars Komiks” wydanego w tym roku.

Zgodnie z opisem, który widzicie na wstępie recenzji, liderem „nowych” buntowników jest niejaki wielki moff Trachta. Ale czy bycie liderem jest równoznaczne z odgrywaniem kluczowej roli w spisku? Okazuje się, że nie do końca. To jedna z największych zalet „Zdrady” – kiedy sądzimy, że wszystko jest już jasne, wątki układają się wzdłuż oklepanych, nudnych schematów i nic nie może nas zaskoczyć, nagle sytuacja obraca się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Cała warstwa fabularna jest siłą „Zdrady”, mimo zastosowania przez autorów starego chwytu z wysłaniem Vadera na misję, która jest w istocie testem lojalności zafundowanym mu przez Imperatora. Siłę tę umacniają dobrze nakreślone postaci i skomplikowane relacje pomiędzy nimi. Trachta, jego współspiskowcy, wreszcie Darth Vader – każdy ma swoją głębię, a i żaden z pomniejszych bohaterów nie jest jakimś byle „zapychaczem miejsca”, o którym zapomina się w parę sekund po skończeniu lektury. Z jednym wszakże wyjątkiem: Boba Fett. Nie odgrywa w komiksie żadnej roli. Jest – ale czemu? Bo jeden z twórców „Zdrady” miał taki kaprys? Nie mam najbledszego pojęcia, po co się znalazł w komiksie.

Jeśli czytacie wydawany także w Polsce cykl „Mroczne czasy” to pewnie kojarzycie stosowaną tam technikę uwidaczniania uczuć Dartha Vadera poprzez retrospekcje sięgające czasów, gdy był jeszcze niewolnikiem albo padawanem Jedi. W 2002 roku była to nowa zagrywka (szczególnie w kontekście niedawno wypuszczonego Epizodu II), ale nawet i teraz robi bardzo pozytywne wrażenie. A jest stosowana przez scenarzystę Scotta Allie, nadając Vaderowi charakteru postaci momentami targanej emocjami i trochę niepewnej swoich poczynań. Mroczny Lord Sithów wydaje się przez to bardziej ludzki – przy czym zastrzegam, że może to być dla niektórych osób poważna wada. Bądź co bądź w „Nowej nadziei” Darth Vader wydaje się być twardy jak durastal, z której ma zbudowaną zbroję, i nic nie wskazuje na to, by tydzień wcześniej było inaczej.

W przypadku rysunków, których autorem jest Ryan Benjamin, muszę być trochę mniej wyrozumiały. O ile poszczególne pomieszczenia czy z rzadka pojawiające się pojazdy są perfekcyjne, o tyle aparycja postaci, a zwłaszcza wygląd hełmów szturmowców napawają mnie wątpliwościami, czy to aby na pewno te same „Gwiezdne wojny”, które znam z klasycznej trylogii. Maska Dartha Vadera chwilami ociera się o autoparodię, twarz Imperatora to zaś jedna wielka pomyłka. Identyczny zarzut mogę przedstawić rysunkom pozostałych bohaterów, którzy pojawili się w którymś z filmów – a i oryginalne postaci, stworzone na potrzeby „Zdrady”, też piękne nie są. Fatalne wrażenie ratują nieznacznie niektóre gesty, dobrze oddające emocje i uczucia różnych moffów, kapitanów i admirałów. Ale to o wiele za mało, aby po lekturze ktokolwiek chciał przekartkować komiks wyłącznie dla jego walorów wizualnych.

Jeśli czytelnik oczekuje od powieści graficznych wyłącznie efekciarstwa, wspaniałych kolorów i fotorealistycznych rysunków, od „Zdrady” ucieknie z krzykiem i pewnie jeszcze będzie miał traumę po wzięciu jej do rąk. Z drugiej strony, jeśli świetna fabuła, sensownie poprowadzone wątki i inteligentnie rozpisane postaci są pokazane za pomocą kreski wywołującej na twarzy podobny skurcz, jak wypicie soku z cytryny, też nie jest za dobrze. A taka jest właśnie „Zdrada”. Fabuła wzbija ją w powietrze, a rysunki ciągną w dół – w konsekwencji komiks jest „tylko” dobry. Szkoda, bo z dobrym rysownikiem na pokładzie mógł z tego wyjść jeden z najlepszych komiksów „Star Wars” w historii.

  • Ogólna ocena: 7/10
  • Fabuła: 9/10
  • Klimat: 6/10
  • Rysunki: 3/10
  • Kolory: 7/10

 

Tytuł: „Zdrada”

  • Scenariusz: Scott Allie
  • Rysunki: Ryan Benjamin
  • Tłumaczenie: Maciek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 02.09.2011r.
  • Oprawa: miękka
  • Objętość: 96 stron
  • Format: 170x260 mm
  • Druk: kolor
  • Cena: 9,99 zł

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...