Krakon 2011 - relacja

Autor: Jakub "Shonsu" Barański i Jacek "Bonio" Bącik Redaktor: S_p_i_d_e_r

Dodane: 08-08-2011 21:35 ()


Krakon miał odrodzić się po latach, jak feniks z popiołów Organizatorzy zapewne chcieli dobrze, ale niestety wyszło zupełnie inaczej. Konwent zebrał do tej pory wiele krytycznych recenzji. A może jednak miał jakieś pozytywne strony? Zapraszamy do przeczytania relacji.

 

Nie lubię przesadnie narzekać na konwenty. To prosta sprawa – wytknąć komuś kilka błędów przy organizacji imprezy na kilkaset, a czasem kilka tysięcy osób. Spróbujcie jednak taki event zorganizować, a przekonacie się, że nie jest wcale tak łatwo. Ogrom spraw, którymi trzeba się zająć często przytłacza. Oczywiście, konstruktywnej krytyce mówię „tak”, ale staram się raczej unikać odradzania wyjazdów na konwenty. Bardzo łatwo można organizatorom zrobić przykrość, na którą nie zasłużyli. Czasem jednak nie ma innego wyjścia. Tak właśnie jest w przypadku Krakonu 2011.

Nigdy wcześniej nie miałem okazji odwiedzić Krakonu, jednak dzięki relacjom znajomych, którzy regularnie odwiedzali krakowski konwent impreza zyskała u mnie status prawie legendy. Niestety miałem pecha, bo ostatnia edycja krakowskiego konwentu odbyła się w 2007 roku, więc już jakiś czas temu. Kolejnej nic nie zapowiadało. Wieść o Krakonie 2011, która obiegła Internet kilka miesięcy temu, była dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Wiem też, że fakt ten rozbudził nadzieje wielu innych osób. Zresztą hasło „Legenda fandomu powraca” do czegoś zobowiązywało.

Euforia opadła bardzo szybko. Tu i ówdzie dało się słyszeć głosy, że ze starego Krakonu zostanie tylko nazwa, a impreza ma być skierowana głównie do fanów mangi i anime, a nie czekających na powrót konwentu fantastów. Z drugiej strony dobiegały wieści, że nowe wcielenie imprezy zadowoli jednych i drugich. Było trochę chaosu i obaw, a im bliżej konwentu, tym ciężej było stwierdzić czy to wypali. Część osób w końcu zrezygnowała, część tak jak ja wciąż dawała Krakonowi szansę. W końcu przyszedł ostatni dzień czerwca i wyruszyliśmy z lubelsko-łukowską ekipą do Krakowa.

Od samego początku dało się zauważyć panujący na konwencie chaos. Słabo przygotowana do wykonywania swoich zadań akredytacja, mało pomocny informator (kompletnie nieczytelna mapka szkoły, brak numeru telefonu i dokładnego adresu konwentowej pizzerii), zabiegani i niezorientowani orgowie, a do tego szkoła konwentowa znacznie oddalona od centrum. W okolicy była tylko jedna pizzeria, w której o godzinie 16:00 skończyło się ciasto (!), co wiązało się z ponad 2-godzinnym czasem oczekiwania na pizzę, a o 22:00 lokal zamknięto. Trzeba jasno powiedzieć, że Krakon zniechęcał od samego początku, a jak się okazało potem miało być jeszcze gorzej.

Warto też w tym miejscu wspomnieć, że wejściówka na Krakon była dosyć droga. Za cztery dni trzeba było zapłacić 55 zł. Organizatorzy trwającej tyle samo Avangardy czy Falkonu, które stały na wyższym poziomie niż krakowski konwent, oferowali wejściówki o 15 złotych tańsze. Nawet zbliżający się Polcon 2011 przygotował tańsze bilety (50 zł). Inną sprawą jest, że sprytni (i nieuczciwi) mogli bawić się na Krakonie za dużo mniejsze pieniądze za sprawą słabo przygotowanych oznaczeń na identyfikatorach – wejściówki na kolejne dni oznaczano za pomocą tak niespotykanego i niedostępnego narzędzia jakim jest dziurkacz…

No, ale może starczy już o akredytacji. Kto jeździ na konwenty ten wie, że tam zawsze pojawiają się kłopoty i nawet uznane imprezy zaliczają na tym etapie wpadki. Spójrzmy więc na program. Na pierwszy rzut oka wypadł całkiem pozytywnie. Obok mangi i anime było całkiem sporo fantastycznych punktów programu. Blok serwisu PodGK, kilka prelekcji od grupy Lans Macabre, kilka atrakcji starwarsowych, wielosferowe LARPy. Całkiem nieźle. Szkoda tylko, że większość tych punktów programu nie cieszyła się zbyt dużym zainteresowaniem. O ile w ogóle się odbyły, bo trzeba też wspomnieć o twórcach programu, którzy dopiero na konwencie dowiadywali się, że ich propozycje jednak nie zostały umieszczone w ostatecznej wersji programu…

Jednym z jaśniejszych punktów Krakonu był z pewnością konkurs GRAMY! Tegoroczną edycję wygrał Jacek „Bonio” Bącik z Łukowa, a poniżej znajdziecie kilka słów jego komentarza.

Osobom nie biorącym udziału w konkursie pozostawał Games Room. Planszówki trochę ratowały sytuację, ale również nie obyło się bez wpadek. W czwartkowy wieczór Games Room zastałem bez żadnej kontroli. Brak obsługi, gry wyłożone na stołach, każdy brał (bo wypożyczeniem tego nazwać nie można było) co chciał. Na szczęście w końcu ktoś złapał się za głowę i wprowadził porządek. Druga sprawa to umieszczenie Games Room'u na stołówce (która cały czas normalnie funkcjonowała). Początkowo stoły przeznaczone do grania nie były w ogóle oddzielone od tych, z których mogli korzystać głodni konwentowicze! Jak to się ma do znanego z większości konwentów zakazu wnoszenia jedzenia do Games Roomu? Oceńcie sami.

Krakon miał być próbą reanimacji legendarnego krakowskiego konwentu. Miał też połączyć dwa środowiska (mangowców i fantastów) na jednej imprezie. Można teraz z całą pewnością powiedzieć, że żadne z tych założeń się nie udało. Łączenie na siłę dwóch zupełnie różnych fandomów nie wyszło nikomu na dobre. Większość uczestników Krakonu wyjeżdżała niezbyt zadowolona, a impreza bardzo szybko zebrała fatalne recenzje. Czy i w jakiej formie odbędzie się za rok? Ciężko powiedzieć, ale organizatorom będzie bardzo trudno skłonić uczestników do puszczenia w niepamięć tego kiepskiego konwentu.

* * *

Gramy! - relacja Jacka „Bonia” Bącika

Na tegorocznym Krakonie odbyła się 9 edycja Gramy! Był to konkurs mający wyłonić najlepszego gracza RPG 2011 roku. Organizatorzy konkursu chcieli dobrze i bardzo się starali, co było widać. Niestety organizatorzy konwentu zepchnęli ich gdzieś do mrocznych kazamatów (szatni), gdzie roiło się od hałaśliwych mangowców. Warunki były bardzo kiepskie, ale z tego co posłuchałem ludzi dało się grać. Mnie na szczęście było dane zagrać w tamtym miejscu tylko sesje finałową i było strasznie dziwnie, ale daliśmy radę. Wcześniej dzięki pomocy pewnego Wojciecha, wszystkim dobrze znanego MG, zagrałem dwie sesje w jego domu. Pierwsza, prowadzona właśnie przez Wojtka, przypominała mi dawne czasy grania i nie chodzi tu o klimat. Dwóch młodych chłopaków, którzy z nami grali, poczuło presję grania u trzykrotnego zwycięzcy PMMa i bali się rozluźnić. Na szczęście MG nie był w ciemię bity (a ja nie krzyczałem na nich... zbyt często) i pokazał, że głów im nie odgryzie. To działo się w piątek.

W sobotę natomiast zagrałem jedną z najlepszych sesji w moim rpgowym życiu. Mistrzyni Gry nakreśliła słowami piękną przygodę, ożywiła postacie tła, dała popis wyczuwania pragnień graczy i ofiarowała nam to, czego chcieliśmy. Ale najważniejszym faktem jest to, że zebraliśmy się tam naprawdę mocną ekipą. Wspaniała MG i trójka pozostałych graczy, z którymi grało mi się naprawdę znakomicie. Czas leciał, a my nie zauważyliśmy, że jest już dość późno. Ba, chcieliśmy grać dalej, ale niestety zza okna dochodziły nas krzyki "Oddajcie mi moją żonę!" i musieliśmy skończyć. Oddaję ogromny pokłon Magdalenie Madej-Reputakowskiej i mam nadzieję, że kiedyś zagramy ponownie. Po sesji zauważyłem spory mankament Gramy! - więcej osób z tej drużyny zasłużyło na zagranie w finale. Ale, żaden system nie jest doskonały.

W finale spotkałem się z moim kumplem Simanem i poznanym właśnie wtedy Jaxą. Sesyjkę poprowadził nam beAcon. Sesyjkę, nie sesję, bo z powodu naszego spóźnienia zabrakło nam czasu. Gdyby nie to, byłaby to naprawdę dobra sesja. Ale i tak nie narzekam. Grało mi się dobrze. Koniec był zaskakujący, myślałem, że wygra Siman.

Podsumowując, warto znaczyć fakt, że moje wystartowanie w Gramy! było kwestią przypadku. Ale ktoś mnie nieźle wkurzył i musiałem dać mu prztyczka w nos. Chciałbym też podziękować ekipie, która tworzy Gramy! oraz Mistrzom Gry. Dobrze wiem, że nie jest to proste zadanie. Dziękuje też graczom za kilka godzin świetnej zabawy. Sex, RPG and rock'n'roll!

 

Korekta: Agnieszka „Wicca” Skrzypczak i Jacek „Spider” Strzyż

 

Zapraszamy również do obejrzenia fotorelacji z konwentu, którą znajdziecie tutaj.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...