Dwugłos o Falkonie

Autor: Ola i Sławek Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 17-12-2006 22:35 ()


 

 

OLA: Falkon, jak zwykle odbywał się w szkole, już się do niej przyzwyczaiłam, miejsce w sumie w porządku. Nie było kolejki na konwencie! Cud!

SŁAWEK: Nooo. Na poprzednim Falkonie odstaliśmy przy wejściu z pół godziny.

OLA: Weszliśmy na konkurs Druzili z twórczości Ewy Białołęckiej, wydawał mi się fajny... Ale ludzie biorący udział, narzekali, że za trudny. Potem była ciekawa dyskusja o „Gwiezdnych wojnach".

SŁAWEK: Faktycznie dość szybko wygłoszono oczywisty dla większości wniosek, że jednak wszystkim bardziej podoba się stara trylogia. Naturalnie padło kilka pochwalnych opinii o Imperium i mniej pochlebnych o Jedi, czyli standard, zresztą ideologicznie słuszny.

Trochę irytował mnie człowiek siedzący na godzinie 17.00 ode mnie, który kilkakrotnie rzucał hasłami o tym, że jedynym naprawdę dobrym w całym cyklu jest Epizod V, z czym akurat przypadkiem się zgadzam. Jednak z opinii tego osobnika wynikało, że wszystkie pozostałe części Sagi są takie sobie. No stary, pomyślałem, nie należę do ludzi, którzy polemizując z dyletantami rozwalali by komuś panel dyskusyjny, ale w twoim przypadku prawie już miałem zrobić wyjątek i niewinnie zapytać, czemu tylko ów V epizod był dobry. Bo już mnie, rozumiecie, powoli brało. Ale na szczęście dyskusja skręciła na kolejny tor. Poruszono również aspekt muzyki Williamsa i tu były zdania trochę podzielone, gdyż jedni uznawali zdecydowanie wyższość muzyki ze starej trylogii nad nową, inni zaś twierdzili, że w ścieżce do tej drugiej kompozytor jednak wniósł sporo różnych wątków.

Tym razem na godzinie 19.00 chyba, ktoś zaczął nadmiernie rozwodzić się nad wspaniałością utworów muzycznych do nowej trylogii, ale niesłusznie deprecjonując te, które skomponowano do starej (chyba poleciał jakiś tekst, że najbardziej podobał mu się marsz imperialny), więc znów, nie mogąc zdzierżyć takiego lekceważenia, dołożyłem małą cegiełkę do dyskusji. Zwróciłem uwagę na czysto muzyczny aspekt ścieżki do „Imperium", w której było dużo różnych melodii wspaniale wkomponowanych w sceny filmu i wpływających na ich głębsze przeżywanie przez widza (np. sekwencja zamrażania Hana Solo), muzyka była często asynchroniczna, tempo utworów zmienne i jeszcze parę dość rzeczowych uwag. Rękawica nie została podjęta...

OLA: Achika miała bardzo interesującą prelekcję „Kryptozoologia czyli na tropach tatzelwurma". Świetnie mówiła o tajemniczych, mitycznych zwierzętach, jak zwykle żywo, ze zdjęciami. Potwór z Loch Ness jest znany, ale mongolski robak śmierci, rażący prądem, to było coś.

Milena Wojtowicz i Wiktoria opowiadały o czarownicach, na przemian podając sobie fantastyczny, szpiczasty kapelusz. O sabatach, torturach, jakimś biskupie, który w mieście Bamberg wykończył 600 osób, w tym 5 burmistrzów. Wiktoria opowiedziała anegdotę o czarownicy, którą ksiądz, kiedy już płonęła, namawiał do odpuszczenia ludziom, a ta odpowiedziała: „A jebał ich wszystkich pies!".

Kalambury były sympatyczne. Najbardziej mnie powaliło hasło: „Marsjanie na leśnej polanie".

SŁAWEK: Kilka godzin przed pokazywankami byłem na prelekcji o technikach radzenia sobie z odgadywaniem haseł, systemach pokazywania itp. Nawet dość ciekawe, ale chyba dla osób profesjonalnie zajmujących się grą w kalambury. Tłumaczono konieczność ustalania w dobranym zespole sposobów pokazywania i naprowadzania (coś jak konwencje licytacji w brydżu) w szczególnie ciężkich sytuacjach, gdy np. dane słowo jest tak trudne, że trzeba je podzielić na 2 lub kilka krótszych i naprowadzić zespół metodą kolejnych przybliżeń. Kilkakrotnie wyraziłem pogląd, że mimo wszystko ta taktyka może nie wypalić, jeśli się nie zna tytułu do odgadnięcia i nawet dobrze, bo w końcu to zabawa w skojarzenia, a nie współzawodnictwo, kto sprawniej pokaże hasło z gatunku „Zewsząd naznaczone stygmatami demiurgicznych bytów". To akurat hasło to mój wymysł, ale chciałbym obejrzeć prowadzącego prelekcję (zwykle jego zespół startuje w pokazywankach i faktycznie nieźle im to wychodzi), który by był w stanie w minutę coś takiego pokazać. Prowadzący się z moim stwierdzeniem zgodził, tłumacząc, że oni sami też są przeciwnikami systemów pokazywania, ale one stają się niezbędne, gdy zespół trafi na jakieś chore hasło do odgadnięcia. I z tym jednak mają rację, bo sam wiele razy widziałem, jak nie odgadnięto hasła z powodu zbyt długiego domyślania się, co pokazuje przedstawiciel zespołu.

Sam konkurs już był OK., mimo kilku hardcorowych haseł, ale ludzie się dobrze bawili i o to chodzi.

OLA: W sobotę, na szczęście, nie musieliśmy się spieszyć... Dopiero o 11.00 była interesująca dyskusja o kinie. Motyl i Piotr mówili o kinie mainstreamu i sf, o środkach budżetowych, publiczności, oglądalności... Achika i Indiana omawiali wizje zakonu Jedi, ciekawe, ale trudno opisać, bo dyskusja dryfowała:

Achika: Mamy zakon Jedi

Ola: (radośnie, po cichu): Już nie...

Sławek (głośno):Już nie!

Achika: Sławku, kiedy prosiłam o głosy z sali, chodziło mi o uwagi konstruktywne...

Achika: W I Epizodzie mamy akcję... no dobrze... ona jest trochę głupia...

Na kolejnej prelekcji dwóch młodych ludzi uznało, że bitwy w stare trylogii są bardziej dramatyczne niż w nowej. Jak zwykle, mieli problem z uruchomieniem sprzętu. Pokazali Hoth - rzeczywiście, bardzo się różni od kolorowych, ostro migających obrazków.

SŁAWEK: Prowadzący wskazali na dość ciekawy aspekt sposobu pokazywania bitew w obu trylogiach. W klasycznej zawsze mieliśmy najazd kamery na pilota tuż przed tym, jak jego statek był trafiony, eksplodował, przez co widz odczuwał jakąś więź emocjonalną z tymi postaciami (nooo, szczególnie jak ginęli ci rebelianccy...), w nowej trylogii zaś takich ujęć jest mniej, czasem widać w tle wybuchające statki i jeśli tylko nie towarzyszą temu sceny zbliżeń, np. obraz klona tuż przed eksplozją jego statku, to może nawet być trudno rozpoznać, czy giną swoi czy wrogowie. Drugą kwestią były wprowadzenie do bitwy, jej przebieg i zakończenie. Na przykład w bitwie pod Endor wiadomo było po kolei, jak flota Rebelii wchodzi w hiperprzestrzeń, dolatuje na miejsce, unika zasadzki, wdaje się w nierówną bitwę, robi desant na II Gwiazdę Śmierci i odlatuje. Natomiast na początku „Zemsty Sithów" napisy wprowadzają nas w sytuację na polu bitwy, potem „dżedaje" gdzieś lecą. A gdy lecą, to w tle widać, że walka w rzeczy samej trwa, ale ani nie za bardzo wiadomo, kto i co usiłuje ostrzelać, zniszczyć itp., ani też co się w czasie tej kosmicznej bitwy dzieje, kiedy bohaterowie walczą z Sithem, a następnie ze Zgrievousem. W rezultacie, gdy już wracają z uwolnionym Palpatinem, to bitwa pewno się już skończyła, mimo że nikt widza nie informuje o jej wyniku itd. I, cholera, coś w tym jest, bo patrząc na to z tego punktu widzenia, to właśnie takie wrażenie zostało wywołane sposobem pokazania walki. Podobnie było ze scenami zmagań na kilku innych planetach, np. Wookieech na Kashyyyk, w których pokazano jakieś obrazki z potyczek, bez żadnego wprowadzenia czy komentarza.

OLA: O szturmowcach też było fajne. Achika narysowała wredny, tendencyjny rysunek, przedstawiający szkolenie szturmowców. Stoi dwóch facetów, jeden ma miotacz, a drugi mu pokazuje: „Tym końcem!".

Nie byliśmy na prelekcji Jacka Komudy „Brud, smród, ruja i poróbstwo", bo poszliśmy na obiad, ale wysłuchałam tego na Nordconie i było naprawdę ciekawe. A konkurs wiedzy o SW był trudny. Dużo pytań z Nowej Ery Jedi. I rzuty kostką głupie.

SŁAWEK: Może to i nie było takie głupie, ale rzeczywiście konkurs był trudny. Było 6 kategorii pytań: Nowa Era Jedi (czyli z książek tego cyklu), stara trylogia, nowa trylogia, Imperium, Republika i gry - łącznie 120 pytań (po 20 z każdej kategorii). Niezależnie od stopnia trudności pytania, dostawało się za dobrą odpowiedź 1 punkt, jeżeli poprosiłem o pytanie z wybranej przez siebie kategorii, a 2 punkty, jeśli kategorię losowo (rzucając kostką) wybrało jury. Pierwsze 4 pytania poprosiłem ze starej trylogii i nawet mi się udało na wszystkie odpowiedzieć, ale widząc, że zbyt wielu punktów tą metodą nie uciułam, też zacząłem liczyć na los szczęścia.

Dziwnym trafem, kostka jury bardzo często pokazywała „1" (Nowa Era Jedi), co niezbyt odpowiadało większości uczestników. Mnie na przykład ani razu nie wylosowano pytania ze starej albo nowej trylogii. Zaś w kategoriach Imperium i Republika pytania trafiały się czasem z filmów, ale często z jakiś książek i zwykle te ostatnie dotyczyły miejsc lub postaci, opisowych raczej w ogóle nie było. A moim zdaniem, autorzy, piszący książki do cyklu Star Wars, wymyślanie coraz dziwniej brzmiących i pisanych nazw własnych traktują chyba jako swoiste hobby. Osobnym tematem była kategoria gry - chodziło oczywiście o gry komputerowe, a tego dotąd było już sporo.

Niestety, pytania dotyczyły tylko kilku z nich, więc mam wrażenie, że prowadzący wymyślił pytania tylko z tego, w co sam grał. Z jednej strony chwała mu za to, bo chociaż wiedział o co pyta, ale z drugiej strony pominął kilka naprawdę istotnych gier w historii Expanded Star Wars Universe. Bo w konkursie ponad połowa pytań dotyczyła KOTOR I i II (dla niezorientowanych - to akronim od Knights of The Old Republic), choć na przykład nie przypominam sobie, by zadali choć 1 pytanie z „Empire at War", rzeczy skądinąd dość nowej. Było jakieś pytanie z „Jedi Academy", nawet aż 2 pytania z „Shadows of the Empire", co prawda jedno nieprecyzyjnie sformułowane, mianowicie „Z którym łowcą nagród walczył Dash Rendar?". Uczestnik nie udzielił odpowiedzi, więc prowadzący oświadczył, iż był nim Boba Fett. To prawda, tylko że prowadzący najwyraźniej zapomniał, iż 2 etapy gry wcześniej Rendar w końcówce etapu walczył z IG-88. Więc właściwym byłoby poproszenie o wymienienie co najmniej jednego łowcy nagród, z którym walczył Dash.

Ale to szczegół, natomiast nie jest nim już to, że brakowało takich gier jak choćby „Rebel Assault" cz. I i II, „Rogue Squadron" czy kultowej wręcz serii „X-wing" z późniejszymi „Tie-fighter" i „X-wing vs Tie-fighter", „The Phantom Menace", „The Podracer", „Force Commander" i tak dalej. Jeśliby mnie kto pytał o zdanie, to na miejscu prowadzących odpuściłbym sobie tak zredagowaną kategorię, bo potraktowana została zbyt wybiórczo. Bo to tak, jakby w konkursie ogólnofantastycznym w kategorii RPG zadawać pytania tylko o systemy Dungeons & Dragons i Warhammer, plus jakieś dwa, bo tylko w takie grał prowadzący.

OLA: Konkurs „Erotyka i fantastyka" Winniczka fajny, ale trudny. Pytał o to, kto grał Barbarellę, co to jest sukkub, kto grał wnuczkę Jekylla, a kto reżyserował "Dreszcze wampirów", gdzie były zbiorowe małżeństwa i coś o kopulowaniu z niedźwiedziami, kto to była podręczna i coś o kukułcze jaja w Midwich, co było z żonami ze Stepford.

SŁAWEK: Konkurs rzeczywiście był trudny, ale pytania sformułowane w sposób dość pomysłowy i widać było trud włożony przez Winniczka w ich ułożenie, bo zakres tematyczny był bardzo szeroki. Już na dzień dobry prowadzący zaznaczył, że „Tematem konkursu jest erotyka i seks, jakkolwiek ja to rozumiem". O co on tam nie pytał! Między innymi: w którym filmie bohaterka masturbuje się krucyfiksem, w którym zaś George Clooney pokazał swe piękne pośladki, czego żałował Maks po zakończeniu meczu, na czym polegał dramat czwórni oraz, przebóg, on zapytał również o film „Goście z galaktyki Arkana"!!! Z Zajdla zapytał o napis, jaki Ziemianie wykonali pod adresem Marsjan w „Limes inferior" (chodziło o „Pocałujcie nas w dupę") i na wątpliwości kogoś z uczestników, czemu akurat takie pytanie wsadził do konkursu, odparł, że mieściło się w kategorii pieszczot analnych...

OLA: Przybyłek na spotkaniu opowiadał jak się bawił w SW. I jak poznawał, że dorasta, bo coraz mniej czasu mu zajmowało dochodzenie do kina. Mawete bardzo się wtrącał i przeszkadzał, nie bardzo wiem po co. Joanna Kulik mówiła o niewyjaśnionych zbrodniach, coś o Kubie Rozpruwaczu, sprawie „Czarnej Dalii". Była jeszcze prelekcja o horrorach, też niezła. Pokaz ognia był fajny, robił wrażenie. Zwłaszcza, że był wieczorem. Ludzie tańczyli, wywijając kagankami. Robili to tak szybko, że ogień przemieniał się w smugi. Konkurs potterowski Druzili był najtrudniejszym z tych, w których brałam udział!! Cud polegał na tym, że ktoś w ogóle odpowiedział.

SŁAWEK: Pytania dotyczyły strasznych detali, czasem wcale niemających znaczenia dla fabuły. Może to błędna opinia (pewno każdy fanatyk HP by mi to udowodnił), ale wydaje mi się, że można było pytać o drobiazgi wówczas, gdy dopiero wydano 2 pierwsze tomy cyklu, a już odbywały się konkursy. Natomiast z każdym kolejnym tomem szczegółów przybywa, składników eliksirów, nowych zaklęć, postaci i ich krewnych i pociotków etc. Tylko jaki jest sens pytać o to wszystko. Jak już nawet nastoletni Orion z ojcem nie załapali się do właściwego finału, to chyba konkurs był bardzo trudny.

OLA: Przykłady pytań:

1. Jak brzmi 3 prawo Godpalote'a? (nie znam człowieka)

2. Kto przedstawiał się Harry'emu z imienia i nazwiska w Dziurawym Kotle? Ci, którzy tam akurat pili?...

3, Co przyśniło się Harry'emu przed meczem w 3 klasie? 7 krów chudych?

4. Ile punktów stracił Gryffindor wydarzeniach związanych ze smokiem Norbertem?

5. Ile punktów uzyskał Cedrik w 2 zadaniu?

6. Ile sumów dostał Bill?

7. Jakie rodziny wspomina Hagrid, kiedy opowiada Harry'emu o przeszłości? Kiepskich?

8. 4 składniki eliksiru, który powoduje kurczenie się ludzi i zwierząt? Zdaje się, że pokrojone dżdżownice...

Jak ktoś nie znał odpowiedzi, mógł wziąć koło ratunkowe, polegające na pokazywaniu tytułów rozdziałów. I wcale nie były łatwe do pokazania, chociaż „Dziedzica Slytherinu" ktoś nawet nieźle pokazywał, ale i tak reszta zespołu go nie odgadła.

Konkursy się robią coraz bardzie drobiazgowe, to taka ogólna, niezbyt fajna tendencja. I potem wiele osób mówi mi z góry, że oni na konkurs nie pójdą, bo za trudny. A nie można by tak bardziej dla prostych ludzi?

Było mi trochę szkoda, że na drugiej prelekcji o czarownicach nie było Mileny Wójtowicz, ale sama Wiktoria też sobie znakomicie poradziła z tematem. Achika miała znakomite warsztaty literackie. Zapowiedź w informatorze: „Postrach 4 forów literackich wskaże, jakie podstawowe błędy w pisaniu popełniają początkujący twórcy".

SŁAWEK: Potwierdzam. To jeden z fajniejszych punktów programu. Achika wyciągała przykłady nieudolnej twórczości i pokazywała, co konkretnie jest tam źle i jak powinno być, żeby było dobrze. Jakaś postać usiłowała sfotografować Achikę w trakcie mówienia: popatrzyłem na te usiłowania z pewnym rozbawieniem, bo wiem z autopsji, jakie to trudne. Co postać zaczyna naciskać przycisk, to prowadząca już zdążyła się obrócić do niej bokiem, by po chwili znów stanąć przodem... na 3 sekundy.

OLA: W przeciwieństwie do niezbyt udanego Polconu, Falkon był, jak zwykle, świetną imprezą. Tak trzymać! Odbyły się wszystkie punkty programu, na które chciałam pójść. Program był ciekawy, masę się działo. Nie wiem, jakie były nagrody, ale pod tym względem Falkon zawsze stał na wysokości zadania.

Organizatorom mówimy: Dziękujemy ci, S.C. Johnson!

 

 

Z memuarów Sławusia:

 

Prelekcja Achiki i Indiany o Zakonie Jedi:

Achika: Ilu tych Jedi było w tej Radzie? Dwunastu?

Ola i Sławek (równocześnie): A zbójców było dwunastu!

 

Konkurs z Harry'ego Pottera:

Druzila: Nie wiecie? To macie koło ratunkowe - pokazywankę.

Uczestnik długo męczy się, ale reszta zespołu nie potrafi odgadnąć, o jaki tytuł rozdziału chodzi, nam zresztą też nic się nie kojarzy.

Drużyna: No i co to było?

Druzila: „Utracona przepowiednia"

Ola (do mnie): Też mi koło ratunkowe, raczej gwóźdź do trumny...


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...