Filmowe podsumowanie 2010 roku

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 03-01-2011 20:05 ()


Końcowi roku zwykle towarzyszą przeróżne rankingi podsumowujące minione dwanaście miesięcy w kinie. Typowane są najlepsze produkcje oraz te, które nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w tych zestawieniach znajdują się tytuły, o których przeciętny widz w Polsce nie miał bladego pojęcia. Czemuż tak się dzieje? Odpowiedź na to pytanie jest banalna. Łatwo zachwalać filmy, które dzięki dobrodziejstwu rodzimych dystrybutorów pojawią się dopiero w ciągu najbliższych miesięcy albo nie pojawią się wcale, oczekując na premierę na elektronicznych nośnikach. O tych najgorszych produkcjach również trudno przekonać się w kinie, ponieważ próżno ich tam szukać. Nie dziwi zatem fakt, że decyzja, na co warto do kina iść, do najłatwiejszych nie należy.  

Jaki więc był rok 2010 dla X Muzy? Krótko można go scharakteryzować następująco – twórcy i producenci oczarowani „Avatarem” zachłysnęli się technologią 3D wypuszczając na ekrany niezliczoną ilość potworków nie tylko wizualnych, ale i fabularnych („Starcie tytanów”, „Podróż Wędrowca do Świtu”). Okres wakacyjny dostarczył jeden, albo aż jeden, naprawdę warty uwagi przebój. Kino skierowane do masowego odbiorcy zmaga się z brakiem pomysłów, nadużywaniem klisz, trwonieniem ogromnych sum pieniędzy na przepłacanych aktorów. Miliony pompowane w reklamy nawet z miernej produkcji wyduszą każdego dolara.  

Rynek amerykański w porównaniu do poprzedniego roku zanotował niewielki spadek wpływów, które i tak wyniosły ponad dziesięć miliardów dolarów. Jednak biorąc pod uwagę wzrost ceny biletów oraz droższe projekcje obrazów trójwymiarowych – tamtejsze kina odwiedziło mniej osób niż w 2009 r.  Wytwórnie filmowe nie mogą narzekać na wpływy z rynku zewnętrznego, które dzięki trójwymiarowemu szałowi okazały się obfite. Na rodzimym podwórku sytuacja miała się nieco odwrotnie. Polacy zostawili w kasach mniej pieniędzy niż w 2009 r., żadnej naszej produkcji nie udało się zgromadzić ponad milionowej widowni. Nie oznacza to, że do kin trafiały same słabe obrazy. Wręcz przeciwnie – widzowie stali się bardziej wybredni. Wystarczy wspomnieć choćby docenianą „Różyczkę” i „Chrzest”. Niestety ambitne dzieła nadal pozostają poza sferą zainteresowania szerokiej publiczności, natomiast boom na komediową tandetę mamy już raczej za sobą.

Analizując rok pod kątem liczb - na pierwszym miejscu znalazła się produkcja Pixara „Toy Story 3” gromadząc na świecie ponad miliard dolarów wpływów (oczywiście nie licząc siły napędowej chyba każdego box office’u – „Avatara”). Trójwymiarowe szaleństwo pomogło „Alicji w Krainie Czarów” zająć wysoką, drugą lokatę. Trzeci stopień podium przypadł w udziale najnowszym przygodom Harry’ego Pottera, które mają jeszcze cień szansy zostać najbardziej dochodową odsłoną cyklu. Tuż za wspomnianą trójką uplasowała się „Incepcja”, czwarty „Shrek”, trzeci „Zmierzch”, „Iron Man 2” oraz animacje „Jak ukraść Księżyc?” i „Jak wytresować smoka”. Patrząc na powyższe zestawienie łatwo zauważyć, że ze stawki wyróżnia się tylko obraz Nolana. Pozostałe dzieła stanowią albo sequele, albo produkcje trójwymiarowe.

Z premier 2010 roku w polskich kinach najpopularniejszy okazał się „Shrek Forever”, ale gdyby uwzględnić widownię „Avatara”, to dziełu Jamesa Camerona należy się tytuł najchętniej oglądanego filmu minionego roku. Przygody ogrzej rodzinki zgromadziły blisko 2,5 miliona widzów. Kolejne obrazy – „Alicja w Krainie Czarów”, „Harry Potter i Insygnia Śmierci” oraz „Incepcja” ledwo przekroczyły pułap milionowej widowni. Uwzględniając ceny filmów 3D trudno się dziwić zadyszce polskiego box office’u. Warto wspomnieć, że obniżki cen biletów, związane z promocjami w wybranych sieciach multipleksów, wydatnie przekładały się na zwiększenie widowni w bonusowe weekendy. Należy także pamiętać, że widzowie tłumnie odwiedzają kina w środy, dzięki całorocznej promocji.

W minionym roku słabiej niż zwykle zaprezentowały się produkcje przygodowe – zarówno letnie przeboje sygnowane nazwiskiem Jerry’ego Bruckheimera, jak i atrakcje przygotowane w okresie świątecznym kompletnie zawiodły (trzecie „Opowieści z Narnii”, „Podróże Guliwera”). Tylko sprawdzone marki pokroju „Harry’ego Pottera” czy „Zmierzchu” nie straciły sympatyków. Poniżej oczekiwań spisały się również typowane na wielkie przeboje: „Robin Hood” Ridleya Scotta oraz „Drużyna A” (dla mnie pozytywne zaskoczenie). Wciąż mocno trzymają się animacje, zarówno te bawiące widzów od ładnych kilku lat, jak i świeższe projekty, debiutujące na ekranach w 2010 roku. Jak zwykle nie zawiódł Woody Allen, a „Co nas kręci, co nas podnieca” – można nazwać jedną z jego najlepszych produkcji ostatnich lat. Z polskich akcentów cieszy wyróżnienie w Wenecji dla filmu Jerzego Skolimowskiego. Jego „Essential Killing” to przejmujący obraz konfrontujący człowieka z nieprzejednaną naturą, a zarazem starający odpowiedzieć na pytanie jak daleko można się posunąć, aby przeżyć. Film zrealizowany bez zbędnych dialogów, za pomocą prostych środków wyrazu. Poruszające kino skłaniające do refleksji.

Niewątpliwie miniony rok należał do Jeffa Bridgesa, który został wyróżniony oscarem za rolę w „Szalonym sercu”, a także wziął udział w widowisku s-f „Tron: Dziedzictwo” (wizualna uczta) oraz kolejnym, zbierającym wysokie oceny, filmie braci Coen - „Prawdziwe męstwo” (polska premiera dopiero w lutym). Zachwytów nie szczędzono też obrazom dwóch reżyserskich wirtuozów Christophera Nolana i Davida Finchera. „Incepcja” oraz „The Social Network” to pretendenci do najważniejszych wyróżnień filmowych za ubiegły rok.

Najbardziej dochodowym aktorem 2010 roku był Leonardo Di Caprio, który pojawił się w dwóch kasowych produkcjach – „Wyspie tajemnic” oraz „Incepcji”. Do słabych roku nie zaliczy też Robert Downey Jr., który na początku szalał w skórze Sherlocka Holmesa, potem ponownie wcielił się w żelaznego Tony’ego Starka, aby pod koniec wystąpić w komedii pomyłek „Zanim odejdą wody”. Renesans kariery przeżywa Colin Firth, którego mogliśmy obejrzeć w znakomitym „Samotnym mężczyźnie”, a już niebawem zobaczymy go w docenionym „Jak zostać królem” (polska premiera 28 stycznia 2011 r.). Powodów do narzekań nie mogą mieć też miłośnicy komiksów, do kin trafiło kilka ekranizacji i z reguły trzymały one przyzwoity poziom („Kick-Ass”, „Iron Man 2”, „RED”). O tym, że kino potrafi zaskoczyć, świadczy świetnie przyjęty i równie dobrze zrealizowany remake „Karate Kid” z Jackie Chanem i Jadenem Smithem czy też powrót legendarnych bohaterów kina akcji – wskrzeszonych z niebytu w „Niezniszczalnych” Sylvestra Stallone’a.

Niektóre przedsięwzięcia udowodniły, że potrzebna jest natychmiastowa zmiana warty, a aktorom pokroju Toma Cruise’a, Mela Gibsona, Nicolasa Cage’a należą się długie wakacje. Ogromne budżety „Turysty” czy  „Skąd wiesz?” przekonują, że kultywowany system gwiazd jest kosztowny i nieefektywny (finansowanie klap). W takich przypadkach, kiedy aktorzy żądają astronomicznych gaż, sprawdzonym modelem wydaje się być wynagrodzenie uzależnione od profitów, jakie przyniesie produkcja. Jeżeli ich nie wygeneruje to rozkapryszone gwiazdy obejdą się smakiem.

Młode pokolenie utalentowanych i ambitnych aktorów już czeka, aby zająć miejsce starszych kolegów po fachu. 2010 rok należał właśnie do nich: Jesse Eisenberg i Andrew Garfield („The Social Network”), Emma Stone („Łatwa dziewczyna”), Joseph Gordon Levitt i Tom Hardy („Incepcja”), Gemma Arterton („Książę Persji: Piaski Czasu”, „Tamara i mężczyźni”) Aaron Johnson („Kick-Ass”), Chloe Grace Moretz („Kick-Ass”, „Pozwól mi wejść”) - niebawem o te nazwiska będą zabiegać czołowe wytwórnie i reżyserzy.

Miejmy nadzieję, że 2011 rok zaskoczy nas niejeden raz, będziemy świadkami narodzin filmowych gwiazd oraz niezapomnianych kinowych wrażeń. Oby na ekranach gościło jak najmniej bzdurnych kontynuacji (np. „Poznaj naszą rodzinkę”) i filmów 3D. Już teraz można wieszczyć, że rok Królika będzie niezwykle udany dla wszechstronnej Natalie Portman (przed nami „Czarny Łabędź”, „Thor” i „Your Highness”), a może nawet oscarowy. Z pewnością ostatniego słowa nie powiedzieli też bracia Coen, bowiem „Prawdziwe męstwo” zapowiada się wybornie.

Gdybym miał pokusić się o najlepszą dziesiątkę filmów, które mogliśmy zobaczyć w polskich kinach w 2010 r., to wyglądałaby ona następująco:

 

 

1.      „The Social Network”

2.      „Incepcja”

3.      „Essential Killing”

4.       „Moon” (dystrybuowany na jednej kopii)

5.      „Poważny człowiek”

6.      „Samotny mężczyzna”

7.      „Autor widmo”

8.      „Wyspa tajemnic”

9.      „Co nas kręci, co nas podnieca”

10.    „Łatwa dziewczyna”

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...