"Rycerze Starej Republiki": " Zaślepieni nienawiścią, rycerze cierpienia" - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 18-12-2010 14:48 ()


Rozmiłowana w technice Arkania uważa się za naukowe centrum Republiki. Gdy do przestrzeni wokół planety zbliżają się Mandalorianie, charyzmatyczny lord Adasca chce zabezpieczyć – a może nawet poprawić – sytuację swojego ludu, proponując nową superbroń temu, kto da najwięcej.

Z pokładu statku „Dziedzictwo Arkanii” Adasca wysyła zaproszenia do potencjalnych kupców, włącznie z republikańskim admirałem Karathem, który aresztował zbiegłego padawana, Zayne’a Carricka. Na statku przetrzymywany jest też dawny pracownik Adaski, Gorman Vandrayk – znany też jako przyjaciel Zayne’a, Camper – a także obrończyni Campera, tajemnicza wojowniczka Jarael, kolejna przyjaciółka Zayne’a...

„Strach ścieżką Ciemnej Strony jest. Strach prowadzi do gniewu, gniew do nienawiści, a nienawiść do cierpienia”. Brzmi znajomo? Powinno, nie tylko dlatego, że to jeden z niewielu cytatów z „Mrocznego widma”, które zdołały się przebić do świadomości fanów Star Wars, ale też dlatego, że cztery kluczowe wyrazy z powyższego cytatu mistrza Yody zostały wykorzystane w czterech kolejnych tytułach różnych miniserii z komiksowego cyklu „Rycerze Starej Republiki”. Dwie pierwsze z nich mieliśmy przyjemność przeczytać w trzecim tomie pt. „Dni strachu, noce gniewu”, z dwiema ostatnimi można się natomiast zapoznać w „Zaślepionych nienawiścią, rycerzach cierpienia”. Przecinek w tytule może się postronnemu czytelnikowi błędem, ale tak jakoś niefortunnie wyszło, że polskie tłumaczenie oryginalnej nazwy, „Daze of Hate, Knights of Suffering”, sugeruje jakoby zaślepieni nienawiścią byli owi rycerze cierpienia... Cóż, zdarzały się dziwaczniejsze tytuły. Zostawmy jednak ten temat i przejdźmy do sedna sprawy, czyli tego, jakim dziełem jest czwarta odsłona obrazkowych „Knights of the Old Republic”.

Pierwsi pod ostrzał trafiają „Zaślepieni nienawiścią”, którzy są zwieńczeniem i zarazem punktem kulminacyjnym historii napoczętej w poprzednim tomie, a dokładniej w „Nocach gniewu”. Rzeczonymi „zaślepionymi” są wszyscy – dosłownie – wielcy gracze, którzy dotychczas przewinęli się przez KotORa: Alek z odłamu Jedi zwanych Rewanżystami, mistrz Draay z tajnego Przymierza Jedi, Republika w osobie wiceadmirała Saula Karatha, lord Adasca oraz, rzecz jasna, Mandalorianie reprezentowani przez samego Mand’alora Ostatecznego. I tu właśnie leży największy problem tego komiksu. Pojawia się w nim o wiele za dużo bohaterów tudzież antybohaterów, doświadczamy męczącego przesytu wątków i nadmiaru nielogicznych zdarzeń, z których pierwszym jest samo zgromadzenie wszystkich tych postaci w jednym miejscu. Ładnie skrojone i do tej pory tak zgrabnie poprowadzone przygody Zayne’a i jego przyjaciół zostają przyćmione nijaką, niespecjalnie emocjonującą fabułą i trochę zbyt niewiarygodną opowieścią o „żywej superbroni” a.k.a. egzogorthach, czyli gwiezdnych ślimakach znanych z „Imperium kontratakuje”. Mam dziwne wrażenie, że – mimo politycznej wagi wydarzeń w „Zaślepionych...” – komiks ów służy tylko temu, by raz na zawsze rozwiązać wątek Campera, wyjaśnić, co się stało z Gryphem po katastrofie na planecie Serocco i doprawić historię o Jarael kolejną szczyptą tajemniczości. Na tym niestety kończy się także lista fabularnych plusów pierwszej części tego tomu.

Chciałbym, żeby tą listę pozytywów mogły uzupełnić piękne rysunki, ale prace Bonga Dazo dałoby się opisać słowami pokrewnymi do „piękne” chyba jedynie w stanie wskazującym. W najlepszym razie zasługują na określenie „ujdą”, a to tylko pod warunkiem, że przejdzie się do porządku dziennego nad pokracznymi facjatami naszych postaci (ironią losu jest, że to już drugi pod rząd po Harveyu Tolibarze artysta, który uwielbia się znęcać nad twarzami bohaterów) i wszechobecnym chaosem na kartach komiksu. Poza tym większość efektów pracy pana Dazo jest zwyczajnie średnia – sceny akcji, trochę teatralna mimika, tła, przestrzenie, pomieszczenia i tak dalej, i tak dalej – i niestety kompletnie nieoryginalna. Jego rysunki nie wprowadzają nic, co gdzieś wcześniej nie pokazali Brian Ching, Dustin Weaver czy chociażby wspomniany Tolibao. Zazwyczaj jest tak, że każdy artysta daje nam coś od siebie, zostawia jakiś ślad swojej własnej kreatywności, nawet jeśli jest to tylko parę praktycznie niewidocznych elementów tła. W „Zaślepionych...” nie ma nic, nawet fantazyjne zbroje Mandalorian są tylko odległym echem świetnych pomysłów Weavera z „Flashpoint”, drugiego tomu „Rycerzy Starej Republiki”.

Ktoś ładnie powiedział, że „Rycerze cierpienia”, druga połówka czwartego numeru KotORa to powrót do korzeni. I to powrót całkowity – w takim samym stopniu jakościowy, bo poziomem sięgający znakomitego „Początku”, co fabularny, jako że nasza „wesoła gromadka” trafia na planetę, gdzie rozpoczęła się opowieść: na Taris. Ponownie możemy się cieszyć wyważoną mieszanką błyskotliwego humoru i dramatu, w którym nie brak śmierci, wojny i łez. Interesujące jest także to, że przy okazji powrotu na Taris, okupowanego teraz przez Mandalorian, uderza w oczy ogrom zmian, jakie zaszły od tych pierwszych stron pierwszego komiksu. Mocno zmieniły się postacie – Zayne poważnie wydoroślał, Gryph pojął znaczenie przyjaźni, Jarael otworzyła się na innych ludzi (i nie-ludzi zresztą też), również sytuacja polityczna przekręciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Co więcej, to właśnie w „Rycerzach cierpienia” scenarzysta po raz pierwszy tak wyraźnie pokazał czytelnikom, że cała seria komiksowa była dziełem starannie zaplanowanym. Wątki, które zostały jedynie zadrapane gdzieś w „Początku” i postacie, które mignęły na kilku kadrach, pojawiają się ponownie i stanowią ważną część historii, poznajemy również reperkusje zdarzeń, jakie miały miejsce w związku z morderstwem czterech padawanów. Ale dla mnie osobiście, fana niemalże wychowanego na grze „Knights of the Old Republic”, największą frajdą było zobaczyć w komiksie znajome twarze Mission Vao – jednej z dziewięciu towarzyszy głównego bohatera rzeczonej gry – i kilku postaci związanych z gangiem Ukrytych Beków. To lubię!

Komu przydzielono okraszenie rysunkami „Rycerzy cierpienia”? Oczywiście wielokrotnie przeze mnie chwalonego i wspominanego Dustina Weavera, który niestety – niestety i jeszcze raz niestety! – swoją przygodę z KotORem skończył właśnie na tym numerze. Jak wielka to strata dla tego cyklu i samego obrazkowego Star Wars, nie sposób w żaden sposób opisać – ale i nie trzeba opisywać, wystarczy choć raz spojrzeć na kilka stron jego ostatniego dzieła. Możecie się śmiać, ale ogarnia mnie autentyczny smutek, gdy pomyślę, że już nie zobaczymy jego nakierunkowanej na detale, smaczki i klimat kreski, nie będziemy mogli podziwiać jego talentu do rysowania twarzy (nawet jeśli mają one troszkę za dużo kwadratowości, a za mało krągłości), ani przysiąść na chwilę i pokontemplować, jak pięknie zobrazował na wpół zrujnowane Taris i zastępy najróżniejszych Mandalorian. Aż się łezka w oku zakręciła... Dlatego powiem to tak: choćby nawet pierwsza opowieść z tego tomu była totalnym dnem, a ta była niewiele lepsza (na szczęście ani jedno ani drugie nie jest prawdą), ten komiks warto byłoby kupić dla samych grafik Dustina Weavera.

Gdy tak spoglądam na trzeci i czwarty tom „Rycerzy Starej Republiki”, nie mogę się opędzić od wrażenia, że cykl niewiele by stracił, gdyby nie było w nim opowieści o lordzie Adasce i jego niecnych arkaniańskich planach, która trafiła do „Nocy gniewu” i „Zaślepionych nienawiścią”. Źle skonstruowana fabuła, miałkie przedstawienie postaci, niewiele humoru, tragiczne rysunki – jest to zupełny przeskok od stylu poprzednich historii, ale też tej późniejszej, wracającej do klimatu KotORa, który, przynajmniej dla mnie, jest klimatem pięknym, odróżniającym go pozytywnie od masy innych gwiezdno-wojennych komiksów. Gdyby to było możliwe, wrzuciłbym cienkie „Noce...” i „Zaślepionych...” do jednego tomu, wspaniałe „Dnie strachu”  i „Rycerzy...” natomiast do drugiego i powiedział: pierwszy sobie darujcie, a drugi obowiązkowo kupcie. Ale tak niestety stać się nie może, dlatego – a również ze względu na to, że „Noce...” i „Zaślepieni...” mimo wszystko zawierają ważne dla ciągłości całej serii wątki – polecam kupienie i trzeciej, i czwartej części „Rycerzy Starej Republiki”. Na pewno nie pożałujecie przynajmniej połowy swoich pieniędzy. Zawsze to coś, prawda?

 

  • Ogólna ocena: 7/10
  • Fabuła "Zaślepionych nienawiścią": 4/10
  • Rysunki "Zaślepionych nienawiścią": 5/10
  • Fabuła "Rycerzy cierpienia": 9/10
  • Rysunki "Rycerzy cierpienia": 9/10

 

Tytuł: "Rycerze Starej Republiki":"Zaślepieni nienawiścią, rycerze cierpienia"

tom 4

  • Scenariusz: John Jackson Miller
  • Rysunki: Bong Dazo, Dustin Weaver
  • Przekład: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji 08.11.2010 r.
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kreda
  • Objętość: 144 strony
  • Format: 150x228 mm
  • Cena: 39 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...