NiuCon Halloween - relacja

Autor: Natalia ”Death” Szczepkowska Redaktor: S_p_i_d_e_r

Dodane: 13-12-2010 00:15 ()


{obrazek http://niucon.ifan.pl/halloween/images/lay_04.gif} Zapraszamy do zapoznania się z relacją z halloweenowego Niuconu. Trzecia edycja konwentu odbyła się w dniach 5-7 listopada 2010 roku we Wrocławiu. Nasz serwis był patronem medialnym imprezy.

Pierwsze problemy zaczęły się już pierwszego dnia, jeszcze przed początkiem samej imprezy, konkretnie w nocy z piątku na sobotę. Pod szkołą na Worcela we Wrocławiu stanęłam około godziny drugiej, razem z dwoma innymi konwentowiczkami. Zamknięte drzwi i brak reakcji na uporczywie naciskany dzwonek wystawiały świadectwo gościnności organizatorów. Ostatecznie, po wykonaniu kilku telefonów, pojawiło się dwóch orgopodobnych osobników i zaprowadziło nas na tylny podwórzec, skąd, przez bramę, a potem drabiną dostawioną do okna (!) udało się nam dotrzeć do środka. Wciąż niezaakredytowana, odnalazłam znajomych i zasnęłam pełna obaw o atrakcje bliskiego jutra.

Nie dane mi było zaznać zbyt wiele snu. Około godziny szóstej nad ranem zostaliśmy zbudzeni przez parę orgów, oficjalnie „coś sprawdzających". Co ciekawe, dotyczyło to także innych sleeproomów, a wyglądało zawsze tak samo - wtargnięcie, zapalenie światła, ogarnięcie wzrokiem wnętrza i wyjście. Powód pozostał tajemnicą pogrzebaną na wieki.(pewnie szukali alkoholu - przyp. red.)

Program ruszył o równie pogańskiej godzinie - ósmej rano. Mimo to przed stanowiskami akredytacji kłębiły się tłumy. Nikomu nie przyszło do głowy sprawdzać, czy rzeczywiście mówię prawdę, podając się za redaktorkę Paradoksu, w pośpiechu wydano mi dwa identyfikatory (jeden dla uczestnika, drugi dla mediów) i malutką książeczkę z programem. Ot, i kolejna zgroza - mnóstwo literówek, a także błędów merytorycznych, co uznała za słuszne zauważyć jedna z zagadniętych uczestniczek. Plan pozbawiony został oznaczeń numerycznych Panelówek 3 i 4, co wpłynęło na dezorientację przestrzenną fanów mangi i anime.

Skoro już o przestrzeni mowa, to kilka słów na temat strony wizualnej. Pierwsze dwa piętra wyglądały wyjątkowo reprezentacyjnie - dużo stoisk, dużo stuffu upchniętego na całej długości stosunkowo wąskich korytarzy. Wyżej dzikie noclegowiska, będące zapewne skutkiem przerostu liczby gości nad oczekiwaniami i/lub możliwościami organizatorów. Z kolei trudno było się zorientować w temacie przewodnim - jedyny zauważony przez mnie motyw halloweenowy stanowiło okno przysłonięte pomarańczową płachtą przyozdobioną dynią i kabaczkiem. Równie dużego wysiłku wymagało dotarcie do orgowni i sklepiku. W podziemiu, po slalomie między materacami i śpiworami, udało mi się osiągnąć cel, będący szkolną szatnią, gdzie na bocznym stoliczku przycupnęły w nieładzie nagrody, wymieniane za punkty w postaci rysunku białego kota na fioletowym tle...

Był to mój pierwszy konwent mangi&anime, zaskoczyły mnie w związku z tym dwie rzeczy. Po pierwszej, atrakcje trwały całą dobę. Po drugie, niezwykła otwartość fanów Japonii, zdecydowanie większa niż amatorów mainstreamowej fantastyki, spotykanych na zlotach bardziej wszechstronnych tematycznie. Mile wspominam zabawę z dopiero co poznanymi ludźmi na sali Rock Band, rozmowy prowadzone podczas przerw w kafejce czy też na schodach gromadzących wielu zmęczonych. Lud przemówił - prelegenci narzekali na brak sprzętu, niewielką troskę organizatorów w zakresie przygotowania backgroundu do wymagań paneli połączonych choćby z prezentacją fragmentów anime. Przykład z własnego podwórka: w sali Star Wars musieliśmy korzystać z prywatnego laptopa koleżanki, podłączonego do dostarczonego przez orgów monitora. Dodatkowo, ludzie mający pomagać byli źle oznaczeni i zazwyczaj nieosiągalni (dopiero po południu pojawiły się kartki z numerami telefonów do służb ratowniczych). W obliczu tych problemów dała o sobie znać solidarność fanowska, podejmując działania samopomocowe i oferując możliwość... wspólnego ponarzekania. Dotyczącego także między innymi zbyt dużej ilości proponowanych punktów programu i warunków sanitarnych. Napięta atmosfera odbijała się na orgach, którzy potrafili wyładowywać, notabene w obecności konwentowiczów, swoją agresję na gżdaczach (?), zarzucając im opieszałość i niewywiązywanie się z obowiązków.

Czas płynął. Błąkałam się to tu, to tam, bo ktoś wykazał się godną pochwały zmyślnością, łącząc nasz sleeproom z salą Larpową - każda próba wtargnięcia w trakcie sesji kończyła się wiązanką, a w najlepszym razie ciskającym gromy spojrzeniem kierowanym w stronę wchodzącego. Skutkiem tego gremialnie posilaliśmy się przypaloną pizzą z pobliskiej pizzerii, częściowo na schodach, częściowo na ławkach wyniesionych z sal.

Rozentuzjazmowani konkursem Rock Bandu, czekaliśmy na zapowiadany bal. W efekcie zaserwowano nam koncercik zespołu death metalowego, a zaraz potem, sądząc po wokalu... black metalowego. Bawiąca się młodzież wprawiła nas w osłupienie, oprócz klasycznego pogo robiąc coś w rodzaju przewracających się kostek domina czy też masowego klękania pod sceną z wzniesionymi ku górze dłońmi w geście uwielbienia dla stojących tam muzyków. Mimo ledwie dwudziestu dwóch wiosen poczułam się za stara na takie rozrywki.

Po koncercie miała być dyskoteka, nasza ostatnia nadzieja na dobrą zabawę na trzeciej edycji NiuConu. Według programu powinna była rozpocząć się o północy, tymczasem dopiero około pierwszej wniesiono stosowny sprzęt w postaci komputera. Kolejny kwadrans później popłynęły pierwsze dźwięki... wyjątkowo niestrawnego doomu. Wdałam się w rozmowę z „DJem", który wyśmiał moje pytanie o uniwersalne hity z lat 80, a potem o cokolwiek lżejszego od dźwięków przesuwania mebli. Usłyszałam, że to jest konwent mangi&anime i będzie grany wyłącznie „metal i gotyk". Opuściliśmy teren „dyskoteki", która przez kolejne kilka godzin trwania cieszyła się znikomym powodzeniem. Wynudzeni, uderzyliśmy w kimono.

 

Edycja jesienna NiuConu 2010 przeszła do historii jako jeden z najgorszych konwentów w mojej karierze. Organizacja zaliczyła porażkę na całej linii, chaos wymknął się spod kontroli jeszcze przed rozpoczęciem imprezy, a marudzenie okazywało się być łamaniem regulaminu, w myśl niekoniecznie po polsku brzmiącego punktu nr 25: „Każdy uczestnik jest zobowiązany by dobrze się bawić".

Nie zawiedli ludzie. Zarówno moja własna ekipa, jak i konwentowicze, którzy nieśli sobie nawzajem konieczną pomoc i dzielili się dobrym słowem. Zaraźliwy optymizm i bijąca od nich energia uratowały ten konwent przed ostateczną katastrofą.

Ocena imprezy: 2/6

korekta: Spider

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...