"Grajek" - fragment

Autor: Helen McCabe Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 06-09-2010 22:43 ()


I

 

 

         Rzekł wtedy: Jak mój prapraprzodek

         Ruszył na dźwięk anielskich surm

         I wyszedł z głębi i ciemności

         malowanego swego grobu.

 

 

         Arva, Rumunia

         22 lipca, 1988

 

         – Dziewczynka biegnie! – Claudiu Basa przeżegnał się, jego chuda spracowana dłoń szybko dotknęła jego czoła, skrytego pod czarnym kapeluszem, długi brudny paznokieć zadrapał skórę, następnie dotknął piersi i ramion. W imię Ojca i Syna!

         – Biegnie, biegnie! – zawodził dziko, a żółta od tytoniu ślina ściekała mu po brodzie, plamiąc mu koszulę na piersi, niczym brązowa lepka krew. I on został wybrany, by widzieć. Claudiu chciał przekląć Ojca za to, że pozwolił, by znów im się to przydarzyło. Czyż nie wycierpieli już dość? Był jednak za stary, by bluźnić, i biorąc pod uwagę datę niezwykłego wydarzenia, zbyt wystraszony.

         – Anka Petrescu biegnie do gospody! – wyszeptał i mimo tego, że miał dziewięćdziesiąt lat, poczuł strach tak silny, jak wtedy, gdy był zaledwie chłopcem. Strach, który sprawił, ze poczuł słabość w nogach. Zawsze bał się, że kiedyś straci te resztki władzy jakie miał w lewej nodze. Chodził na tej bezużytecznej nodze od urodzenia, zawsze się bał, że będzie musiał pełzać jak kaleka. Nawet jego imię oznaczało „chromego”. To był krzyż, który musiał nieść. Jednak w porównaniu z krzyżem jaki wkrótce będą musieli ponieść Irina i Petre Petrescu wydął mu się lekki.

         Starzec stał w drzwiach do obory, a jego słaba dłoń drżała, gdy przytrzymywał się nadproża. Dziecku nie wolno go zobaczyć; gdyby wiedziała, że została wybrana… Patrzył w górę zbocza. Widział, jak Anka idzie na górę, powoli niosąc kwiaty, nigdy by nie uwierzył, z przytraf się to właśnie jej. Małej, mocno zbudowanej córeczce Petre i Iriny. Teraz ruszała się znacznie szybciej…

         Claudiu zmrużył oczy wpatrując się w czerwonozłote niebo na wschodzie. W Karpatach poranek nadchodził gwałtownie, zapalając niebo i zapierając dech w piersiach. Stary człowiek nie widział jednak światła podpalającego wierzchołki świerków; widział tylko małą czarną postać biegnącej dziewczynki, zostawiającej za sobą szarą bryłę kościoła. Nie dostrzegał wspaniałego spektaklu budzącego się do życia dnia, patrzył tylko na lecącą Ankę. Dziewczyna biegła jak szalona – jej ręce kręciły się jak ramiona wiatraka. Claudiu mogło się wydawać, ze leci, tak szybko się przemieszczała. Tak strasznie chciała uciec, że machaniem rąk chciała przyspieszyć, jak brzydkie pisklę, które wypadło z gniazda. Nie śmiała patrzeć za siebie, tylko naprzód. Jej warkocze łopotały za nią, jakby chciały się od niej uwolnić, uciec z tej skazanej główki.

         Stary człowiek patrzył na jej małą sylwetkę, ostro rysującą się na tle porannego nieba. Dokąd pójdzie duch Złego? Kiedy powróci Praprzodek? Rodzice Anki niedługo dowiedzą się, czym jest prawdziwe cierpienie. Claudiu znów był niebezpiecznie blisko bluźnierstwa. Znów to się działo. Zadrżał w obliczu śmierci.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...