"The Daze" - opowiadanie

Autor: Ridarah Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 23-08-2010 15:39 ()


Imię: Thomas

Nazwisko: Sorrow

Pseudonim: The Daze

Stan Cywilny: wolny

Miejsce urodzenia: Heryl city, Montana

Czas urodzenia:28 listopada, 2003 rok

Stan prawny: Poszukiwany

Znaki szczególne: Czapka z pająkiem, miecz na plecach

Moce: brak

 

Była gwiaździsta noc, padał delikatny deszcz, a miasto jakby ucichło. Jedyne co słyszałem, to krzyki członków D-Gang i miauczenie dzikiego kota. Stałem na dachu dwupiętrowego budynku i spokojnie przyglądałem się tym pijanym mięśniakom. Uśmiechnąłem się w myślach i wskoczyłem na mały balkonik, potem powoli schodziłem po drabinie awaryjnej przymocowanej do budynku. Oczywiście te matoły mnie nie usłyszeli. Zacząłem iść w ich stronę, trzymając ręke na moim rewolwerze.

 - Hej, chłopaki! Macie jakiś problem? - zrobiłem złowieszczy uśmieszek i spojrzałem na nich czekając na ich reakcję.

 - Co powiedziałeś, pajacu? - Mięśniacy zaczęli szybko do mnie się zbliżać, robiąc slalom. Nie chciałem czekać aż podejdą, wyjąłem broń, szybko wycelowałem i strzeliłem raz. Jeden z nich dostał prosto w głowę. Zostało dwóch, pierwszy zdążył podbiec, lecz nie udało mu się wyprowadzić ataku. Gdy chciał się zamachnąć, dostał w szczękę rękawicą kolczugową. Padł na ziemię, lecz od razu za nim wyskoczył ostatni i uderzył mnie w nos. Zrobiłem szybki obrót, uderzyłem go rękawicą w głowę i przyparłem do bloku.

 - Gdzie jest Murphie? - spytałem cicho i przystawiłem mu broń do głowy.

 - Nie powiem ci, mam rozkaz zabić cię i przynieść twoją głowę Murphiemu.

 - Jeśli mi powiesz, to sam przyjdę do Murphiego i on własnymi rękoma odetnie mi głowę.

 - Racja, to słuchaj powiesz że ja cię przysłałem. Murphie jest w porcie, w magazynie nr 4.

 - Jasne, powiem mu, że to ty mnie przysłałeś. - delikatnie uśmiechnąłem się i wystrzeliłem. Przez ostatni rok nauczyłem się jednego - nie zostawiać żadnego członka D-Gang przy życiu.

 Spokojnie wróciłem do domu. Zrzuciłem z siebie czapkę i bluzę. Usiadłem na fotelu i zacząłem rozpinać ochraniacze. Pomyślałem o tym, o czym zawszę myślę, gdy wracam: "Po co wybrałem takie życie?". Lecz potem myślę, że gdy tylko zakończę swoją zemstę, rozpocznę normalne życie.

 

Następny dzień, ranek

 

Wstaje nowy dzień, nie cierpię tego porannego słońca. Lubię noc, księżyc dodaje mi uroku. Przed dzisiejszą misją musiałem się przygotować. Pojechałem więc do Nokeville spotkać się ze starym przyjacielem - Mikiem Elliotem zwanym Reaperem.

 Nokeville to małe miasteczko położone kilka kilometrów od Fearhole. Słynie ze starej elektrownii jądrowej, która sprowadza tu wielu turystów. Spokojnie podjechałem pod mały, biały domek. Pod furtką przywitał mnie głośno szczekający pies Rex. Z uśmiechem pogłaskałem go i ruszyłem w stronę drzwi. Zapukałem głośno - zza drzwi usłyszałem krzyk: "otwarte!". Wszedłem do środka, a mym oczom ukazał się Mike.

 Mike jest niski, ma ciemne, krótkie włosy i zielone oczy. Kiedy mieliśmy normalne życie, był spokojnym chłopakiem z zapałem do sportu i strzelania. Gdy jego rodzina zginęła, zmienił się. Wykasował wszelkie akta o sobie i stał się nocnym poszukiwaczem morderców. Nazwał się Reaper, nałożył długi czarny płaszcz, maskę i siał postrach wśród miejscowych przestępców.

 - O Thomas, dawno się nie widzieliśmy - Mike uśmiechnął się. - Chodź do pokoju, właśnie czyściłem karabin.

 Salon tego domu to poniszczony mały pokój. Od brązowych ścian odpadał tynk, a wokół było czuć mech. W pokoju stał telewizor i stół, na którym leżał karabin rozłożony na części. Jeszcze przed wszystkimi tragediami ja i Mike chcieliśmy po skończeniu liceum iść do wojska. Gdy zobaczyłem go wtedy w salonie, z rozłożoną bronią na stole, zrozumiałem, że on został żołnierzem w swoim własnym wojsku.

 - Mike, potrzebuję twojej pomocy na dziś wieczór. - Mike spojrzał się na mnie zaciekawiony.

 - Rozumiem że to jakaś ważna misja, skoro prosisz mnie o pomoc.

 - Możliwe, że dzisiejszej nocy załatwię Murphiego, lecz na pewno będzie miał sporo ochrony. Wtedy wkraczasz ty i wybijasz jego ochronę - proste?

 - Wiesz Thomas, wyjąłeś mój tyłek z wielu opresii. Dlatego nie ma co gadać! Powiedz gdzie i kiedy.

 - W porcie koło godziny 0.

 - Nie ma sprawy - powiedział Mike z uśmiechem, jakby właśnie złapał w pułapkę bestię, na którą czychał kilka godzin.

 

Godzina 0

 

Dookoła mnie zebrało się z dwudziestu ludzi, a naprzeciwko stanął sam Murphie. Był on łysym mięśniakiem z wytatuowanym smokiem na klacie i ogromną blizną na policzku. Zostawiłem mu ją po ostatnim spotkaniu.

 - Nie masz wyjścia, Daze. Lepiej się poddaj.

 "Naiwny Murphie", pomyślałem.

 - Nie poddam się – powiedziałem. Murphie kiwnął głową, a wszyscy zaczęli iść w moją stronę. "Mike, szybko" - pomyślałem. I z cienia zaczęły wylatywać naboje, jeden po drugim. Zostało ich tylko pięciu i wszyscy wyruszyli w stronę człowieka w cieniu. Zostałem tylko ja i Murphie. Zaczął uciekać, biegł szybko, lecz ja dogoniłem go, błyskawicznie wyciągnąłem krótki miecz z pleców i ciąłem po nogach. Padł na ziemię, wrzeszcząc i klnąc. Stanąłem przy nim i powiedziałem:

 - Czas twojego panowania się skończył. Wiedziałeś, że w końcu to się stanie. Masz jakieś ostatnie słowa?

 - Może żyłem krótko, lecz moje życie bardzo mi się podobało. Słuchaj, w magazynie jest kobieta i bomba. Myślę że został ci jakiś kwadrans, żeby ją rozbroić, jeśli tego nie zrobisz, bomba rozpieprzy cały port. Powiedziałem ci, teraz jestem czysty. Spokojnie odejdę z tego świata.

 Zadałem mu ostateczny cios - teraz wiem, że to był błąd. Mogłem go oszczędzić, myślę, że miał w sobie jakieś dobro. Zostawiłem jego ciało i szybko ruszyłem do magazynu nr 4. Reaper doszedł chwilę później. W magazynie była kobieta w podartej sukience, leżąca na ziemi, a obok niej bomba, od której było słychać ciche "pip, pip, pip".

 - Mike, zabierz dziewczynę do szpitala. Ja rozbroję bombę.

 - Nie zostawię cię tu z bombą. Thomas nie masz zielonego pojęcia o saperstwie.

 - Wiem więcej od ciebie! Zabierz ją stąd szybko!

 Mike wziął nieprzytomną dziewczynę z ziemi i wybiegł z magazynu. Zostałem ja i bomba. W bombie były trzy wyróżniające się kabelki: niebieski, czerwony i zielony. "Przeklęte filmy akcji!" - pomyślałem. Zacząłem główkować. "Zielony od licznika, czerwony też, więc to musi być niebieski". Wyjąłem nóż myśliwski i szybko przeciąłem niebieski kabelek. Zamknąłem oczy i pomyślałem, że to koniec. Na szczęście przeciąłem odpowiedni kabel.

 The Daze wyszedł z magazynu szczęśliwy. Gdy mijał ostatnie magazyny, usłyszał delikatny świst, zatrzymał się i spojrzał na klatkę piersiową. Strzał przeleciał mu przez serce. Upadł na kolana i delikatnie zsunął się na ziemię.

 Człowiek ubrany w czarny garnitur i kominiarkę rozłożył karabin snajperski, złożył do walizki i spokojnym krokiem udał się do wyjścia z portu.

 

Stan prawny: Martwy...


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...