"Inu Yasha" tom 18 - recenzja

Autor: Tomasz Kawecki Redaktor: Motyl

Dodane: 30-07-2009 21:49 ()


Poprzedni tom przygód Inu-Yashy zakończył się kolejnym już pojedynkiem między bohaterem a dwójką powiązanych ze sobą, demonicznych istot: Kageromaru oraz Juromaru. Tym razem po stronie głównego protagonisty stanął - znany z wcześniejszych występów - Koga. Pojedynek ów, jak przystało na tego typu sekwencje przedstawione w „Inu-Yashy”, został zilustrowany w bardzo miły dla oka sposób, choć czasami może się wydawać, że zawrotne ruchy i ciosy postaci są zbyt chaotyczne. Przez dwa pierwsze rozdziały jesteśmy świadkami wciągającej walki, zwieńczonej zgrabnym, charakterystycznym dwustronicowym rysunkiem.

Wszystko mogłoby wskazywać na to, iż osiemnasty tomik, podobnie jak jego poprzednik, będzie skupiał się na dynamicznych sekwencjach walki. Jednak po wspomnianym wyżej pojedynku akcja gwałtownie zwalnia, jakby ktoś nagle podstawił sprinterowi nogę. Wszystko zaczyna się od kolejnej deklaracji Kagome o powrocie do domu. Przyczyną odważnego oświadczenia była odrobinę naciągana „sprzeczka”, bo typową kłótnią, tejże wymiany zdań, nie można nazwać. Niekiedy zdaje mi się, że ta dziewczyna momentami jest po prostu nadwrażliwa, mimo swojego raczej twardego charakteru. Po jakimś czasie do opowieści włącza się Kikyo oraz Naraku. Od tego momentu wiedziałem, że przyszedł czas na rozbudowany wątek miłosny.

Relacje między czwórką głównych bohaterów (Inu-Yasha, Kagome, Kikyo oraz Naraku) może nie należą do tych, przy omawianiu których wypadałoby wnikać w głąb ich świadomości czy rozpatrywać choćby najmniejsze aspekty ich działań, jednak nie są to relacje płytkie, charakterystyczne dla oper mydlanych. Bardzo ciężko jest mówić o akcji w tymże tomie, nie zdradzając choćby odrobiny fabuły. Dlatego powiem jedynie, że rozwija się ona wyjątkowo prężnie. Mało tego, tym razem zamiast przytaczania suchych faktów i odkrywania kolejnych tajemnic, związanych z klejnotem Shikon czy samych postaci, dochodzą motywy związane z osobistym, emocjonalnym przeżywaniem niektórych zdarzeń. Co dziwne, nie jest to pseudo-miłosny bełkot, a dość głębokie (jak na tasiemcowe serie rzecz jasna) przemyślenia.

Jak już wspomniałem, miłośnicy niekończących się pojedynków, tym razem mogą być nie do końca usatysfakcjonowani. Niemniej jednak sposób włączenia do fabuły nowych wątków sprawia, że śledzimy je z zainteresowaniem. Kolejne rozdziały mangi stoją na wyjątkowo wysokim poziomie. Tom kończy się rozpoczętą wcześniej historią braciszka Sanago – Kohaku. Niewątpliwie jest to plus, nie tyle samego tomu, co „Inu-Yashy” jako pełnego cyklu, gdyż żaden ważniejszy wątek nie zostaje niedopowiedziany, a poszczególne motywy tworzą spójną całość. Ponadto, ostatni rozdział kończy się wtargnięciem Kagury, co jest gwarantem, że kontynuacja zacznie się od mocnego pojedynku.

Ponownie pochwalę całą serię, z uwagi na zachowanie świetnej proporcję walk w stosunku do scen nieco bardziej melancholijnych, a także głównej historii przedstawionej w „Inu-Yashy”. Nie pozostaje mi nic innego, jak jeszcze raz zachęcić do przeczytania kolejnego, osiemnastego już tomu opowieści o psim pół-demonie. Mimo swoich drobnych wad, to po prostu kawał dobrej mangi.

 

"Inu Yasha" tom 18
  • Scenariusz: Rumiko Takahashi
  • Rysunek: Rumiko Takahashi
  • Tłumaczenie: Monika Nowakowska
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 16 marca 2009
  • Liczba stron: 192
  • Format: 115x180 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: matowy
  • Druk: cz.-b.
  • Cena: 17 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...