"Terminator: Ocalenie" - recenzja

Autor: Michał "Saladyn" Misztal Redaktor: Motyl

Dodane: 04-06-2009 16:47 ()


 

Rok 2003. Marcus Wright (Sam Worthington) przebywa w celi śmierci czekając na wyrok. Przed jego wykonaniem odwiedza go doktor Serena Kogan (Helena Bonham Carter) i nakłania, aby podpisał stosowne dokumenty, wyrażając zgodę na użycie jego ciała do eksperymentów naukowych. Wyrok zostaje wykonany, a akcja przeskakuje w przyszłość o kilkanaście lat.

Mogłoby się wydawać, że widz wie, czego się spodziewać, ale czeka na nas kilka niespodzianek - wszakże wszystkie poprzednie części sagi pokazywały, że ingerowanie w przeszłość ma wielki wpływ na przyszłość, która zmienia się za każdym razem. Marcus budzi się piętnaście lat później i czeka go wielki szok. A co z Connorem? Czy jest wielkim przywódcą? Czy jest GOTOWY nim być?

Pierwszy „Terminator” był filmem przełomowym. Jego kontynuacja wysoko podniosła poprzeczkę w kategorii efektów specjalnych (film wgniatał w fotel). Na trzecią część przyszło nam długo czekać i choć ma ona wielu przeciwników, ja do nich nie należę (film robiła inna ekipa z innymi aktorami, ale oddaję im honor, bo sporo dziur logicznych związanych z podróżami w czasie i zmianami historii połatano dość zgrabnie). Rozczarowaniem dla niektórych może być serial „Kroniki Sary Connor”, ale do ostatniej chwili nikt nie wiedział, jaki kształt przybierze „Terminator: Ocalenie”. Dotychczas ponura przyszłość po Dniu Sądu Ostatecznego znana była jedynie z opowieści poszczególnych postaci bądź z ich snów, czy też wspomnień. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie krótkie fragmenty utrzymane w niebieskiej kolorystyce, przepełnione atmosferą beznadziei i zaszczucia. Ludzie przemykający niczym szczury w ruinach i bezlitośni metalowi myśliwi szukający swych ofiar pośród szkieletów dawnej cywilizacji. Szczerze mówiąc dziwiłem się i zastanawiałem, dlaczego nikt wcześniej nie wziął się za ten właśnie wątek - z pozoru przegraną walkę z maszynami rozgrywającą się w przyszłości.

„Terminator: Ocalenie” jest dość zgrabnym koktajlem złożonym z nowych, ciekawych rozwiązań, ale i nawiązań do starej serii (czy to w cytatach, czy też w ścieżce dźwiękowej - poza motywem przewodnim będzie można znów usłyszeć "You could be mine" Guns'n'Roses). Zarówno widzowie zaznajomieni z serią, jak i pozostali, którzy zetkną się z mitologią cybernetycznych zabójców po raz pierwszy, powinni być usatysfakcjonowani. Efekty specjalne naprawdę robią wrażenie, będzie można zobaczyć w akcji nowe rodzaje terminatorów, których nic nie powstrzyma przed eksterminacją ludzkości oraz ruiny naszej cywilizacji. Plenery i muzykę również trafnie dobrano. Nie bawiłem się tak dobrze od czasów „Mad Maxa” czy „Screamers”. Przyszłość jest naprawdę mroczna (po prostu szybko można wczuć się w klimat tego świata - kto nie jest sprytny ginie), a Skynet do perfekcji dopracował metody eliminowania swojego głównego przeciwnika, czyli nas - ludzi. Z drugiej strony ruch oporu wspierany przez Connora także potrafi pokazać pazur, chociaż nikt nie ma złudzeń. Jakie szanse, w starciu jeden na jednego, ma człowiek przeciwko maszynie?

W obrazie nie brakuje akcji, stale coś się dzieje i te dwie godziny mijają bardzo szybko, zostawiając pewien niedosyt (słyszałem, że „Terminator: Ocalenie” ma być pierwszą częścią nowej trylogii). Bale jest bardzo dobry jako Connor, którego niektórzy traktują jak proroka (i nie ma się czemu dziwić, posiada informacje z pierwszej ręki), ale to Marcus jest moim faworytem. Były skazaniec nie jest kryształowo czystym człowiekiem ani jakimś herosem, ale ma charyzmę i nie sposób go nie polubić. Wszystkie wątki spleciono zgrabnie, choć od pewnego momentu domyśliłem się kilku rzeczy.

Czy „Terminator: Ocalenie” jest filmem bez wad? Oczywiście, że nie. Niemniej nie jest ich dużo i aż tak nie rażą (mam tu na myśli nieco przekombinowaną i na swój sposób umoralniającą końcówkę, kilka błędów logicznych, np. nie wierzę w przemianę weterynarza w kardiochirurga). Moim zdaniem największą wpadką jest trailer, który zwyczajnie za dużo zdradza. Warto pójść do kina i samemu zobaczyć oraz ocenić nową część sagi, postapokaliptyczne kino na wysokim poziomie. Z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę cyklu. Oby dane nam było ją ujrzeć jak najszybciej.

P.S. Christian Bale ostatnimi czasy nie ma szczęścia - gra główne role w kasowych produkcjach, a jednak inni aktorzy "kradną" mu widowisko i serca widzów. Heath Ledger zrobił to w „Mrocznym Rycerzu”, a teraz charyzmatyczny Sam Worthington ściąga całą uwagę na siebie.

Ocena: 8/10

 

Tytuł: „Terminator: Ocalenie”

Produkcja: Niemcy/USA/Wielka Brytania - 2009

Reżyseria: McG

Scenariusz: David C. Wilson, John D. Brancato,Michael Ferris, Jonathan Nolan,

Paul Haggis, Shawn Ryan, Anthony E. Zuiker

Obsada:

  • Christian Bale
  • Sam Worthington
  • Moon Bloodgood
  • Helena Bonham Carter
  • Anton Yelchin
  • Jadagrace
  • Bryce Dallas Howard
  • Common
  • Jane Alexander
  • Michael Ironside

Zdjęcia: Shane Hurlbut

Kostiumy: Michael Wilkinson

Muzyka: Brad Fiedel, Danny Elfman

Montaż: Conrad Buff

Czas trwania: 114 minut


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...