Małgorzata lub może bardziej (bo tak została podpisana najnowsza jej publikacja) Gosia Kulik w 2018 roku wydała komiks ze wszech miar świetny, wstrząsający i bardzo emocjonalny.
Można pisać długie, rozbudowane, wlekące się w nieskończoność czytadła, które wydają się nie mieć końca, aż na środku miasta pojawia się ufo, bo już nic innego twórcom nie przychodzi do głowy.
„Nieważny jest bohater, ważna jest fabuła”. Tym oto zdaniem Grant Morrison miał podsumować swoją aktywność przy realizacji, zdawało się niemających szans na uwagę szerszego grona czytelników serii, których rozpisywanie powierzono mu u schyłku lat 80. ubiegłego wieku.
Kiedy pod koniec 2018 roku Timof wydał pierwszy tom pomyślanego jako dyptyk komiksu Cyrila Pedrosy (rysunki) i Roxanne Moreil (scenariusz) „Złoty wiek”, opadła mi szczęka.
Jak powszechnie wiadomo, superłotrzy służą do uprzykrzania codzienności mieszkańców m.in. amerykańskich metropolii, a także chroniących tych społeczności superbohaterów.
Sformułowania typu „profanacja” czy wręcz „bezczeszczenie wiekopomnego dziedzictwa” pojawiły się niemal w chwilę po tym, gdy na etapie 2012 r. medialne przedstawicielstwo DC Comics poinformowało o zamiarze poszerzenia cenionej marki „Strażników” o nowe tytuły.
Kiedy go poznajemy, przedstawiciel obcej cywilizacji z kosmosu, ukrywając swoje pochodzenie, wiedzie spokojne życie na Ziemi w małym amerykańskim miasteczku Patience, gdzie oczekuje na ratunek.
Wydawnictwo DC skrzętnie podąża drogą zarzynania wielkich marek. Pod topór trafili już „Strażnicy”, w końcu przyszedł czas na „Sandmana” i jego uniwersum.
Kick-Ass, który zadebiutował w komiksowym światku w roku 2008, był jednym z najciekawszych ujęć problemu postaci „superbohatera” skonfrontowanej z brutalną rzeczywistością.
W oczekiwaniu na kolejny tom przygód niezłomnych Galów wydawnictwo Egmont sięgnęło po – wydawałoby się – zapomnianą historię napisaną jeszcze przez Rene Goscinnego.
Po tzw. jeździe bez trzymanki zafundowanej fanom swoistej krucjaty „Franciszka Zameckiego” przez skądinąd znanego (m.in. z „Kaznodziei” i „Chłopaków”) Gartha Ennisa osiągnięcie porównywalnej jakości fabularnej wydawać się mogło nieosiągalne.
Będąc swego czasu dość fanatycznym wyznawcą twórczości Gary’ego Larsona, zwłaszcza jego słynnego cyklu „The Far Side”, uśmiechnąłem się, wertując nowy komiks wydawnictwa Marginesy, niepozorne rozmiarami dziełko Toma Gaulda „Instytut bombowych teorii”.
W efekcie perturbacji towarzyszących przejęciu przez Marvela praw do publikacji komiksów opartych na literackim dorobku Roberta E. Howarda dobrze rozpoczęta prezentacja tego typu produkcji z zasobu wydawnictwa Dark Horse została u nas zawieszona.
Mariusz Moroz pozostaje wierny tematyce krzyżackiej. Po „Przeklętej puszczy 1280” oraz „Endorfie” oferuje opowieść o bitwie, która bez wątpienia stanowi jeden z najbardziej spektakularnych momentów naszej historii.
Calamity Jane – legenda Dzikiego Zachodu – na okładce poświęconego jej albumu opublikowanego przez wydawnictwo Lost In Time, spogląda swoim przenikliwym wzrokiem, gdzieś hen daleko przed siebie.
Gdy demony przeszłość, a w przypadku Staruszka Logana przyszłość, nie przestają dawać o sobie znać, racjonalne zachowanie jest ostatnią rzeczą, której można spodziewać się po dręczonym wspomnieniami bohaterze.
Mirka Andolfo dała się poznać polskiemu czytelnikowi dzięki dobrze przyjętej trylogii Wbrew naturze, nie dziwi więc publikacja kolejnej serii tej autorki.
Najpierw był Emil ze Smalandii. Rezolutny łobuziak, który narodził się w wyobraźni Astrid Lindgren i zaistniał na kartach wielotomowego cyklu książek szwedzkiej autorki.
Koncepcja sztucznej replikacji organizmów na bazie powielenia ich genotypu przez długie lata stanowiła domenę nade wszystko kreatorów fantastyki w jej różnorodnych postaciach (by wspomnieć choćby epizod serii „Valerian” pt. „Na fałszywych ziemiach”).
Ziemska Biała Latarni, Kyle Rayner, przybywa z misją pokojową do układu Wega, który jest jedynym znanym źródłem stellarium we wszechświecie, czyli niezwykle rzadkiego pierwiastka służącego do stabilizacji rdzeni planetarnych.